Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 16 sierpnia 2011

Hiszpania 2011 cz.1


Na wakacje do Hiszpanii lecieliśmy w piątkę: my, moja siostra z mężem oraz nasz kolega. Właśnie ten kolega ma w Riumar kuzynkę, która kilka lat temu rzuciła pracę w Niemczech, sprzedała mieszkanie, wyprowadziła się do Hiszpanii i prowadzi bar przy plaży.
Podróż mieliśmy zaplanowaną jak na nas bardzo wcześnie, bo już w marcu

Lot mieliśmy z Wrocławia do Girony, gdzie wylądowaliśmy koło południa, wypożyczyliśmy samochód i ruszyliśmy w drogę. Do celu naszej podróży - miejscowości Riumar - mieliśmy ponad 200 km, ale postanowiliśmy się nie spieszyć, tylko jeszcze coś po drodze zobaczyć. Moja siostra w pierwszej wersji zaproponowała Figueres, gdzie znajduje się niesamowite muzeum Salvadora Dali, ale ponieważ, to było za bardzo na północ, postanowiliśmy (jeszcze w domu planując podróż), że i tak oddamy cześć sławnemu artyście udając się do położonej niedaleko Girony miejscowości Pubol. To maleńka miejscowość, z kamiennymi ulicami i domami, w której znajduje jedna atrakcja - zamek (a właściwie zameczek), który Salvador Dali kupił swej żonie i muzie w jednej osobie - Gali Dali. Historia tego związku - ekscentrycznego artysty z 11 lat starszą emigrantką rosyjską - jest niesamowita, szokująca i wielu zadziwia, można poszperać w necie, bo tam jest wiele pikantnych  - szczegółów nt. życia tej pary (na zachętę) .
Sam budynek, szumnie zwany zamkiem jest kamienną budowlą, niewysoką i właściwie wszystkie pomieszczenia (poza muzeum strojów Gali) mieszczą się na jednym piętrze.

Wewnątrz znajduje się kilka pomieszczeń - kuchnia z jadalnią, pokój gościnny, sypialnia, łazienka, salonik. Jednak wszystko zdobione dziełami Salvadora Dali robi z tego miejsca baśniową krainę.
W pokoju kominkowym np. stoi niesamowity tron Gali - fotel, który Mistrz stworzył dla swej oblubienicy, coś wspaniałego:

Drzwi na zdjęciu powyżej są namalowane, choć w rzeczywistości wyglądają, jakby były prawdziwe - otwarte.
 Podobno łóżko w sypialni Gali też projektował Dali
A tu już ona sama, na jednym z obrazów:
Motyw płonącej żyrafy przewijał się przez wiele różnych dzieł, nie tylko na obrazie pod tym tytułem

Gdybym tak chciała pokazać wszystko co mnie tam urzekło, to nie dość, że post byłby kosmicznie długi to jeszcze z samych zdjęć by się składał ;)
Oprócz ciekawie urządzonego wnętrza bardzo podobał mi się taras z widokiem na pole słoneczników:
a przy budynku był też ogród z rzeźbami słoni na długich nogach (było ich tam chyba z 8):
Po zachwycie nad cudami sztuki zeszliśmy jeszcze do miasteczka, napić się kawy przed dalszą podróżą.
Miasteczko jest nieduże, ale bardzo klimatyczne, w typie który ja bardzo lubię - wąskie ulice, kamienne domy porośnięte roślinnością. Ot taki typowy klimat południowy.



Z Pubol mieliśmy jeszcze sporo drogi przed sobą - ponad 200 km. W pierwszej wersji mieliśmy jechać autostradą, ale moja siostra z moim Mężem zaplanowali trasę malowniczym wybrzeżem Costa Brava, gdzie jechaliśmy wąskimi drogami, gdzie jeden zakręt przechodził w następny, mijaliśmy wiele kurortów, skaliste urwiska i malownicze zatoczki.



Tak dojechaliśmy do Barcelony, minęliśmy ją, a potem klimat zaczął się zmieniać i zamiast skalistych wybrzeży ukazały się piaszczyste plaże Costa Dorada. Ale przed nami był jeszcze szmat drogi, bo jednak wąskimi krętymi uliczkami jedzie się znacznie wolniej niż autostradą. Zjechaliśmy więc na autostradę i w okolicach 22.00 dotarliśmy do Riumar.
Samo Riumar nie jest ciekawym miejscem - miejscowość typowo wczasowa, same domki do wynajęcia. Podobno poza sezonem mieszka tam kilkanaście osób. Poza miejscami noclegowymi, kilkoma knajpkami, czterema barami przy plaży i samą plażą nie ma tam nic. Tzn. jest, ale troszkę dalej, i o tym będzie później. Nasz domek był bardzo fajny - składał się z 3 sypialni, 2 łazienek (nam przypadł pokój z łazienką, reszta dała radę;)) i dużego salonu połączonego z jadalnią i kuchnią. Na dachu budynku był taras, z którego miałam oglądać wschód słońca, ale jak już udało mi się wstać, to było mgliście, albo horyzont był zachmurzony.
W dniu naszego przyjazdu nawet się nie rozpakowywałam, taka byłam padnięta. Wyjęłam tylko przybory do mycia, szybki prysznic i od razu poszłam spać.
Poniedziałek był dniem leniwym, rozpakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie, a resztę czasu spędziliśmy na plaży, na zakupach w sklepie spożywczym w odległym o kilka kilometrów miasteczku i w barze przy plaży u kuzynki naszego kolegi. Wracając z zakupów zastanowił nas jeden drogowskaz i zboczyliśmy z drogi. Dojechaliśmy do rzeki. Zapomniałam napisać, że półwysep, na którym znajduje się Riumar, leży przy ujściu rzeki Ebre (region nazywa się Deltebre), a tam jest rezerwat ptaków, z główną atrakcją - flamingami. Jednak miejsce, do którego dojechaliśmy było bardziej komercyjne  - stoiska z pamiątkami, knajpki, statki wycieczkowe, wycieczki rybackie - wszystko za jedyne kilka euro.
Nawet mieliśmy taki plan, żeby motorówkę wypożyczyć, ale mój Mąż nie miał przy sobie patentu, a potem jakoś się nie składało, żeby tam pojechać.
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz