Rok temu, na początku października, wylądowaliśmy w Turcji na krótkich wakacjach last minut. Pisałam o tym całkiem niedawno, więc pewnie pamiętacie. W tym roku, prawie o tej samej porze (kilka dni wcześniej) znów wylądowaliśmy w Turcji na krótkich wakacjach. Powiem więcej: nawet w tym samym regionie, w tej samej miejscowości i ... w tym samym hotelu ;)
Nie, to nie przypadek, to działanie z premedytacją.
Tym
razem wyjazd mieliśmy w większym gronie, żeby uczcić 50 rocznicę ślubu
moich rodziców. Więc byli rodzice, siostra z mężem i dziećmi, no i my.
Jednak
niestety nie mogliśmy poszaleć z last minut, bo mieliśmy określone ramy
czasowe (urlopy, których nie dało się przesunąć) kiedy możemy pojechać,
zależało nam na wylocie z Wrocławia i wyszła nam Turcja. A że poprzednio
byliśmy zadowoleni, bo i jedzenie było dobre, i dużo atrakcji dla
dzieci, i fajne baseny, i plaża blisko, to po co kombinować ? Wybraliśmy
ten sam hotel co poprzednio.
W sumie co tu opisywać ?
Wszystko opisałam wcześniej. Taki wyjazd z dziećmi jest inny niż samych dorosłych - basen, zjeżdżalnie, place zabaw wygrywają ze zwiedzaniem, no ale celem tych wakacji nie było zwiedzanie ;)
Jednego dnia wypożyczyliśmy dwa samochody i pojechaliśmy najpierw na pokaz delfinów,
Potem część podróżników już się zmęczyła i wróciła do hotelu, a drugim autem udaliśmy się nad wodospad w Magnavat. To miejsca, o których pisałam poprzednio, tylko teraz widać było znacznie więcej turystów.
Wybraliśmy się też do tego hamamu co poprzednio, ale nie było wolnych terminów od ręki, trzeba było rezerwować z wyprzedzeniem. Na szczęście udało się ;)
No i ponownie byliśmy na kolacji tureckiej, z lokalnymi przysmakami :)
Jak byliśmy rok temu, o był jeszcze czas pandemii, mniej ludzi podróżowało, trzeba było mieć paszport covidowy. Teraz odniosłam wrażenie, że ludzie o wirusie już całkowicie zapomnieli, wszędzie tłum i pełno ludzi.
Zostawiam tu dziś kilka słonecznych fotek.
Powiem Ci, że wcale się nie dziwię - ludziom "przejadł się" już ten cały koronawirus. Ileż można siedzieć pod pantoflem? Życie jest zbyt krótkie. Straszono nas nim na potęgę, a z czasem ludzie zauważyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Ja akurat jestem świeżo po i w moim przypadku było to zwyczajne przeziębienie - tak właśnie bym to nazwała, gdyby ktoś blisko trzy lata temu nie nazwał tego COVID-em. Jedyną nowością dla mnie była utrata węchu.
OdpowiedzUsuńRozbawił mnie ten post, bo... u mnie identycznie! No dobra, z maleńką różnicą. Nie Turcja, lecz Irlandia. Drugi rok z rzędu to samo urocze miejsce i w dodatku niemal ten sam czas: fajne, sprawdzone, z dala od zgiełku i głośnych ludzi. Czasem warto wrócić tam, gdzie nam dobrze, zamiast przecierać nowe szlaki.
Bardzo zachęcająco się to wszystko prezentuje na Twoich zdjęciach. No i fajnie, że udało się Wam spędzić rodzinny czas. I że w ogóle się Wam chce ;) Nie brakuje zwaśnionych rodzin...
Zgadzam się, właśnie napisałam u Ciebie jak ja to przechodziłam. Raczej lekko ;)
UsuńW tym przypadku to była fajna sprawa, w sumie to "lubię wracać tam gdzie byłam już..." ;) Choć nowe szlaki już tupią w progu, ale do grudnia jeszcze trochę zostało :)
Dziękuję :) Czas spędzony był fajnie, wszyscy wrócili zadowoleni :)
Chwilę mnie nie było, ale już jestem, komentarz przeczytany - dziękuję Ci bardzo za niego, tym bardziej, że się nieco rozpisałaś, a to zawsze miłe, bo pokazuje zaangażowanie :))
UsuńBył taki czas, że nie chciałam "tracić" czasu na miejsca już mi znane - czułam jakąś wewnętrzną presję, żeby odkrywać nowe, jechać tam, gdzie mnie jeszcze nie było, bo urlop ma tylko ograniczoną liczbę dni, więc skoro już mam wolne, to nie będę "tracić" go na stare atrakcje. Dziś jakoś inaczej na to patrzę: pogodziłam się z myślą, że nie wszędzie dotrę, skupiam się na sprawdzonych i ukochanych stronach zamiast na siłę wymyślać coś nowego. Ale na nowe też jest miejsce :)
To najważniejsze :)
Ja lubię i ki9ejsca znane i nieznane, wszystko zależy jaki mam plan :)
Usuń