Dzień jedenasty:
No i niestety nadszedł ten moment, kiedy musieliśmy opuścić ten jakże cudnie ciepły kraj. Samolot mieliśmy o 14.20, a hotel musieliśmy opuścić do 12-stej. Tym razem wstaliśmy jak jeszcze było szaro i ... poszliśmy biegać. Wymyśliłam sobie, że muszę obejrzeć jeszcze jedno miejsce. Otóż znalazłam w przewodniu, że na krańcu półwyspu Marafa, gdzie mieszkaliśmy, znajduje się biały posążek Matki Boskiej na niebieskim podeście. Jak zobaczyłam to w przewodniku to niesamowicie mnie urzekł i chciałam go zobaczyć. W przewodniku było napisane, że znajduje się on na południowo - zachodnim krańcu półwyspu, jednak za nic nie mogłam go zlokalizować. Do czasu, gdy byliśmy w Mellieha na kawie i oglądaliśmy widoki, w pewnym momencie w dali na klifie zauważyłam niebieski postument.
Tylko, że to nie był to południowo - zachodni kraniec półwyspu tylko południowo - wschodni ;) No a że wcześniej nie mieliśmy kiedy, to postanowiliśmy pobiec tam właśnie w sobotę rano. Od naszego hotelu było to jakieś 6 km (w jedną stronę oczywiście). Dobiegliśmy na miejsce po fajnych drogach - raz pod górkę, raz stromo w dół, większość drogą asfaltową, aż znaleźliśmy to miejsce:
Akurat trafiliśmy na wschód słońca :)) Uprzedzając pytania - nie nie biegałam z aparatem, tylko z komórką ;))
Wróciliśmy, szybki prysznic i pakowanie, potem śniadanie i wymeldowanie z hotelu.
Podróż autobusem na lotnisko trwała dobre 1,5 godziny jak nie więcej, ale zdążyliśmy bez problemu. Na lotnisku w strefie wolnocłowej zakupiliśmy jeszcze 2 sześciopaki Kinnie i kombinowaliśmy nieziemsko co z nimi zrobić, tzn. gdzie je upchnąć, żeby wejść na pokład. W Ryanairze na Malcie bardzo pilnują, żeby nikt nie wniósł na pokład więcej niż 1 sztukę bagażu ! Nawet maleńkiej torebki nie można mieć, nie wspominając o siatce z napojami. Dobrze, że mieliśmy na sobie kurtki to upchaliśmy po kieszeniach, czy w rękawach ;)) Podróż samolotem nastawiała nas na to, co czeka na nas w Polsce. Jak jeszcze nad Maltą i Sycylią była widoczność niezła, tak już nad Włochami zmalała i nie było widać nic poza gęstymi chmurami.
Nie lubię zbytnio latać a do tego stresowałam się bo widoczności przy podejściu do lądowania praktycznie nie było żadnej. W końcu zobaczyłam pod nami białe pola.
Na lotnisku czekała siostra ze szwagrem i padający bez przerwy śnieg !!! Wiedzieliśmy czego się spodziewać, bo siostra mnie już wcześniej uprzedziła, poza tym jesteśmy na tyle myślący, że znając polski klimat i wracając pod koniec października, wiadomo, że z pogodą może być różnie, a upału na pewno nie będzie. Ale niektórzy byli wielce zaskoczeni, np. jedna pani w klapkach na gołe nogi, inna w sandałach...
Jeszcze kilka ciekawostek o Malcie, których dowiedzieliśmy się lub zaobserwowaliśmy na miejscu.
Na Malcie nie ma supermarketów. No może jakieś są, ale ja przez całe jedenaści dni widziałam tylko jeden niewielki Lidl koło lotniska. Żadnych innych nie widziałam, raczej wszędzie są małe sklepiki, albo w miejscach niby garażach coś jakby dyskonty.
Nie ma sklepów sportowych, Julian mówił, że buty do biegania kupują przez internet, bo na Malcie nie ma ani Inter Sportu, ani Go Sportu, ani Decathlona ani żadnych innych. Podobno Decahtlon przymierzał się do otwarcia sklepu, ale stwierdzili, że im się nie opłaca - za mała populacja uprawiająca jakikolwiek sport.
Maltańczycy są bardzo religijni. Ponad 96% mieszkańców to katolicy, a większość tych 96% jest bardzo pobożna i praktykująca. Oprócz licznych kościołów prawie na każdym kroku spotyka się figurki świętych, pomniki, ołtarzyki, obrazki, wszystko ukwiecone.
Na Malcie prawo do rozwodów wprowadzono dopiero w ... 2011 !!! Tak, tak, nie pomyliłam się w 2011. Do tego czasu Malta była jedynym krajem na świecie, gdzie rozwody były nielegalne, z jednym wyjątkiem, jeśli jedno z małżonków było obcokrajowcem, ale wtedy rozwód musiał być orzeczony w innym kraju. W 2011 przeprowadzono referendum, w którym udział wzięło 72% mieszkańców i 53% z nich opowiedziało się za możliwością rozwodów.
Malta tak naprawdę nie ma wielu zabytków do zwiedzania, najczęściej to kościoły i forty obronne. Na początku jak widziałam te kościoły z zewnątrz to byłam zachwycona - wieże, duże drzwi, czerwona kopuła, ale po kilku dniach się okazało, że te wszystkie kościoły są do siebie bardzo podobne.
Na Malcie masa rzeczy jest w remoncie lub budowie - drogi, mury obronne, kościoły, budowa nowego Oceanarium w Bugibba - wszystko dofinansowane ze środków unijnych. Może dlatego, że to tak mały kraj, tak bardzo to widać.
Budownictwo na Malcie jest dość tanie, ponieważ wszystkie instalacje puszczane są na zewnątrz budynku i rury wodne i kanalizacja i kable elektryczne. No ale im nic nie pozamarza, tam nie ma przecież zimy :)) No i oczywiście nie ma ogrzewania, ale za to obowiązkowa jest klimatyzacja.
Na Malcie mieszka sporo Polaków, którzy wyjechali tam za pracą. No może nie tak do końca, bo ci wszyscy, z którymi rozmawialiśmy twierdzili, że wcześniej bywali na Malcie po kilka razy i zdecydowali się tam zamieszkać, bo ten kraj ich urzekł.
Z opowieści jednej Polki, która pracowała jako kelnerka w tym drugim hotelu: w lipcu tego roku na Malcie przez pełne dwa tygodnie temperatura powietrza wynosiła 46 stopni Celsjusza w dnień i 35 w nocy. Powietrza podobno nie było wcale. I jak tu jechać na Maltę w lecie ?
Nie zwiedziłam i nie zobaczyłam wszystkiego co chciałam, wiec jest powód, żeby jeszcze na Maltę wrócić.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz