Jednym z obowiązkowych punktów zwiedzania Madery jest półwysep Sao Lourenco. Jest to miejsce najbardziej wysunięte na wschód. Nie sposób się zgubić, bo dojeżdża tam tylko jedna droga, na końcu której znajduje się parking. Tu zaczyna się trekking.
Jest to półwysep pochodzenia wulkanicznego, uznany za rezerwat przyrody. Szlak Vereda da Ponta de Sao Lourenco ma ok. 4 km w jedną stronę do najdalej wysuniętego punktu, do którego można dojść.
Trasa jest urozmaicona: raz łagodnie schodzi w dół, raz trzeba wspinać się w górę wąskimi ścieżkami, ale jest bajecznie.
Po drodze na szczyt można odpocząć w położonej wśród palm Casa do Sardinha - bazie strażników parku, będącym również czymś na kształt schroniska.
Półwysep jest miejscem tak bajkowym, że nie można go pominąć podczas wyprawy na Maderę i warto poświęcić kilka godzin, żeby zobaczyć go z bliska.
Jeśli jednak komuś bardzo się nie chce iść na taką wyprawę warto podjechać do punktu widokowego Miradouro Ponta do Rosto. Zresztą widoki stamtąd zadowolą każdego konesera przyrody.
Wracając z półwyspu można też zatrzymać się w parkingu, w dole którego znajduje się niewielka, ledwie 100 metrowa plaża - Prainha.
W okolicy natraficie również na Quinta do Lorde - miejsce, które wygląda na małe miasteczko z portem, kościołem, barami i sklepami,
Najbliższą miejscowością jest Canical - wioska rybacka, w której aż do 1982 mieszkali łowcy wielorybów. Samo Canical to nic szczególnego.
Znajduje się tu muzeum Muzeum Wieloryba (podczas naszego pobytu było zamknięte) i w sumie nie ma żadnych innych atrakcji - trochę domków skupionych wokół przemysłowego, niewielkiego portu.
W okolicach Canical, jak i w miasteczku, były kręcone sceny do filmu Moby Dick z 1956 r.
Nieco na zachód od Canical warto zatrzymać się na chwilę w Machico, które było pierwszą stolica Madery.
Jest o wiele bardziej klimatyczne od Canical, ma fajną promenadę, zabytkowe uliczki i prawie półkilometrową piaszczystą plażę z żółtym piaskiem. Co prawda importowanym, ale zawsze. Jest to jedna z dwóch takich plaż na Maderze.
Woda w oceanie co prawda była nieco zimna, ale przyjemniej chodzi się po piasku niż po kamieniach ;)
Kolejnym miasteczkiem w pobliżu jest Santa Cruz, miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć. Pierwszy raz byliśmy tam, gdy autobus z lotniska rozwoził turystów po hotelach
i już wtedy wiedziałam, że do tego miejsca trzeba wrócić :) Pierwszy raz przyjechaliśmy wieczorem, było bardzo klimatycznie, ale za dnia ta rzeka kwiatów robi jeszcze piękniejsze wrażenie.
Miejsce, które nazwałam rzeką kwiatów, to tak naprawdę koryto rzeki, które jest obrośnięte kolorowymi kwiatami.
Pod koniec pobytu trafiliśmy jeszcze do Camacha, ale spędziliśmy tu tylko chwilę na centralnym placu miasteczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz