Wyjazd do Oslo wypadł nam prawie spontanicznie. Ostatniego dnia kwietnia pojawił się pomysł, żeby wyskoczyć tam na końcówkę majówki (3-6.05), bo pojawiły się bilety w dość dobrej cenie. Niestety zanim wróciliśmy do domu i zrealizowaliśmy nasz pomysł cena biletów wzrosła ponad ośmiokrotnie (ze 100 zł na ponad 800 zł). Odpuściliśmy. Za to kilka dni później zobaczyłam, że na kolejny weekend 10.05 można lecieć za 39 zł za osobę, szybka decyzja i polecieliśmy (za dwie osoby w dwie strony 156 zł !)
Z Wrocławia do Oslo samoloty latają trzy razy w tygodniu w poniedziałki, w środy i w piątki, ale to co mnie zaskoczyło, to fakt, że latają zarówno Ryanair jak i Wizz Air nie dosyć że w te same dni, to jeszcze o tych samych godzinach, jest tylko 5 minut różnicy. Wizz Air wylatuje o 6.25, a Ryanair o 6.30, powrót też z 5 minutową różnicą ...
Oba samoloty lecą zresztą na to samo lotnisko Torp oddalone o ok. 120 km od Oslo.
W ogóle na Torp jest bardzo dużo samolotów z Polski i do Polski i jak wracaliśmy w poniedziałek rano to na lotnisku byli prawie sami Polacy, ale nie ma co się dziwić, skoro rozkład lotów wyglądał tak:
a jak odleciał samolot do Katowic to na dole pokazał się kolejny do Gdańska.
Bilet do Norwegii był tani, ale do podróży trzeba jeszcze doliczyć koszty dojazdu do Oslo - od 200 do 260 NOK od osoby, co daje ok. 90,00 - 120,00 zł
Z lotniska można dostać się do Oslo na kilka sposobów - pociągiem z oddalonej o ok. 1 km od lotniska stacji kolejowej, liniami autobusowymi Torp Ekspressen, ale też busami specjalizującymi się w obsłudze polskich pasażerów: www.pksoslo.com, www.polskibuss.com, czy www.miamibus.no.
My skorzystaliśmy z tej pierwszej firmy PKS Oslo. Zarezerwowaliśmy przejazd przez stronę www i jak wylądowaliśmy zadzwonił do nas kierowca. Po 1,5 godzinnej podróży wysiedliśmy w centrum miasta. Za kurs zapłaciliśmy po 200 NOK za osobę.
Polaków w Norwegii jest bardzo dużo. Pierwsze co mnie tam zaskoczyło, to informacja, że Polacy stanowią największą mniejszość narodowościową w Norwegii, ponad 13% wszystkich obcokrajowców zamieszkujących w tym kraju to Polacy, blisko 100 tys. osób.
I faktycznie język polski jest dość powszechnie słyszany na ulicach, w sklepach, w innych miejscach. Mieliśmy takie sytuacje, że szukamy czegoś w sklepie, a tu pan z obsługi pyta nas po polsku w czym nam może pomóc. Automaty parkingowe też miały instrukcje po polsku, ale zaskoczyło mnie, że w żadnym z muzeów, które zwiedzaliśmy nie było żadnych informacji w naszym języku. Czasami były informacje w 7 - 8 językach, a polskiego nie było.
W sumie ogólnie zaskoczyła mnie wielokulturowość i wielonarodowość w Oslo. Myślałam, że Norwegia jest krajem bardziej zamkniętym na innych. W kontekście emigrantów bardziej słyszy się o Szwecji, więc myślałam, że w Norwegii jest inaczej. Myliłam się. Fakt bardzo mało o Norwegii wiem i w sumie nigdy za bardzo się tym nie interesowałam, to było tylko takie moje wewnętrzne przekonanie. Zdziwiłam się jest wiele ludzi różnej narodowości, różnego koloru skóry, różnych kultur żyje w Oslo. Myślę, że czasami trudno spotkać prawdziwego Norwega na ulicy.
Kolejny temat to ceny. O Norwegii słyszy się, że jest droga. To fakt, gdy patrzysz na różne produkty i przeliczasz na złotówki, a nawet na euro to wychodzi drogo, ale jak spojrzy się na zarobki osób pracujących w Norwegii to już te ceny nie zatrważają. Litrowa butelka wody mineralnej kosztuje 30 NOK co daje ok 13,50 zł, kawa 40 NOK (ok. 18 zł). Z pierwszy posiłek w Oslo: 2 kawy Americano i dwie słodkie bułki zapłaciliśmy 160 NOK (ok. 75 zł). Litr benzyny kosztuje 16 NOK czyli ok. 7 zł, ale przy najniższym wynagrodzeniu za godzinę pracy można tam kupić ok. ok 7 litrów, a w Polsce mniej niż 3 litry.
Noclegi w Oslo też są dość drogie. Zarezerwowaliśmy sobie apartament dwuosobowy w okolicy stacji metra Toyen i za 3 noce zapłaciliśmy 960 zł, była to najtańsza opcja jaką znaleźliśmy (oczywiście mówię o pokoju 2-osobowym, bo w wieloosobowych można znaleźć taniej). Ponieważ był to apartament zaopatrywaliśmy się w okolicznych marketach i sami przygotowywaliśmy większość posiłków. Restauracje w centrum zniechęcały cenami, a w innych rejonach nie znaleźliśmy żadnego fajnego miejsca z kuchnią Norweską - wszędzie kebab, hamburgery albo pizza.
Robiąc zakupy kolejny raz byłam bardzo zaskoczona, bo jedynym alkoholem, który można było kupić w supermarketach było piwo (najtańsze ok. 15 zł na 0,5 l). Chcieliśmy kupić wino do obiadu, ale okazało się to niewykonalne. Alkohol kupuje się tylko w sklepach z alkoholami, które są czynne do 15.00, a w soboty do 16.00. A piwo w sklepach w soboty sprzedawane jest tylko do 18.00 (tak nas poinformował rodak pracujący w jednym z marketów)
Kolejnym zaskoczeniem dla mnie ilość samochodów elektrycznych jeżdżących po stolicy Norwegii. I nie tylko ilość mnie zaskoczyła, ale to, że istnieje tak wiele modeli samochodów elektrycznych produkowane przez powszechnie znane marki, a u nas takich się nie znajdzie. Na ulicach obok Tesli, Nissanów, Toyot czy BMW i3, jeżdżą nawet Volkswageny Golfy elektryczne, czy Citroeny, a nawet widzieliśmy ładującego się Jaguara. Oczywiście stacje ładowania pojazdów są chyba przy każdej ulicy i przy każdym budynku mieszkalnym. Podobno Norwegowie mają spore ulgi podatkowe jeśli używają samochodów elektrycznych. Nie wiem czy to prawda, ale to działa. Z tego co widziałam to samochodów elektrycznych czy hybrydowych było na równi ze spalinowymi.
Ale nie trzeba samochodów elektrycznych, żeby płynnie poruszać się po Oslo. Komunikacje jest dobrze rozbudowana 5 linii metra, tramwaje, autobusy, a wszystko na tyle czytelne, że bez problemu dojeżdżaliśmy tam gdzie chcieliśmy. Jednorazowy przejazd komunikacją to 36 NOK (17 zł), a jednodniowa karta kosztuje 108 NOK (ok. 50 zł). My skorzystaliśmy z jeszcze innego rozwiązania, ale o tym już w następnym wpisie :)
Jadąc do Skandynawii niby człowiek wie, że wiosną jest tam dzień dłuższy niż u nas, a zimą krótszy, nie mniej zaskoczeniem było dla mnie, gdy w maju o 23.00 na dworze dopiero zaczyna się szarówka
a o 4.00 jest już jasno.
cdn...
Widzę znajome zakątki! :) Podobało mi się w tym kraju, chętnie bym wróciła na zwiedzenie innych stron. Jest drogo dla turystów, choć pewnie dla niektórych mieszkańców też.
OdpowiedzUsuńElektryczne samochody mnie nie dziwią, wszak Norwedzy słyną ze swojej ekologiczności, co bardzo mi się podoba. Otwiera mi się scyzoryk w kieszeni, kiedy widzę, jak inni zaśmiecają planetę: porzucają śmieci w zakazanych miejscach, wyrzucają odpadki przez okna w samochodzie, nie segregują ich, i w ogóle mają gdzieś kwestie ochrony środowiska... A co do określonych godzin i miejsc sprzedaży alkoholu, to może on dla mnie nie istnieć, więc nawet tego nie zauważyłam.
Faktycznie, "Elsa w Norwegii" nieco mnie dziwi. Przyzwyczaiłaś nas do zupełnie innych, gorętszych stron świata.
Z tą długością dnia, to prawie jak w Irlandii latem. Bardzo to lubię, bo teraz ściemnia się dopiero w okolicach 22:00, a przed piątą już robi się jasno [a będzie jeszcze lepiej za parę tygodni], dzięki czemu sama się budzę przeważnie w okolicach szóstej, co jest zdecydowanie przyjemniejszą pobudką niż bycie brutalnie wyrwanym ze snu przez budzik, kiedy na zewnątrz panują egipskie ciemności...
Pamiętam, że byłaś w Oslo :) Też chętnie bym tam wróciła, zwłaszcza w te mniej dostępne rejony i koniecznie latem ;)
UsuńSamochody elektryczne mnie dziwiły, nie tylko ich ilość, ale i modele, nigdy nie słyszałam, żeby marki elektryczne tych koncernów wyjeżdżały z linii produkcyjnej. Ale przyznać trzeba, że powietrze jakim oddycha się w Oslo jest inne niż w naszych miastach - czuć powietrze ;)
Ja nie wiem czy jeszcze mogę Cię czymś zaskoczyć po tym jak stałam się fanką GoT ;)
Co do długości dnia, mój szwagier opowiadał, jak był kiedyś w Finlandii w połowie czerwca i tam się wcale ciemno nie robiło ;)
To prawda z tym niezachodzącym słońcem - taki urok dni polarnych :) Właśnie - Finlandia. Tam też chcę polecieć.
UsuńGdzie jest popyt, tam jest podaż. Widać u Norwegów jest duże zapotrzebowanie na elektryczne samochody. Oby inne nacje chętnie ich naśladowały! Warto dbać o środowisko, bo zaśmiecanie planety to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Tak to widzę.
Oj zaskoczyłaś mnie, zaskoczyłaś! Ale mnie w ogóle dziwi i zaskakuje szał na ten serial... Przegapiłam ze dwa odcinki ostatniego sezonu i nawet poważnie nie myślałam o nadrobieniu ich, bo nawet sam Połówek stwierdził, że były nudnawe i średnie, na jednym w ogóle zasnęłam, bo taki nieciekawy...
Na razie te samochody są zawrotnie drogie, więc żeby inne nacje tak masowo kupowały musiałby być tak bogate jak Norwegia ;)
UsuńCo do serialu muszę powiedzieć, że zakończenie mnie wkurzyło i rozczarowało. Niby ostatni sezon, a scenarzyści zostawili sobie otwartą furtkę i masę pytań bez odpowiedzi...