Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 15 marca 2018

Wietnam cz. 5. Hanoi, czyli wizyta w stolicy

Od teraz już nasza wyprawa.  Z Wrocławia wylecieliśmy w południe 20 grudnia. Najpierw do Warszawy, stamtąd do Doha i dalej do Hanoi z 2 godzinnym międzylądowaniem w Bangkoku. Na lotnisku w Hanoi wylądowaliśmy 21 grudnia o 16.15 czasu lokalnego (czyli po jakichś 22 godzinach podróży). Z lotniska do centrum, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel dotarliśmy autobusem miejskim.
Moje pierwsze wrażenie po tym jak wysiedliśmy z autobusu i udaliśmy się w gąszcz uliczek starego miasta w poszukiwaniu naszego hotelu to było o lekkie przerażenie i myśl "Gdzie myśmy się wybrali"

Zmęczona po wielogodzinnej podróży, głodna, a wokół nas gąszcz skuterów, hałas, pełno stoisk ze wszystkim.
Hanoi jest stolicą  i drugim co do wielkości miastem Wietnamu. Zamieszkuje tam, według oficjalnych danych ok. 8 mln osób, a gęstość zaludnienia wynosi 9000 osób/km². Miasto jest stolicą od ponad 1000 lat (z blisko 100-letnią przerwą) i na początku nosiło nazwę Thăng Long. Obecną nazwę Hà Nội (dosłownie: Miasto Pomiędzy Rzekami) otrzymało w 1831 r.
Hanoi jest administracyjnym sercem Wietnamu, znajdują się tu wszystkie placówki dyplomatyczne oraz siedziby najważniejszych organów państwowych. Miasto przeżywa obecnie fazę przyspieszonego rozwoju gospodarczego - rozwija się przemysł, budownictwo i ściągają tu koncerny z całego świata.
Gdy dotarliśmy do hotelu na dworze zaczęło się już ściemniać. Zameldowaliśmy się, ogarnęliśmy trochę
i poszliśmy szybko coś zjeść. Byliśmy na tyle głodni, że nie szukaliśmy długo, poszliśmy do najbliższego punktu z jedzeniem, zaraz naprzeciwko naszego hotelu. Szczerze mówiąc później sami się sobie trochę dziwiliśmy jak to się stało, że akurat tam zjedliśmy pierwszy wietnamski posiłek. Lokal był daleki o jakichkolwiek standardów higienicznych panujących w Europie, nawet pałeczki nie były jednorazowe. Za to jedzenie smakowało wybornie.
Po jedzeniu wybraliśmy się na wieczorny spacer po Hanoi. I nic nie zmieniło mojego pierwszego wrażenia. Tłumy, pełno stoisk ze wszystkim, na szczęście osoby tam sprzedające nie były w żaden sposób nachalne i nikt nas nie nagabywał, jeśli sami nie pytaliśmy.


W tym szalonym hałasie wśród trąbiących skuterów, stolików na ulicach i stresie przy przechodzeniu przez jezdnie dotarliśmy do jeziora Hoàn Kiếm (jezioro zwróconego miecza) znajdującego się w sercu Starówki i często odległości z różnych punktów odniesienia podawane są właśnie do jeziora.
Wiele tysięcy lat temu było częścią rzeki Czerwonej, jednak podczas wielu tektonicznych i geologicznych zmianach jezioro przesunęło się na wschód, kilka kilometrów od rzeki. Woda w jeziorze ma przez cały rok kolor zielony. Tereny zielone przyległe do jeziora są często odwiedzane przez mieszkańców Hanoi, 
wśród drzew jest sporo miejsca na uprawianie na zumby czy jogi.
Obywają się tam również spotkania i mini przyjęcia w gronie rodziny lub znajomych.
Na jeziorze znajdują się dwie budowle. Pierwsza to Świątynia Nefrytowa poświęcona nauczycielom konfucjanizmu i taoizmu oraz bohaterowi narodowemu Trần Hưng Đạo. Do świątyni można dostać się jedynie przez czerwony drewniany mostek - Most Wschodzącego Słońca. 
Niestety nie dane nam było wejść do tej budowli, ponieważ zarówno tego dnia jak i kolejnego, gdy dotarliśmy na miejsce wszystko było już zamknięte. Do drugiej budowli znajdującej się na jeziorze tez nie dotarliśmy, ale z innego powodu - Żółwia Wyspa jest niedostępna do zwiedzania.
Tego wieczora pochodziliśmy jeszcze wśród uliczek centrum Hanoi, zarówno wśród starszych miejsc, jak i tych całkiem nowych,
wypiliśmy kawę w kawiarni o swojsko brzmiącej nazwie
dziwiliśmy się tłumom osób jedzących na mieście, na ulicach, przez który momentami trudno było się przecisnąć
i wróciliśmy do hotelu, żeby trochę odpocząć po podróży, a przed kolejnym emocjonującym dniem.
Kolejnego dnia zwiedzanie również skierowaliśmy w stronę jeziora Hoàn Kiếm, tym razem jednak wypiliśmy tylko szybką kawę i ruszyliśmy dalej w stronę dużego parku, gdzie znajduje się Mauzoleum Hồ Chí Minha. Przed nami był całkiem solidy spacer, a po drodze zastanawialiśmy nad tym co nas otacza. 






Jak pisałam wcześniej - czasami było naprawdę brzydko.
Czasem mijaliśmy pagody i świątynie, do których chętnie wstępowaliśmy,
były i takie akcenty
mijaliśmy też np. zakłady fryzjerskie wyglądające tak,
czy takie gabinety stomatologiczne.
Po drodze minęliśmy park Lenina 
i Wieżę Flagową z 1805 r należącą do Cytadeli Cesarskiej.

Jednak najbardziej zaskoczyło mnie jednak w jak bliskiej odległości torów kolejowych mieszkają ludzie, jak tam żyją, funkcjonują, gotują na zewnątrz, czy spożywają posiłki.


Bardzo blisko parku i Placu Defilad, przy ulicy Chùa Một Cột znajduje się kilka ambasad, a wśród nich znajduje się ambasada Ba Lan, czyli Ambasada Polski (tak, tak, po Wietnamsku Polska to Ba Lan). I na Ambasadzie bardzo miłe akcenty - polskie obiekty wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, między innymi nasza wrocławska Hala Stulecia. Bardzo miło mi się zrobiło ;)


Stąd było już tylko kilka kroków do dużego parku, tzw. kompleksu Hồ Chí Minha. Centralnym punktem kompleksu jest mauzoleum przy szerokiej alei, gdzie odbywają się defilady, ale my zaczęliśmy od strony Pagody Chùa Một Cột, - Pagoda Jednej Kolumny.

Pagoda powstała w 1049 roku na cześć bogini miłosierdzia Quan An. Jest to drewniana niewielka świątynie, utrzymywana na jednej kamiennej kolumnie. Do środka prowadzą strome schodki.
Z tyłu za Pagodą rozciąga się muzeum Hồ Chí Minha oraz dom na palach, w których spędził ostanie lata swojego życia. Obchodząc dookoła park i tak dotarliśmy do najważniejszej budowli w Wietnamie, czyli Mauzoleum Hồ Chí Minha. 

Przed miejscem spoczynku tego legendarnego przywódcy cały czas odbywa się warta honorowa. Na głównej alei, tam, gdzie odbywają się defilady, narysowana jest żółta linia, której przekroczyć nie wolno. 
Jak ktokolwiek przekroczy ją choćby o czubek stopy od razu umundurowani panowie zwracają mu uwagę. Zaskoczona byłam, że tak mało osób zwiedza te przybytki, ale potem doczytałam w przewodniku, że wszystkie te obiekty są nieczynne w piątki po południu, a to akurat było piątkowe popołudnie. Po przeciwnej stronie alei defilad, dokładnie na wprost mauzoleum znajduje się nowy budynek parlamentu wietnamskiego, 
a przy północnym wylocie Pałac Prezydencki wybudowany jeszcze w czasach panowania francuskiego i stanowi klasyczny przykład francuskiej architektury kolonialnej.
Dalsze nasze kroki skierowaliśmy do Ogrodu Botanicznego, który co prawda znajdował się w Kompleksie Hồ Chí Minh, ale wejść do niego trzeba było z zupełnie innej strony. Przy wejściu zaskoczył nas wielki parking dla skuterów oraz wypożyczalnia wrotek. 

Sam ogród, czy może park nie wyróżniał się niczym szczególnym.

Z Ogrodu Botanicznego ruszyliśmy w kierunku największego zbiornika wodnego w mieście - Jeziora Hồ Tây, czyli Jeziora Zachodniego.

Jezioro jest naturalnym zbiornikiem powstałym na Rzece Czerwonej, a jego obwód liczy sobie ponad 17 km. Na wschodnim brzegu jeziora położona jest mała wysepka, gdzie znajduje się najstarsza buddyjska świątynia w Hanoi - Pagoda Trấn Quốc.


Świątynia została wybudowana w VI wieku. Była miejscem, gdzie modlili się władcy Wietnamu w ważna dni i święta i uważana była za centrum buddyzmu w Wietnamie. Jedną z największych atrakcji w Pagodzie Trấn Quốc jest wieża w kolorze czerwonej cegły. Uznawana jest za symbol pagody Trấn Quốc. Wieża ma 11 pięter i ma 15m wysokości. Na każdym piętrze znajduje się 6 małych okien umieszczonych dookoła wieży i w każdym okienku znajduje się jeden mały pomnik buddy zrobiony ze szlachetnych kamieni.Cały teren i wszystkie świątynie, poświęcone również innym ważnym mnichom są bardzo zadbane i robią duże wrażenie.
Do hotelu wracaliśmy inną drogą, posilając się gdzieś po drodze i dziwiąc się niektórym tutejszym rozwiązaniom.



Wieczorem mieliśmy przewidzianą jeszcze jedną atrakcję. Wybraliśmy się do Wodnego Teatru Lalek na przedstawienie. jest to dość ciekawe wydarzenie. Na scenie znajduje się wielki zbiornik wodny i przy pomocy drewnianych lalek aktorzy pokazują sceny za życie nad Rzeką Czerwoną. Są to powieści o rolnikach, rybakach czy walkach smoków. 



Wszystkie lalki są robione i ozdabiane ręcznie. liczą sobie od 40 do 70 cm. Spektaklowi towarzyszy muzyka na żywo.  
Cały spektakl trwa ok. godziny. Wstęp kosztuje 10.000 VND, czyli ok. 1,50 zł. Na spektaklu na którym byliśmy, wszystkie miejsca były zajęte. Turyści często i chętnie przychodzą na te spektakle, ponieważ jest to jedna z najstarszych tradycji wietnamskich. Jednak zmiana czasu, zmęczenie po całodziennym spacerze i trochę monotonna muzyka sprawiły, że trochę się zdrzemnęliśmy ;)
Wieczór w teatrze nie zakończył jednak naszego dnia - pospacerowaliśmy jeszcze wśród uliczek starego miasta, skusiliśmy się na Hot Pot'a
i dopiero wróciliśmy do hotelu.
Kolejnego dnia ruszaliśmy w dalsze podróż - praktycznie przez cały kraj. Po śniadaniu lotnisko, lot do Ho Chi Minh, dalej podróż autobusem do Cần Thơ. Cały dzień spędziliśmy w podróży, ale o podróżowaniu już wspominałam poprzednio :)
cdn...

6 komentarzy:

  1. kurcze sporo atrakcji.

    Zaskoczona jestem tymi torami. To pociągowe na serio ??? matko chyba nigdy nie widziałam, żeby ktoś aż tak blisko mieszkał :O

    Co do budynków faktycznie bieda przeplata się z przepychem. Ciekawe połączenie. Wydaje się jakby to wszystko grało w idealnej harmonii.

    Na jedzenie już mi cieknie ślinka. Wprawdzie część wygląda jak pokrzywy zerwane nieopodal ale jadłabym ! :D

    Ten park ... jakoś tak wygląda tam aż za czysto. Drzewa w kwadratowych obramowaniach i te chodniki jakieś takie równiutkie.

    Filmików nie umiem obejrzeć coś chyba źle wkleiłaś :D

    Czcionka widzę, że też zaszalała jak i u mnie sie czasem dzieje.

    Ambasada Ba Lan ... taaaa patrząc co się dzieje powinno być Ba Ran ... :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek atrakcji ;) Po tych torach faktycznie jeżdżą pociągi i mieszkają tam ludzi, zwróć uwagę na to co pisałam wcześniej w poście - pociągi tam jeżdżą bardzo powoli ;) O budowlach to jeszcze napisze przy okazji Sajgonu, tam dopiero są różnice ! Na blogu kulinarnym www.elagotuje.pl więcej pyszności wietnamskich. Ten park to kompleks im. Ho Chi Minha i najważniejsze miejsce w całej stolicy, więc nie dziwiliśmy się, że jest tam wszystko od linijki ;)
      Co do czcionki doprowadziła mnie do szału i zrobiłam wszystko jeszcze raz, a filmiki wstawię na youtube i zaraz wkleję jeszcze raz.

      Usuń
    2. widzę, że poradziłaś sobie z czcionką ale filmików nie ma :(

      Usuń
    3. No co Ty, patrzyłam na kilku kompach i działają

      Usuń
    4. dobra już mam ! przeglądarka mi coś nawala. Już obejrzałam działa :D ale powiem Ci, że jesteś mega jak kimnęłaś przy tej muzie :D

      Usuń
    5. Wszyscy spaliśmy ;)Ta muzyka jest bardzo monotonna, więc łatwo było się kimnąć ;)

      Usuń