Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 10 sierpnia 2017

Zalew Szczeciński cz. I


W tym roku znów postanowiliśmy zobaczyć na żywo Tall Ship Races. Jednak tym razem nie z lądu, ale z wody. Nie, nie planowaliśmy brać udziału w regatach, ale wypłynąć wielkim żaglowcom na przeciw na małej łupince. W rejs wybraliśmy się z naszymi dobrymi znajomymi, z którymi pływaliśmy już wcześniej na Sycylii i w Grecji, a także na mniejszych jeziorkach. Tak naprawdę to ta wyprawa była z ich inicjatywy i nas zaprosili ;)
Żaglowce miały zacząć dopływać do Szczecina w piątek, a my naszą przygodę zaczęliśmy już w poniedziałek. Wyjechaliśmy z domu rano, po drodze zgarnęliśmy znajomych i już po 16 -stej byliśmy w Szczecinie na przystani Centrum Żeglarskiego Szczecin Dąbie:
 gdzie na pomostach i niektórych żaglówkach bardzo swobodnie czuły się czaple.

Odebraliśmy naszą łódkę

ogarnęliśmy się trochę i wyruszyliśmy od razu w rejs.


Naszym miejscem docelowym w tym dniu była Lubczyna - malutka wieś nad Jeziorem Dąbie.
Na miejsce dopłynęliśmy ok. 20.00 zmęczeni i głodni postanowiliśmy najpierw coś zjeść. Niestety o tej godzinie wszystkie miejsca oferujące jedzenie były już zamknięte. Ktoś z mieszkańców skierował nas do sklepu, ale też zastaliśmy tylko kłódkę. Na szczęście przy samej marinie był maleńki sklepik, w którym w ostatniej chwili udało nam się kupić paczkę pieczywa chrupkiego i dwie puszki ryb w sosie pomidorowym. To była nasza kolacja ;)
Sama marina bardzo ładna i zadbana, zrobione pomosty, ładne i w miarę czyste toalety



I tylko jedno skojarzenie z ostatnim rejsem do Grecji - tam nie było marin, toalet czy pryszniców, cumowało się przy kei, trzeba było zapłacić i nie dostawało się w zamian nic, tu płaciło się, ale był większy luksus, tam za to knajpki o 19-stej to się dopiero otwierały, i można było bawić się do woli, a tu nawet suchej bułki nie mogliśmy kupić ;)
Na szczęście rano sklep był otwarty i mogliśmy bez problemu zakupić prowiant na śniadanie, po którym ruszyliśmy w dalszą drogę. Nikt z nas nie wie jak to się stało, ale wypływając z Lubczyny wpłynęliśmy na mieliznę i musieliśmy dzwonić po pomoc, żeby nas zholowali ;) Na szczęście było to blisko od portu, więc nie trzeba było długo czekać.
We wtorek nasza trasa była troszkę dłuższa - płynęliśmy z Lubczyny przez Odrę Zachodnią,



mijając po drodze Police
wpłynęliśmy do Zalewu Szczecińskiego

I dobiliśmy do przystani w Stepnicy. Nie było jednak miejsc na przystani głównej, więc wpłynęliśmy do Kanału Młyńskiego i tam zacumowaliśmy.

Oczywiście miejsce znowu było bardzo ciekawe, ładna, nowo wybudowana marina z bosmanatem
Stepnica okazała się być większa sporo od Lubczyny i znaleźliśmy też świetne miejsce, gdzie bardzo dobrze dawali jeść - "Tawerna Panorama" - polecam ! 
A że nie było jeszcze późno to trochę czasu spędziliśmy włócząc się po uliczkach i na plaży





Była nawet możliwość wykąpania się, ale jakoś nie mogłam się przemóc widząc jaki kolor ma woda i jaki osad na niej się rozprzestrzenia...
Jak wspomniałam Przystań Żeglarska przy Kanale Młyńskim jest bardzo przyjemnym i przyjaznym miejscem, ale żeby dostać się do centrum Stepnicy trzeba przejść się dobre 1,5 km. Cóż to jednak jest, najważniejsza dobra zabawa.
Na łódkę wróciliśmy wieczorem, szybka kąpiel i do spania, bo kolejnego  dnia mieliśmy jeszcze więcej do przepłynięcia.
Tym razem popłynęliśmy na niemiecką część Zalewu Szczecińskiego i wpłynęliśmy w głąb lądu rzeką Wkrą

 


wprost do Ueckermünde. Tak płynęliśmy nie znając miejsca w ogóle, po obu stronach zacumowane łódki, ale my popłynęliśmy dalej, za most zwodzony.
Okazało się, że jest tam mała przystań, ale raczej wszystkie miejsca są porezerwowane. Zacumowaliśmy gdzieś z boku i chłopaki poszli dopytać co i jak. Niemcy wskazali nam miejsce, dali kody do łazienek i byli bardzo mili

Zostawiliśmy łódkę i poszliśmy na zwiedzanie miasteczka, które jest malownicze, zadbane i bardzo ładne:








A gdy najedzeni wróciliśmy na łódkę
zastaliśmy bardzo rozgadane towarzystwo, które wcale się nie bało i mimo naszej obecności dalej prowadziło dyskusję :)
Plan na kolejny dzień mieliśmy bardzo jasno sprecyzowany. Wypływamy na Zalew Szczeciński wcześniej po drodze tankując paliwo i wpłyniemy na północ do miejscowości Wapnica na wyspie Wolin, a kolejnego dnia z samego rana płyniemy do Świnoujścia skąd będziemy towarzyszyć żaglowcom. Niestety już rano nasze plany zostały brutalnie zweryfikowane. Pogoda nie napawała optymizmem zaczęło mżyć i bardzo mocno wiało, na dodatek z południa. Pewnie do Wapnicy byśmy dopłynęli, ale Świnoujście trzeba było już sobie odpuścić, bo do soboty byśmy przy takim wietrze nie wrócili. Podjęliśmy więc decyzję o powrocie do Stepnicy i kolejnego dnia czekaniu na Zalewie na żaglowce i z nimi powrót do Szczecina.



Nie był to jednak koniec przygód tego dnia, bo w pewnym momencie zaczęliśmy mocno czuć zapach paliwa i zauważyliśmy, że silnik nie pracuje prawidłowo. Dopłynęliśmy więc do pierwszej miejscowości, gdzie była przystań i nawet mały port - do Trzebieży.

Na szczęście usterka nie była poważna i szybko się z nią uporaliśmy, więc mieliśmy znów chwilę na obiad w nowym miejscu

i spacer po wsi
Pod wieczór znów byliśmy w Stepnicy na Kanale Młyńskim


a potem na kolacji w Tawernie Panorama



Po wieczornym spacerze wróciliśmy na łódkę spać. Kolejnego dnia czekały nas nowe wyzwania
cdn...

4 komentarze:

  1. kurcze nigdy do łódek mnie nie ciągnęło ale przyjemnie się czyta o takich rejsach :) a moja koleżanka była rok temu przejazdem na Mazurach i też narzekała właśnie na to, że nie ma gdzie jeść wszystko wcześnie się zamyka i głodni chodzili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestey, uroku polskich wsi i miasteczek. O 20.00 zamykają 😕

      Usuń
    2. a ja się dziwiłam Czechom po naszej majówce a u nas jak widać to samo :)

      Usuń
    3. Czesi w ostatni weekend rozwalili mnie zupełnie, jak pani nam w jednej restauracji w miasteczku powiedziała o 16.30, że kuchnia już zamknięta i nie gotują, mogą jedynie piwo sprzedać ;)

      Usuń