Nie jedliśmy w domu obiadu, więc postanowiliśmy zatrzymać się po gdzieś drodze i w ostateczności padło na Zamek w Międzylesiu.
Międzylesie jest (ku mojemu zdumieniu) miastem. Raczej można rzec miasteczkiem, bo liczba mieszkańców niewiele przekracza 2500. Mimo wielkości, miasto posiada dość bogatą historię i kilka zabytków. W poszukiwaniu obiadu trafiliśmy do jednego z nich - barokowego zespołu zamkowo - pałacowego. W części obiektu jest hotel z restauracją, cześć przeznaczona jest do zwiedzania, a część widać, że jeszcze czeka na remont
Posileni, ruszyliśmy ostatnie 10 km.
Jechaliśmy na mapy google, na konkretnie wpisany adres i jakieś 2-3 kilometry przed naszym celem zaczęły pokazywać się tabliczki
znaczy - jechaliśmy dobrze :)
Droga, wiodła wśród pól, a gdy skończył się asfalt, zjechaliśmy jeszcze kawałek kamienną ścieżką wprost do miejsca naszego noclegu
Potoczek nr domu 19, jest nieco oddalony od reszty wsi, położony w dolinie w otoczeniu, pól i lasu.
Gdy rozgościliśmy się pokoju, postanowiliśmy jeszcze wyruszyć na wieczorny spacer. Tam gdzie kończył się asfalt zaczynał się żółty szlak prowadzący na Śnieżnik i na skrzyżowania z innymi szlakami.
Po drodze spotkaliśmy zająca
zachód słońca w lesie przypominający pożar
i właściwy zachód słońca, który swymi kolorami zachwycił (zdjęcia oryginalne, bez obróbki ani filtrów)
A że mżył deszczyk, to mogliśmy podczas zachodu słońca obejrzeć również tęczę
Kolejny poranek obudził nas ciszą, spokojem i takim widokiem z okna:
W tym dniu mieliśmy zaplanowaną wyprawę do Czech do Dolni Moravy. Podróż trwała nie więcej niż pół godziny, a cel naszej podróży pokazał nam się już trochę wcześniej:
Dolni Morava jest małą miejscowością, bardziej zapalonym narciarzom znana jako miejscowość narciarska, ale Czesi postawili na rozwój takich miejsc, żeby również w innych porach roku przyciągały turystów. I tak powstała Ścieżka w Obłokach.
Samochód zostawiliśmy na jednym z parkingów (niepłatnych !) i wybraliśmy się do dolnej stacji kolejki. Z moją nogą niestety nie dałabym rady się wspiąć i zejść w dół.
Już dochodząc do kolejki po drodze minęliśmy park linowy, a potem Park Wodny Mamuta. Dla sprostowania - nie jest to żaden aquapark ani basen - jest to plac zabaw dla dzieci, z domkami, zjeżdżalniami i strumykami, przy których/na których dzieci mogą robić wodne doświadczenia.
Oprócz tego parku jest dla dzieci jeszcze piaskowy świat dla dzieci z różnymi atrakcjami w piasku oraz zjeżdżalnie, gdzie na pontonie można zjechać po igielicie, ścianka wspinaczkowa, podniebna huśtawka i wspomniany wcześniej park linowy. W innej części Dolni Moravy jest też całoroczny tor bobslejowy. Dla rodzin z dziećmi świetne miejsce na spędzenie czasu.
My jednak udaliśmy się w kierunku kasy, żeby dotrzeć do celu naszej wyprawy. Bilet wstępu wraz z przejazdem wyciągiem w obie strony kosztował 350 koron czeskich (ok. 60 zł), sam bilet wstępu kosztuje 200 koron.
Na górze, przy wyciągu jest możliwość wypożyczenia hulajnogi lub roweru, można odpocząć na leżakach, pochodzić po nisko zawieszonej linie czy posilić się w schronisku
My najpierw poszliśmy na ścieżkę.
Ścieżka jest bardzo bezpieczna i łagodnie wyprofilowana. Jest przystosowana dla osób niepełnosprawnych, również poruszających się na wózkach, ale też dla wózków dziecięcych. Są oczywiście skróty, gdzie potrzeba trochę więcej sprawności, a z samej góry można zjechać szybką zjeżdżalnią (dodatkowa opłata za zjazd 50 koron czeskich) - rurą w samym środku ścieżki.
Na samej górze, 55 metrów nad ziemią, rozpięta jest siatka o wytrzymałości 4,5 tony, na której można stanąć i popatrzeć w dół
Z samej góry, ale też z całej ścieżki, można podziwiać niesamowite widoki na krainę pardubicką z masywem Śnieżnika w tle :)
Po zejściu ze ścieżki pochodziliśmy jeszcze trochę po ścieżkach górskich
i zjechaliśmy na dół.
Wyjechaliśmy z Dolni Moravy ok. 16.00 z zamiarem zjedzenia obiadu "gdzieś po drodze". Nie okazało się to jednak zbyt łatwe. Jedyna restauracja po drodze nie miała żadnych wolnych stolików (a czynna była tylko do 18.00). Dojechaliśmy do miejscowość Kraliky i tam po drodze była jedna restauracja, na dodatek czynna. Było nawet trochę ludzi, ale nikt nic nie jadł. Gdy chcieliśmy zamówić jedzenie okazał się, że kuchnia już nie pracuje !
Zostawiliśmy samochód na parkingu i ruszyliśmy do centrum miasteczka w poszukiwaniu innej restauracji.
Znaleźliśmy takie miejsce dopiero na rynku
i to działającą w ograniczonym zakresie - podawali tylko kuchnię czeską, bo kucharka była chora. Nam właśnie o czeską kuchnię chodziło
Najedzeni, wróciliśmy do Potoczka, by tam spędzić resztę popołudnia i wieczór
Kolejnego dnia koło południa zebraliśmy się w drogę powrotną, chcąc przy okazji zatrzymać się w Międzygórzu. Byłam tam wiele lat temu i pamiętałam to miejsce bardzo mgliście.
Wjechaliśmy do miasteczka pełnego kontrastów - z jednej strony nowe lub odnowione wille i pensjonaty, z drugiej budowle stare, zaniedbane, których świetność skończyła się wraz z końcem poprzedniego ustroju: ośrodki wczasowe czy kolonijne z tabliczkami FWP.
Zaparkowaliśmy przy drodze i chcieliśmy udać się do wodospadu, ale zdecydowaliśmy, że najpierw zajrzymy do Ogrodu Bajek. Prowadzą do niego dwie drogi - jedna bardziej stroma i wyboista, druga łagodna do pewnego miejsca, dalej dla mnie z chorą nogą nie była trudna, ale rodzice z wózkami mieli problem.
Ogród to pewnego rodzaju skansen z kolekcją drewnianych figurek z bajek
Niestety jest on dość zaniedbany, jest pełno chwatów, sprawia trochę smutne wrażenie, jakby od lat nic się tam nie działo. Wstęp to 8 zł od osoby dorosłej, 5 zł od dziecka i 6 zł od emerytów i rencistów.
W Ogrodzie Bajek byliśmy krótko i leśnymi ścieżkami udaliśmy się na zaporę wodną. Od łagodnego szlaku z ogrodu bajek był drogowskaz, informujący, że za 15 minut będziemy na miejscu. Faktycznie po kilkunastu minutach wyszliśmy z lasu na rozdroże i tam już można było zgadywać co dalej, bo wszelkie oznakowanie się skończyło. Kierując się jedynie intuicją skierowaliśmy się w prawo i po chwili ukazała nam się zapora
Obiekt nowy, bardzo zadbany, można przejść na drugą stronę i po drodze oglądać malownicze pejzaże. Przeszliśmy na drugą stronę i zielonym szlakiem udaliśmy się do Rezerwatu Przyrody Wodospadu Wilczki. Droga przez las była bardzo przyjemna, ale za chwilę zielony szlak wyszedł na ulicę - główną drogę dojazdową do Międzygórza i trzeba było iść wzdłuż drogi.
Sam teren Wodospadu Wilczki jest bardzo ładny, zadbany i doinwestowany. Zrobione są ścieżki, ławeczki, oświetlenie i monitoring, ale jest to pięknie wkomponowane i nie zagłusza tego co najważniejsze - przyrody.
Z Rezerwatu wróciliśmy do miasteczka, pokręciliśmy się jeszcze po centrum
i po obiedzie wróciliśmy do domu.
sporo powstało tych ścieżek :) a na zjazd hulajnogami żeśmy się nie załapali bo zamknęli w majówkę ehhh
OdpowiedzUsuńWy byliście na majówkę w Janskich Lazniach i tam jest ścieżka w drzewach. Fajnie, że Czesi robią jakieś atrakcje, które sprawiają, że ludzie przyjeżdżają nie tylko w sezonie zimowym.
Usuńzgadza się. To jest niemiecka inicjatywa ale rewelacyjny pomysł. Szkoda tylko, że Czesi tacy niezorganizowani i nieogarnięci, że nam się z hulajnogami nie udało :(
Usuń