To było moje największe marzenie na tym wyjeździe, zajmowało pierwsze miejsce na mojej liście: zobaczyć pustynię Wadi Rum, i jeśli się da, spędzić tam noc.
Przed podróżą mieliśmy plan, żeby tam przenocować, jednak trochę obawialiśmy się temperatury - w zimie w nocy temperatura na pustyni może spadać poniżej zera, a spanie w namiocie może być prawdziwym wyzwaniem. Rozważaliśmy nawet wzięcie śpiworów, ale szkoda nam było miejsca w plecaku, a lecieliśmy tylko z bagażem podręcznym. Zdecydowaliśmy, że co ma być, będzie, jak się da przenocujemy, jak nie to przynajmniej spędzimy tam dzień.
Będąc w Akabie i sprawdzając pogodę na bieżąco, widzieliśmy, że na pustyni nie będzie tak źle i można rezerwować nocleg. Kampów na pustyni jest całkiem sporo i trudno wybrać, ale jeszcze przed wyjazdem oglądaliśmy filmik z pustyni i tam chłopak opowiadał, że był na kampie u Polaków. Odszukaliśmy adres, weszliśmy na stronę i faktycznie para Polaków jest współwłaścicielem obozu Wadi Run Desert Base Camp. Dogadaliśmy się z nimi przez WhatsApp'a i zarezerwowaliśmy nocleg z 3 posiłkami i całodziennym zwiedzanie pustyni z kierowcą. Czyli moje wyjazdowe marzenie miało się ziścić !
Wadi Rum często określana jest jako "najpiękniejsza pustynia na świecie" i trudno się z tym określeniem nie zgodzić. Teren jest niezwykle urozmaicony, znajduje się tu wiele różnobarwnych piaskowców, które przez wiatr ulegają korozji, tworząc niesamowite budowle skalne. Piasek osypujący się ze skał tworzy zaś wielobarwną pustynię. Tak, piasek na tej pustyni ma wiele kolorów od intensywnej czerwieni po prawie biały. To też wpływa na magiczny wygląd tego miejsca.
Muszę tu dodać, że znaczna część Wadi Rum i otaczających terenów tworzę wielki rezerwat Wadi Rum Protected Area (ponad 720 km²), a UNESCO wpisało ten obszar na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego.
Pustynię obrało sobie za plener wielu reżyserów i powstawały tu m. in. takie filmy jak "Gwiezdne Wojny", "Marsjanin", "Diuna", "Prometeusz", "Alladyn" czy ostatnio "John Wick 4" i wiele innych.
Zanim wejdziemy/wjedziemy na pustynię najpierw na naszej trasie znajduje się Visitors Center. Miejsce do którego musi się udać każda osoba mająca ochotę pustynię zwiedzić. Bez względu na to czy ma się już wykupiony nocleg, czy nie. Trzeba tu okazać Jordan Pass lub opłacić wstęp 5 JOD za wejście. Na miejscu oczywiście można też wykupić wycieczki i noclegi.
Pustynia Wadi Rum jest podzielona pomiędzy dwa plemiona beduińskie: plemię Zalabia z doliny Wadi Rum, którzy obwożą turystów dłuższymi i ciekawszymi trasami oraz plemię Zuwajdeh mieszkańcy wsi Disah, którym wolno oferować wycieczki tylko w północno - wschodniej części pustyni. Z tego co opowiadał nam przewodnik plamiona są w jakimś stopniu spokrewnione, a podział pustyni wynika z wielowiekowej tradycji. Kupując wycieczkę w Visitors Center trzeba zwrócić uwagę którą opcję się wykupuje. Plemię Zalabia występuje jako "Operator 1", a Zuwajdeh jako "Operator 2".
Gdy już okazaliśmy nasze Jordan Passy mogliśmy wjechać na teren pustyni w
umówione miejsce. Dojechaliśmy do osady Wadi Rum, gdzie na parkingu,
dość solidnie zastawionym czekał na nas przewodnik. Przepakowaliśmy się
do jego samochodu i ruszyliśmy ku przygodzie.
Jednak zanim wyruszyliśmy
na pustynię, nasz przewodnik miał jeszcze kilka rzeczy do kupienia w
lokalnych sklepach, więc mieliśmy możliwość zobaczyć wioskę Wadi Rum na
własne oczy. I niestety przeraziłam się - to jest nie do opisania -
brzydko i tak strasznie brudno, że aż człowiekowi robi się smutno. W tym
momencie trochę się przeraziłam, jak może wyglądać ta pustynia ...
Jednak gdy już wyjechaliśmy za granice ostatnich zabudowań i otoczyły mnie kolory pustyni humor trochę mi się poprawił. Na pustyni jest czysto, nie ma śmieci, nie walają się butelki. Co więcej, Beduini dbają o pustynię, bo to jest ich dom i ich miejsce pracy! Sami zbierają swoje śmieci (albo, niestety, palą je w ogniskach !!!)
Od wioski do naszego obozu jechaliśmy ok. 40 minut, a po drodze mijaliśmy wiele rozrzucanych pod skałkami małych skupisk namiotów, typowo pod turystów. W naszym obozie czekał już na nas Hillal, Beduin, który jest wspólnikiem polskiego małżeństwa. Obóz wyglądał tak:
kilka namiotów, w tym dwa z łazienkami, łazienki wspólne, duży namiot z kominkiem i zarazem miejsce spożywania posiłków oraz pomieszczenia, gdzie mieszkali Beduini.
Nam się trafił taki właśnie namiot z łazienką, ale o braniu prysznica nawet nie myślałam. Było zimno!
Dzień wcześniej nad Wadi Rum była olbrzymia ulewa i wszystko w namiotach było jeszcze wilgotne, a wilgoć czuć było mocno w powietrzu. Miało się wrażenie, że w namiocie było znacznie zimniej niż na zewnątrz.
Na pustynię dotarliśmy późnym popołudniem i na zwiedzanie wybraliśmy się pieszo w okolice naszego obozowiska, nie oddalaliśmy się zbytnio. Już pierwsze chwile w tym miejscu utwierdziły mnie w przekonaniu, ze to najpiękniejsze miejsce, jakie na tym wyjeździe zobaczyłam. Cisza, spokój, brak zasięgu i przepiękne pejzaże, których nigdy nie zapomnę.
Po spacerze poczekaliśmy jeszcze trochę na tradycyjną beduińską kolację - zarb, o której możecie poczytać na moim drugim blogu.
Po kolacji jeszcze jedna rzecz mnie urzekła - niesamowita ciemność i gwiazdy praktycznie na wyciągnięcie reki. To jest przeżycie, które zostanie w mnie na długo.
Noc faktycznie była zimna i bardzo wilgotna. Ubraliśmy się w kilka warstw odzieży, opatuliliśmy w pościel i koce, które były w namiocie i nawet nie zmarzliśmy, no może troszkę. Gorzej rano było wyjść z ciepłego łóżka ;)
Po śniadaniu zabraliśmy swoje rzeczy, zapakowaliśmy się na pakę pika-upa i ruszyliśmy na zwiedzanie pustyni. Nasz przewodnik Majed, brat Hillala, obwiózł nas po wszystkich atrakcyjnych punktach Wadi Rum: spacerowaliśmy po wąwozach, wspinaliśmy się na wydmy i skałki, podziwialiśmy skalne mosty, obejrzeliśmy petroglify i zjedliśmy lunch przygotowany przez naszego przewodnika.
W niektóre miejsca, z powodu ulewy sprzed kilku dni, nie mogliśmy pójść, ponieważ było niebezpiecznie. Na pustyni znajduje się sporo miejsc odpoczynku podróżnych, gdzie można napić się herbaty (za darmo), albo kupić sobie kawę, coś do jedzenia lub na pamiątkę. Przy wydmach można też wypożyczyć snowboard i zjechać sobie z wydmy.
Dzień zakończyliśmy malowniczym zachodem słońca, przy herbacie ugotowanej na ognisku. A potem Majed zawiózł nas na parking do wioski, a stamtąd ruszyliśmy dalej Wadi Musa, ale to już inna opowieść.
Za czas spędzony na pustyni zapłaciliśmy po 55 JOD za osobę i w to było wliczone już wszystko, spanie, jedzenie, transport, opieka przewodnika. Nie żałuję ani JODa.
Turystów wydawało się sporo, ale podobno to znikoma ilość,w porównaniu z innymi porami roku, wtedy są tłumy i zrobienie takich "bezludnych" zdjęć graniczy z cudem.
O wow, nawet nie wiem, co napisać - mowę mi odebrało ;) Widzę, że najlepsze zostawiłaś na sam koniec :) Pustynia faktycznie robi niesamowite wrażenie, a jak to pięknie musiało wyglądać na żywo. Te białe jeepy doskonale ukazują skalę tego miejsca. Świetny wpis, Elso.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze nie koniec, ale to moje najpiękniejsze wspomnienie z tego wyjazdu. Odkąd wjechałam na pustynię, uśmiech nie schodził mi z twarzy, pełnia szczęścia. To było naprawdę piękne
Usuńpustynia wiadomo, że warta zobaczenia ale czy akurat marzyłabym o tej ? nie wiem ... jeśli nic innego tam mnie nie zainteresuje to można wybrać inny kraj z pustynią :)
OdpowiedzUsuńTa jest wyjątkowa jeśli chodzi o kolory. Dla mnie dla tej nocy na pustyni było warto jechać do Jordanii :)
Usuń