To był nasz pierwszy wyjazd do Mediolanu (zresztą do Werony i Padwy też, tylko w Wenecji wcześniej byliśmy). Jak z każdym miejscem, do którego jedzie się po raz pierwszy związane są jakieś wyobrażenia. Mediolan jest najważniejszym włoskim ośrodkiem gospodarczo-finansowym, największym ośrodkiem przemysłowym Włoch i jednym z najbogatszych miast w Europie. Znany jest też jako stolica finansów i mody. Wyobrażałam sobie Mediolan jako miasto nowoczesne, ze szklanymi wieżowcami na obrzeżach i bardziej zabytkowym sercu, miasto, gdzie pełno biznesmenów w drogich garniturach i pięknych kobiet biegających po drogich sklepach. Czy wszystko było takie jak moje wyobrażenia ? Odpowiedź poniżej ;))
Zaczynamy !
O 8.20 wylądowaliśmy na lotnisku w Bergamo, a stąd już tylko ok. 50 km do Mediolanu. Lotnisko jest nieduże, ale wszystko fajnie zorganizowane. Sprzed terminala odchodzą co chwilę autobusy to do Bergamo, to do Bresci, to do Milano. Koszt przejazdu to 5 euro od osoby.
Po ok. 50 minutach nasz autobus dojechał do Stazione Centrale. Postanowiliśmy się trochę rozejrzeć, bo w końcu za dwa dni mieliśmy wsiąść do pociągu z tej właśnie stacji i ruszyć w dalszą drogę. Sprawdziliśmy rozkład jazdy, przetestowaliśmy automaty do zakupu biletów, pooglądaliśmy i ruszyliśmy dalej. Po wyjściu ze budynku stacji, który jest bardzo stylowy i zabytkowy,
Tak, i był to jedyny wieżowiec jaki widzieliśmy...
Do centrum postanowiliśmy iść pieszo i po drodze mijaliśmy różne miejsca i budynki - w większości dość stare i wiecie co - szału nie było ! Nijak miało się to do moich wyobrażeń...
Idąc ulicami Mediolanu dotarliśmy do Giardini Pubblici di Villa Reale - bardzo ładnych ogrodów i takich trochę nietypowych, z np. takimi skałkami:
Oczywiście po drodze mijaliśmy tysiące skuterów:
ale też auta elektryczne, których w Milano jest całkiem sporo:
Po spacerze z przerwą na włoskie śniadanie naszym oczom ukazał się Leonadro da Vinci na cokole.
Wczytując się w przewodnik, okazało się, że stoimy na wprost Teatro alla Scala, zwanego popularnie La Scala:
I to jest moje największe rozczarowanie... Bo myślałam, że zobaczę coś naprawdę spektakularnego, a tu gdybym nie przeczytała to nawet bym nie zwróciła na ten budynek uwagi :( Na stronie internetowej można zobaczyć jaki w środku jest przepych i elegancja, a z zewnątrz tylko afisze wskazują, że można obejrzeć i przeżyć coś niesamowitego. Niestety opery zwiedzać nie można, tylko podczas przedstawień można zobaczyć jej wnętrze.
Poszliśmy dalej, a tam było już tylko piękniej było:
Galleria Vittorio Emanuele II
- najstarsza na świecie galeria handlowa, gdzie teraz mieszczą się luksusowe butiki i nie tanie restauracje
czy Il Duomo:
Dawno minęło już południe, a my wciąż z plecakami. Kupiliśmy sobie dwudniowe bilety na całą komunikację miejską (8,25 euro od osoby), podjechaliśmy metrem, a potem jeszcze z 1,5 km na piechotę. Nie minęło pół dnia naszej podróży, a ja już ledwo nogami powłóczyłam.
Nasz hotel był na prawdę luksusowy, trafiłam na dobrą okazję na booking.com, w hotelu 4-gwiadkowym znalazłam pokój za 1/10 ceny !!!
Hotel bardzo mi się podobał, a i śniadania mieli spoko - nawet cappuccino podawali na życzenie.
Po rozpakowaniu i odświeżeniu się ruszyliśmy na dalszy podbój Mediolanu. Tym razem nieco bliżej naszego hotelu niż metro odkryliśmy przystanek tramwajowy, skąd tramwaj wiózł nas do samego centrum. Zaskoczeniem największym były właśnie tramwaje. Już po drodze z dworca zauważyliśmy jak wyglądają:
a jak do niego wsiedliśmy, okazało się jak ten środek lokomocji jest niesamowicie głośny - rozmowa w środku jest bardzo utrudniona ;)) Tak, mają też nowsze tramwaje, ale te nowsze obsługują tylko dwie linie - przeważająca większość wygląda jak wyżej.
Tramwaj okazał się bardzo przydatnym środkiem transportu i potem poruszaliśmy się głównie tramwajami, bo po pierwsze dość szybko, a po drugie można - w przeciwieństwie do metra - sporo zobaczyć.
W centrum najpierw podeszliśmy do knajpki na panini, foccacię i kawkę:
i najedzeni ruszyliśmy na dalszy spacer po mieście.
Znów dotarliśmy do Galerii:
Za zamkiem rozciąga się olbrzymi Parco Sempione, zakończony Arco della Pace (Łuk Pokoju)
Po drodze mijaliśmy dużo ciekawego sprzętu jeżdżącego - mi najbardziej podobały się skutery na trzech kołach - z przodu dwa, z tyłu jedno.
Podczas naszych wędrówek dotarliśmy ponownie do Katedry, ale trudno tam nie trafić, to wielki obiekt (pod względem wielkości zajmuje trzecie miejsce na świecie), znajdujący się w samym sercu miasta i podobno, przy dobrej widoczności tą wielką bryłę widać z wierzchołków Alp. Tych wieżyczek, które widać na zdjęciu jest 135, a na katedrze umieszczonych jest ponad 2200 figur - postaci świętych, z których każdy ma 3-4 metry wysokości. Naprawdę imponujące.
Katedrę zwiedziliśmy także w środku - robi wrażenie. Wewnątrz znajdują się olbrzymie witraże, ponoć największe ze wszystkich jakie kiedykolwiek wykonano
Według mnie będąc w Mediolanie koniecznie trzeba zwiedzić to miejsce.
Jak byliśmy w okolicach zamku, okazało się, że organizowany jest tam... bieg nocny dla kobiet :)
Ale obejrzeliśmy tylko przygotowania do startu i start, a potem ruszyliśmy na dalszy spacer i w konsekwencji dotarliśmy do hotelu po 22-giej.
Po śniadaniu postanowiliśmy wyruszyć spacerem do metra, żeby następnie dojechać do dzielnicy San Siro.
Nasz spacer przebiegał przez uroczą dzielnicę Ticine
Na San Siro pierwsze kroki skierowaliśmy na Hipodrom (Ippodromo dell Galoppo) , gdzie znajduje się rzeźba konia:
Jest to koń, którego pierwowzór wykonał Leonardo da Vinci. Niestety rzeźba Leonardo była z gliny i podczas najazdu Francuzów łucznicy trenowali celność właśnie na rzeźbie, która wkrótce zmieniła się w bezkształtną bryłę. Leonardo w swoich notatkach miał szczegółowe szkice i opisy koni i jak się okazało, już w XV wieku pracował na możliwością odlewania posągów z brązu. Niestety jego notatki rozproszyły się po świecie i dopiero pod koniec XX wieku udało się zebrać je wszystkie, i według oryginalnego projektu Mistrza, oddając mu hołd wykonano z brązu tego oto konia, który w 1994 roku stanął na Hipodromie Mediolańskim.
Po drugiej stronie ulicy, vis-a-vis Hipodromu znajduję się słynny Stadion San Siro, stadion, gdzie swoje mecze rozgrywają obie Mediolańskie drużyny - zarówno Inter Mediolan, jak i AC Milan. Stadion widzieliśmy tylko z zewnątrz, bo w środku trwały próby, do jakiegoś koncertu, ale w porównaniu z Camp Nou w Barcelonie to wydał mi się jakiś taki "mizerny" ;)
Po powrocie do centrum powróciliśmy do naszego snucia się po mieście
Trafiliśmy do Rotundy (na zdjęciu wewnątrz):
potem znów centrum:
na ulicę sklepów znanych projektantów:
a nawet na naukę żeglowania dla dzieci (zresztą bardzo pomysłowe połączenie reklamy basenów ogrodowych ze szkołą żeglarską)
sklep ZARA
Znów Zamek
i igła z nitką :)
W między czasie udaliśmy się na obiad do takiego uroczego miejsca:
Spacerują uliczkami w centrum miasta natknęliśmy się sklep z antykami, a tam na wystawie moją uwagę przykuła tabliczka:
jak weszliśmy do środka okazało się, że oprócz całej kupki z adresami, polskich niespodzianek jest więcej:
Już wspominałam o Leonardo da Vinci, którego pomnik znajduje się w centralnym punkcie miasta, między La Scala a Galerią. Mistrz Leonardo z Mediolanem związany był 17 lat i miasto przesiąknie jest jego obecnością.
Jednym z miejsc, które chcieliśmy zobaczyć to refektarz kościoła Santa Maria della Grazie, gdzie znajduje się "Ostatnia wieczerza" stworzona przez da Vinci. Po kupieniu biletów na samolot dowiedziałam się, że bilety tam trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Weszłam więc na stronę internetową, a tam komunikat, że od 18 maja można rezerwować bilety na... sierpień ! Tak więc nie było nam dane obejrzeć fresku. Ale pod kościół dotarliśmy (niestety było trochę późno i był już zamknięty)
Z innych ciekawostek: w trzech miejscach w Mediolanie spotkaliśmy gigantyczne kolejki - dwie w centrum, trzecia koło naszego hotelu. Wszystkie za... lodami. Te w centrum odpuściliśmy, a o tej trzeciej za chwilę.
W sobotę wieczorem nasze kroki skierowaliśmy ponownie na Piazza del Duomo, bo odbywał się tam koncert muzyki poważnej.
prawdziwe tłumy były.
A kiedy już odczuliśmy mocno zmęczenie postanowiliśmy wrócić do hotelu, bo na drugi dzień czekała nas podróż. Idąc już od tramwaju naszym oczom ukazał się tłum ludzi. Prawdziwa kolejka, taka, jak widzieliśmy w centrum. Napis nie budził żadnych wątpliwości - lodziarnia !
Mimo, że było koło 23-ciej postanowiliśmy ustawić się w kolejce. A gdy już zapłacilismy okazało się, że dostaliśmy numerek, taki jak czasami na poczcie lub w banku i mamy czekać na swoją kolej ! Wyświetlał się chyba 57 (na pomysł, żeby zrobić zdjęcie wpadłam troszkę później), a my mieliśmy 79!
Ale było warto, tak pysznych lodów nigdy nie jadłam. Wzięłam sobie smaki poziomkowy i biszkoptowy. REWELACJA !!!
W niedzielę, po śniadaniu zebraliśmy się i ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Czas trochę nam się skurczył i na miejsce dotarliśmy jakieś 15 minut przed odjazdem pociągu. Na szczęście mają dużo biletomatów i kupienie biletu trwało tylko chwilkę. Znaleźliśmy właściwy peron
i o 11.25 opuściliśmy Milano.
Moje wyobrażenie o Mediolanie, zostało trochę zmienione. Nie jest to miasto nowoczesne, ale też nie jest mocno zniszczone. Będąc tam nie czułam, że jestem w jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowo - finansowo - bankowo - modowych. Na ulicy, gdzie znajdują się sklepy najważniejszych projektantów, to szczerze mówiąc nawet nie wiem jak się znaleźliśmy, dopiero po dłuższej chwili zauważyłam napis PRADA. Nie widać tego blichtru i przepychu. Nie spotkaliśmy też super modnie ubranych pań biegających po tych sklepach. Super eleganckich panów biznesmenów też wielu nie było. A samo miasto oceniam jako przyjazne. Podobało mi się.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz