Co prawda w głowie mam jeszcze świeże emocje i przeżycia z Portugalii, ale po kolei, skończę najpierw Barcelonę ;)
Na pewno jest więcej ludzi. Barcelona jest wręcz oblegana przez turystów. Przy praktycznie wszystkich atrakcjach są kolejki, tabuny ludzi i tłok. Czasami nie ma przyjemności ze zwiedzania miasta, właśnie przez te ilości turystów. Poprzednio, z tego co pamiętam, też było tłoczno, ale jednak luźniej niż teraz.
Na pewno było też taniej i więcej obiektów można było zobaczyć bez opłat m. in. Park Guell, czy Katedrę - teraz wszędzie trzeba kupić bilet wstępu, albo on-line na konkretny dzień i godzinę, albo stać w długiej kolejce.
Szczerze mówiąc nie pozwiedzaliśmy zbyt wielu miejsc, ale staraliśmy się chłonąć atmosferę tego miejsca. Wciągu tych kliku dni zrobiliśmy wiele kilometrów nie tylko transportem miejskim, ale i na własnych nogach.
Już pierwszego dnia prosto z lotniska pojechaliśmy na Passeig de Gracia, żeby zobaczyć dwa słynne budynki Gaudiego Casa Batllo i Casa Mila. Nie kupiliśmy biletów wcześniej, więc też nie wybraliśmy się na ich zwiedzanie.
Ruszyliśmy za to spacerem w stronę Bazyliki Sagrada Familia, ale tylko po to, żeby pokazać ją rodzicom, bo zwiedzanie mieliśmy zaplanowane na inny dzień.
W pozostałe dni, poza planowymi atrakcjami nie mogliśmy pominąć słynnej Rambli, która mnie osobiście nie porywa, poza Mercat de la Boqueria - miejscem pysznym i kolorowym. Już 14 lat temu spodobało mi się, tym razem do owoców i koktajli doszły owoce morza i w sumie mogłabym stamtąd nie wychodzić ;)
Oczywiście jak Rambla, to nie można ominąć Plaza de Catalunya (niestety częściowo w remoncie), niesamowicie uroczych uliczek Barri Gotic z uroczymi sklepikami, barami i ulicznymi artystami,
okolic Katedry św. Eualii,
czy Plaza de Sant Jaume z siedzibami władz miejskich i rządu Katalonii - najstarszą przestrzeń publiczną w Barcelonie.
Jednego dnia wybraliśmy się, w miejsce, które poprzednim razem zrobiło na mnie wrażenie - okolice Placu Hiszpańskiego. Znajdująca się przy placu arena, gdzie odbywały się walki byków została przerobiona na dość ciekawą galerię handlową z tarasem widokowym na koronie.
Oczywiście będąc na Placu Hiszpańskim nie sposób nie podejść na tereny zbudowane na odbywające się tu 1929 r targi EXPO. A stąd już blisko do Muzeum Sztuki Katalonii i Magicznych Fontann, które niestety ponownie są nieczynne.
I tak dotarliśmy na Wzgórze Montjuic, gdzie oprócz XVII-wiecznego zamku i licznych parków i tematycznych ogrodów kompleks obiektów sportowych, przebudowanych na Olimpiadę w 1992 r.
Ostatniego dnia pobytu, gdy wysiedliśmy w centrum miasta okazało się, że spora część arterii jest zamknięta, ponieważ zaczęła się duża impreza sportowa Vuelta Espania Kobiet i mieliśmy okazję pooglądać rozgrzewki przed startem.
Tego ostatniego dnia dotarliśmy też do Casa Vincent - jedno z pierwszych dzieł Gaudiego. Gdy byliśmy 14 lat temu, przechodziliśmy obok niego, ale wtedy nie było jeszcze możliwości wejścia do środka - turystom został udostępniony dopiero w 2017 roku.
ciekawe czy mamy inne pojęcie zatłoczenia bo my byliśmy w wakacje w szczycie sezonu i w sumie taki mega tłok to dla mnie był tylko na Rambli właśnie. O każdej porze bo byliśmy kilka razy ale pozostałe uliczki i place raczej nie były jakieś zapchane. Udawało się znaleźć wolną ławkę czy murek żeby usiąść.
OdpowiedzUsuńNie byliśmy na placu Hiszpańskim bo z kolei podczas naszego pobytu on był w remoncie i te kolumny były otoczone płotem i jak to doczytaliśmy to sie tam nie wybraliśmy w ogóle bo od naszego hotelu było daleko. i nie widziałam też tych słynnych fontann (nie wiem czy one są przy placu czy w innym miejscu bo też były w remoncie).
Byłam w tym bożonarodzeniowym sklepie :D
Dla mnie kilkunastoosobowa kolejka to już tłok, a kilkaset osób to już tłum, a tam były tysiące. Chociaż w sobotę byliśmy w Lesznie na AirShow to było 40 tysięcy ludzi, ale teren duży i się tego tak nie odczuwało.
UsuńPlac Hiszpański podobał mi się już poprzednio, ale fontanny, które są między placem a muzeum po raz drugi były nieczynne.
Ja nie była, tylko wystawę obejrzałam ;)