Dziś krótko o tym jak to na naszych krótkich wakacjach było. Do opisu wystarczy mi jedno słowo - cudnie. Ale też męcząco, ciepło, rozrywkowo, przygodowo, wesoło :)
Miałam czas ma czytanie, sporo czasu spędziliśmy na wędrówkach i wycieczkach, trochę kąpieli w oceanie (tak, tak Atlantyk w marcu o niebo cieplejszy niż Bałtyk w lipcu !), trochę sportu, dobre jedzenie, zimne piwo i wino, kolorowe drinki, a nawet tańce :)
Tym razem mieszkaliśmy na samym południu wyspy w miejscowości Morro Jable. Hotel był duży, my mieszkaliśmy w apartamencie na poziomie "0". Plusem była bliskość do wyjścia na plażę, miasto i wszędzie indziej, poza teren hotelu, minusem - stołówka, recepcja, basen hotelowy były na poziomie +6 czyli 128 schodów od nas ;) Chodzenia było dużo.
Samo miasteczko jest bardzo ładne, małe uliczki, knajpki - jest część typowo turystyczna i część portowa, ale jest też część spora zresztą, gdzie mieszkają tubylcy. O tej porze roku nie ma tłumów, wręcz przeciwnie, turystów jest niewielu, spokój, cisza i miła atmosfera.
Do tego dochodzą plaże, góry i fajne zakątki, ale o tym wszystkim będzie innym razem. Dziś jeszcze kilka zdjęć z wieczornych rozrywek i porannego szampana ;) Oj działo się działo, były tańce, kurs bachaty, kurs hiszpańskiego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz