Tego dnia na naszej drodze wyrosła góra. A co było morze, to czemu nie góry :)
Góra, która znalazła się w naszych planach, to Monte Amiata.Planując wyprawę szykowaliśmy się na górską wyprawę i dlatego, jak wspominałam ostatnio, zarezerwowaliśmy na to cały dzień. Jak się okazało w praktyce (i w sumie to i dobrze) wcale nie trzeba się bardzo wysilić, żeby zdobyć tą jedną z najwyższych (1.734 m n.p.m.) gór w Toskanii. Okazało się, że prawie na sam szczyt można wjechać samochodem. Najpierw jedzie się przez magiczny las liściasty:
i w końcu po podróży szeroką, asfaltową drogą dojeżdża się do parkingu,
a stąd już tylko kilkadziesiąt metrów do szczytu taka dróżką:
Na szczycie znajduje się duży metalowy krzyż (podobnie jak na Giewoncie),
sporo anten,
a wokół rozciągają się bajeczne widoki:
Kawałek dalej, w lesie na jednej ze skałek znajduje się też figura Madonny della Scouts
Na szczycie nie zabawiliśmy długo, bo mimo błękitnego nieba, wcale nie było tak cudownie. Temperatura bowiem spadał do 8 stopni Celsjusza !!!
Trochę zmarznięci podążyliśmy do kolejnego punktu naszej wycieczki. Do Abbadia San Salvadore trafiliśmy przypadkiem, opowiadali o tym miejscu nasi sąsiedzi z Poggio al Palio (zresztą Polacy), a ponieważ było na trasie z Monte Amiata do kolejnego miejsca miejsca, które było zaplanowane, to zatrzymaliśmy się tam na kilka chwil. Abbadia San Salvadore jest malutką miejscowością, choć największą w rejonie Monte Amiata. Znajduje się na południowo-wschodnim stoku góry, od parkingu pod szczytem dzieli ją odległość 12 km. W centrum miasteczka zachowała się średniowieczna dzielnica oraz opactwo Najświętszego Salvadora zbudowane z wulkanicznego kamienia.
Poszliśmy za znakami i weszliśmy na leśną dróżkę, gdzie niedługo pokazały nam się pierwsze skały wapienne
Tu ludzi było niewiele, ale im dalej ... w las (tak, tak w las, termy są ukryte w lesie), tym ludzi więcej i więcej miejsc do kąpania:
Można było wylegiwać się na skałkach, albo też leżeć w basenikach. Woda była znacznie cieplejsza od tej w Bagno Vagnioni. Jeden basenik był tak gorący, że nie dało się w nim ustać, jedynie zamoczyć stopy i to jedynie przez chwilę, wg. różnych informacji, woda ma tam temperaturę ok. 50 stopni.
Byliśmy w Bagni San Filippo w niedzielę, ludzi było sporo, głownie Włochów, w sezonie ponoć jest jeszcze sporo turystów. Ale i tak fajnie pomoczyć się w takiej gorącej wodzie :) Oczywiście wejście jest nieodpłatne i żaden sposób niebiletowane.
Ruszyliśmy dalej i zatrzymaliśmy się ok. 35 km na wschód w malowniczym Montalcino - kolejnym średniowiecznym miasteczku z twierdzą, budynkami sakralnymi i cudownym toskańskim klimatem:
Niestety, kolejne miasteczko, które nam się spodobało, a gdzie nie mogliśmy zagościć zbyt długo. Przed nami było jeszcze prawie 130 km do pokonania. Po drodze już się nigdzie nie zatrzymywaliśmy i przed 20-stą dotarliśmy do naszego kolejnego miejsca noclegowego - Piombino. Tym razem zamieszkaliśmy w hotelu w centrum miasteczka. Hotel całkiem fajny, ale pokój mieliśmy z oknem na tzw. ślepe podwórze, więc widoku żadnego. Szybko się ogarnęliśmy i ruszyliśmy do centrum, żeby coś przekąsić. Po wyśmienitej pizzy ruszyliśmy zwiedzać Piombino nocą:
Akurat przy deptaku odbywała się europejska liga robotów i można było podziwiać niektóre egzemplarze, albo posłuchać wykładu na świeżym powietrzu
cdn
oooooo proszę kolejne znane miejscówki :D z tego co odwiedziliście tego dnia to tylko Piombino nie znam i Bagni San Filippo :) pozostałe miejsca znam. Na Monte Amiata też byliśmy i w Abbadia i w Poggio :) a w Montalcino spotkałam się za którymś razem (bo też jesteśmy tam każdorazowo będąc w Toskanii) z koleżanką z pracy co siedziała biurko obok :D
OdpowiedzUsuńW Montalcino uwielbiam lody tartuffo bianco i nero w kawie mniammmmm jemy je tam zawsze w tym samym miejscu nieopodal rynku :)
Ale fajnie odwiedzić te miejsca znów z Wami :)
W naszym Poggio al Palio byliście ?? Mi najbardziej tartuffo smakowało w Kalabrii :))
OdpowiedzUsuń