Informacyjnie
Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Plusy i minusy Maso Corto
Mimo tego, że fajnie bawiliśmy się w Maso Corto nie sposób nie zauważyć jego wad. Ale o tym za chwilę - najpierw o samym Maso Corto. Nie jest to miasto, ani miasteczko, ani wieś - jest to osada, choć też nie wiem, czy tak to nazwać. Bo jak nazwać coś, gdzie nie ma praktycznie mieszkańców są tylko trzy większe hotele i jeden mniejszy i apartamenty dla tych, którzy okresowo tam pracują, jeden sklep spożywczy, jeden sklep sportowy, jeden z cyklu "101 drobiazgów", jedna restauracja (co wymaga obszerniejszego komentarza później), mały kościółek i ze trzy bary. Zresztą zobaczcie - oto całe Maso Corto:
przy czym to duże po prawej stronie to te trzy hotele, a po lewej reszta.
Hotele:
Pozostała część "osady":
Najbardziej zaskoczyło mnie, że w tym rejonie podstawowym językiem jest język niemiecki. Mimo, że tereny administracyjnie należą do Włoch mieszkańcy uważają się nie za Włochów tylko za Tyrolczyków i nawet między sobą rozmawiają po niemiecku. Zresztą tereny te zostały włączone do Włoch dopiero po pierwszej wojnie światowej, wcześniej należały do Austrii. Co na porządku dziennym jest w tym rejonie to również wszędzie napisy dwujęzyczne, przy czym na pierwszym miejscu napisy po niemiecku, a na drugim po włosku. Nawet nazwy miejscowości na tabliczkach są zawsze dwie. Jak dojeżdżaliśmy do celu naszej podróży i naszym oczom ukazała się tablica z nazwą miejscowości to na górze większymi literami było napisane Kurzras a dopiero pod spodem mniejsza czcionką Maso Corto. I jakoś nikt z tego powodu nie robi problemu... Dla jasności dodam, że sam ośrodek narciarski nie jest w żaden sposób (chodzi mi o wyciągi i trasy narciarskie) połączony z innym austriackim ośrodkiem i nie można (jak to było w Cervini) zjechać za granicę, w tym wypadku do Austrii !
Maso Corto, zwłaszcza rezydencja Top Kurz, w której mieszkaliśmy jest w dużej mierze nastawiona na Polaków. Z tego co słyszałam i widziałam ok. 70% gości to osoby z naszego kraju. Co więcej od kilku lat późną wiosną (maj, czerwiec) organizowane są tam dni polskie, na których zjawiają się polscy celebryci, żeby trochę poimprezować i wypromować ośrodek. A że śnieg na lodowcu (lodowiec Hochjoch) dostępny jest praktycznie cały rok, to i ludzie tam ściągają. W okresie polskich dni ceny osiągają podobno bardzo wysoki poziom, czego nie można powiedzieć o samej imprezie ;))
Poza tym w ośrodku często goszczą ekipy sportowców różnych dyscyplin i różnych krajów, oczywiście z Polski również. W tym samym czasie co my była na obozie kadra polskich kajakarek kanoe - biegały na nartach, pływały, trenowały na siłowni. Trening tym bardziej wyczerpujący, że ośrodek mieści się na wysokości ponad 2000 m npm. Jak poszliśmy na basen w pierwszy dzień po przyjeździe to z trudem przepłynęłam dwie długości (25 metrów), gdzie normalnie bez przerwy przepływam 10 długości !
Teraz będzie trochę o plusach i minusach, zacznę od minusów.
Mimo, że ośrodek utrzymuje się głównie z polskich turystów wyczuwalna jest tam niechęć do Polaków. Sam właściciel rezydencji jest bardzo sympatyczny i otwarty, ale nawet panie w recepcji, mimo, że Polki to łaskę robią, że w ogóle z Tobą rozmawiają. Jednego dnia T. poszedł rano do sklepu, droga z hotelu była oblodzona i niczym nie posypana, T. się poślizgnął i wywrócił i dość boleśnie stłukł sobie łokieć. Poszliśmy zgłosić na recepcji, że jest ślisko i może by czymś posypali, żeby sobie nikt krzywdy nie zrobił, to pani nam powiedziała, cyt: "To trzeba chodzić na około". A jak w dniu wyjazdu oddawałam klucze w recepcji to nawet "do widzenia" nie usłyszałam. Inną sprawą jest podejście do turystów w całej miejscowości. W spożywczym (samoobsługowym oczywiście) człowiek czuł się, jakby przeszkadzał, panie miały miny, jakby były obrażone na cały świat, że ktoś przychodzi i pieniądze u nich zostawia. W większości miejsc w osadzie i na wyciągach było podobnie, czuło się tak, jakby przeszkadzało się tubylcom.
Restauracja i pizzeria w jednym - pan z obsługi był nawet uprzejmy, ale lokal czynny jest od 18.30, przy czym kuchnię restauracji zamykają o 20.00, a pizzerię o 21.00 !!! A potem już nic nie zjesz.
Ponoć w zeszłym sezonie w miejscowości działała dyskoteka, nota bene najemcami pomieszczeń i prowadzącymi lokal byli Polacy, a że dobrze im się wiodło i mieli duże obłożenie, to w tym roku tak im podnieśli czynsz, że doszli do wniosku, że im się nie kalkuluje i w tym roku lokal stał zamknięty na trzy spusty !
Kolejnym minusem jest infrastruktura. Niby tych wyciągów trochę jest: 4 orczyki (tzw. talerzyki), jeden wagon 80-cio osobowy wwożący ludzi na lodowiec i 7 wyciągów krzesełkowych, ale... z tych 7 wyciągów krzesełkowych tylko dwa są zamykane (z czego jeden był nieczynny), a cała reszta jest stara i w dość słabym stanie. Jeśli jedzie się 10 minut wyciągiem niezamykanym, a wokół hula zimny, wręcz lodowaty wiatr, to człowiekowi się zjeżdżać odechciewa. Co więcej jak tylko jest bardzo silny wiatr, to zaraz wyciągi zamykają i można sobie pojeździć tylko po dwóch bardzo łatwych trasach, obsługiwanych przez orczyki. Dla ludzi chcących się wyjeździć to naprawdę za mało ! Jak rozmawialiśmy z polskimi instruktorami, którzy są tam od kilku lat, dlaczego nie inwestują w infrastrukturę, to podobno odpowiedź "nieoficjalna" jest tak, że lepiej niech to upadnie, niż mają przyjeżdżać Polacy. Niezbyt to miłe, nie wiem czy tak jest faktycznie, ale jak mówi stare porzekadło - w każdej plotce jest odrobina prawdy, a widząc podejście tubylców do turystów można pomyśleć, że faktycznie coś w tym jest !
Tyle minusów - teraz plusy. Fajny apartament - ale o tym już pisałam, zaplecze regeneracyjne, czyli basen i sauny - po wyczerpującym dniu na nartach odnowa biologiczna jest super. W tej nieszczęsnej restauracji super smaczna pizza ! No i na plus zaliczam trasy - nie jest ich dużo, tylko 35 km, ale są szerokie, zróżnicowane i bardzo dobrze przygotowane. No i niesamowite widoki.
Jak widzicie minusy są poważniejsze niż plusy i reasumując - więcej tam nie pojedziemy ! Owszem warto było pojechać i zobaczyć coś nowego, innego, ale nie warto tam wracać.
Na sam wyjazd nie narzekam, bo towarzystwo było super i generalnie było fajnie, ale z tym samym towarzystwem, można równie fajnie spędzić czas gdzieś indziej. Jest to czwarty ośrodek narciarski we Włoszech, w którym byliśmy i ten oceniam najsłabiej. Moim numer jeden w dalszym ciągu zostaje Livignio, gdzie byłam już 3 razy i jeszcze się wybieram, jak dobrze pójdzie już w marcu :)
A na koniec jeszcze jedna ciekawostka na temat Maso Corto i okolic.
Wyobraźcie sobie taką sytuację: wrzesień 1991 roku, dwoje turystów idzie w góry. Nagle, na wysokości 3.120 m npm, spod śniegu widzą wystającą... nogę. Myśląc, że to zamarznięty turysta lub narciarz wzywają pomoc, po badaniach okazuje się, że znaleziony człowiek ma ponad 5.000 lat !!! Człowieka nazwano właśnie Ötzi (od tej części Alp, a nie od DJ'a ;)) i po dziś dzień można oglądać go w muzeum w Bolzano, a w miejscu, gdzie go znaleziono postawiony został pomnik.
Etykiety:
Italia,
Maso Corto,
narty,
Włochy
Lokalizacja:
39020 Maso Corto BZ, Włochy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz