Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Włoska wyprawa cz.2 - Werona


Podróż pociągiem przebiegła w miarę szybko - jechaliśmy pociągami Regionale Veloce (Regionalne przyspieszone)
We Włoszech są różne rodzaje pociągów od najszybszych Frecciarossa (Czerwona Strzała), przez Frecciargento (Srebrna Strzała) i Frecciabianca (Biała Strzała) po pociągi regionalne, które zatrzymują się na każdej stacji. Oprócz tego wprowadzoną od niedawna nowością , kursującą od roku są Italotreno - pociągi pierwszego włoskiego prywatnego przewoźnika - konkurencji dla kolei państwowych. Co ja mogę powiedzieć o kolejach włoskich ? Trochę pojeździliśmy tymi pociągami regionalnymi przyspieszonymi - w sumie 3 razy i raz regionalnymi. W pociągach jest czysto i przyjemnie, największe opóźnienie jakie widziałam na tablicach przyjazdów to 10 minut, czego my nie doświadczyliśmy. Ceny biletów są całkiem jak dla Włochów przystępne: za podróż z Mediolanu do Werony - 148 km zapłaciliśmy po 11,5 euro, a podróż trwała 1,5 h; z Werony do Padwy - 52 km, po 6,25 euro, czas podróży - 39 minut, z Padwy do Wenecji - 37 km, po 3,55, czas podróży 29 minut i najwolniejszymi liniami z Wenecji do Treviso - 30 km, po 2,85 euro, czas podróży 37 minut. Poniżej zdjęcia Italotreno i Biała strzała na jednym z dworców.


No ale wróćmy do Werony. Tym razem zamiast hotelu wzięliśmy B&B, kilkaset metrów od historycznego centrum. Pokój niezbyt duży, ale bardzo przytulny, co zresztą widać poniżej. Duża wspólna kuchnia na śniadania i bardzo sympatyczna obsługa. Jak ktoś będzie chciał namiary to polecam.
Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na spacer. Najpierw udaliśmy się do Centrum Informacji Turystycznej zapytać o Verona Card, bo pani w pensjonacie powiedziała nam, że coś takiego jest i warto kupić. Fakt - jest taka karta, 2-dniowa, kosztuje ok. 12 euro i upoważnia do wejścia do wszystkich najważniejszych obiektów, muzeów i wystawy. Pani w informacji jednak odradziła nam taką kartę, bo było niedzielne popołudnie a w poniedziałek prawie wszystko jest zamknięte i może nam się to nie opłacać. Z naszego przewodnika dowiedziałam się, że w pierwszą niedzielę miesiąca większość zabytków jest otwarta dla zwiedzających, co jednak nie do końca okazało się prawdą - otóż w Weronie faktycznie prawie wszystkie zabytki i muzea są otwarte dla turystów w pierwszą niedzielę miesiąca, ale tylko w okresie od października do marca. Postanowiliśmy więc pochodzić uliczkami Werony poczuć jej klimat i historię:



Po drodze dotarliśmy na Piazza Bra, gdzie znajduje Arena - budowla z I wieku n.e., która jest najlepiej zachowanym (zaraz po Koloseum) amfiteatrem rzymskim, gdzie do dziś dnia odbywają się różne wydarzania, np. od najbliższego weekendu będzie odbywał się  Festiwal Operowy i jest w czym wybierać :))





Potem dość mocno zatłoczoną uliczką, gdzie sklepów znanych projektantów było chyba więcej niż w Mediolanie, a przynajmniej na tak małej powierzchni były lepiej widoczne, doszliśmy do domu Capulettich czy do Casa di Giullietta. Jest tu balkon i pomnik Julii, ale gdy tam dotarliśmy ludzi było tak dużo, że zrobienie zdjęcia pomnikowi samemu było niemożliwe, a dopchanie się do niego graniczyło z cudem ! Na pusty balkon musiałam "polować", bo co chwilkę ktoś wchodził.


Z domu Julii poszliśmy na centralny punkt starego miasta - Piazza delle Erbe i znajdujący się obok Piazza dei Signori. Na obu znajdowało się w niedzielne popołudnie wiele kawiarni i restauracji, a pomiędzy nimi znajdowało się przejście, nad którym zawieszona jest kość wieloryba i nad oboma wznosi się XIV wieczna Torre dei Lamberti.





A z pomnika spoglądał zamyślony Dante:
Droga naszego spaceru wiodła dalej przez grobowce
Katedrę
kawiarnię
aż nad rzekę Adigę, gdzie rozciągały się przepiękne widoki

A po drugiej stronie rzeki czekała na nas kolejna ciekawostka - Teatro Romano, stary rzymski teatr, gdzie po częściowej odnowie i odbudowie do dziś odbywają się różne koncerty i przedstawienia. Bilet do zwiedzania teatru  jest od razu biletem do Muzeo Civico di Storia Naturale, czyli Miejskie Muzeum Archeologiczne. Co prawda trzeba się było nieźle powspinać, bo schodów było co niemiara, ale było warto. Może nie dla samego muzeum, bo nic tam nas nie poruszyło, ale dla tych widoków



Teatr


Budynek muzeum

Po wyjściu z muzeum wspięliśmy się jeszcze na Zamek, skąd był jeszcze cudowniejsze widoczki:

Było bardzo ładnie, ale zaczęło się robić chłodno, więc zdecydowaliśmy się wrócić po bluzy i w dalszą drogę ;)
A wieczorna Werona jest jeszcze bardziej urocza






Oczywiście w międzyczasie musieliśmy się posilić, bo przecież nie starczyłoby nam sił na tyle chodzenia. Dla mnie punktem obowiązkowym w każdej wyprawie na południe są owoce morze, a tu już w wydaniu XXL ;)
Zupę rybną jedliśmy oboje (opisze ją na blogu kulinarnym):
tu otwarta kuchnia i widać co kucharz przyrządza i nakłada:
a tu moje spaghetti con vongole
a dla T. spaghetti alla seppia con la gambretta

Poranek przywitał na słońcem. W czasie śniadania zdecydowaliśmy, że zostawimy plecaki i jeszcze troszkę pochodzimy po Weronie.
Od naszego pensjonatu pod dom Julii było niedaleko, więc ruszyliśmy tam i szczerze mówiąc zaskoczyło nas, że praktycznie nikogo nie było. Fakt - muzeum było zamknięte, ale pomnik i balkon można było obejrzeć, a poza nami były może ze 3 osoby.


Znów udaliśmy się w stronę Piazza delle Erbe, a po drodze widzieliśmy takie magiczne sztuczki:


Piazza delle Erbe mocno nas zaskoczył - nie był to ten sam plac co dzień wcześniej. Był cały zastawiony straganami wszystko - warzywa, owoce, makarony, inne frykasy, koszulki, chusty, obrazki i inne różne gadżety i pamiątki


No i niesamowite sałatki owocowe w kubeczkach z kokosem na wierzchu, aż nie mogłam się oprzeć :)

Niestety czas szybko uciekał, wiec udaliśmy się na dworzec i dokładnie po 24 godzinach od przyjazdu (tak jechaliśmy tym samym pociągiem, kursującym na trasie Mediolan - Wenecja) opuściliśmy czarująca Weronę. Podobało mi się tam bardzo, to chyba najurokliwsze miejsce podczas całej naszej wyprawy :)
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz