Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

piątek, 19 sierpnia 2011

Hiszpania 2011 cz.2


Następnego dnia pobudka była o 6.00, bo postanowiliśmy zwiedzać Barcelonę, a że do stolicy Katalonii mieliśmy prawie 180 km, to trzeba było wcześnie wyjechać, żeby coś zobaczyć. W Barcelonie parkingi są dosyć drogie - zwłaszcza w centrum, więc zaplanowaliśmy sobie, że pojedziemy na parking do IKEI. Co prawda kuzynka naszego kolegi mówiła, że tam chyba też jest płatny, ale na miejscu okazało się, że nie jest :) To co mnie urzekło w Barcelonie od samego początku to system komunikacyjny. Tam jest 8 linii metra !!! Praga i Rzym się chowają, o Warszawie nie wspomnę. Co więcej - oprócz tych ośmiu linii metra jest jeszcze kilka linii kolejek naziemnych, że o autobusach i tramwajach nie będę wspominać. A wszystko jest przedstawione w sposób tak jasny i przejrzysty, że nawet analfabeta sobie poradzi.
Kilkanaście metrów od parkingu mieliśmy stacje kolejki, dalej przesiadka do metra i w przeciągu kilkunastu minut byliśmy w miejscu docelowym.
A nasze zwiedzanie Barcelony zaczęliśmy od dzielnicy L'Eixample i słynnych domów: Casa Lieo Morera, Casa Amatller i Casa Batllo. Te trzy budynki stoją praktycznie jeden przy drugim i są dziełami słynnych, konkurujących ze sobą architektów początku XX wieku. Każdy z tych domów jest zupełnie inny i każdy na swój sposób uroczy, choć najbardziej w oczy rzuca się dzieło Gaudiego Casa Batllo.
Pozostałe są w zupełnie innym stylu


Domy te, mimo, że z historią i interesujące nie robią w rzeczywistości takiego wrażenia jak na zdjęciach. Usytuowane są przy bardzo ruchliwiej ulicy Passing de Gracia. Gdy się stoi na chodniku przy budynkach to nie widać ich z fajnej perspektywy, a jak przejdzie się na drugą stronę to samochody i autobusy psują odbiór. Kilkanaście kroków dalej znajduje się słynny Casa Mila - dzieło Gaudiego, jeden z symboli miasta, który niestety trochę mnie rozczarował, bo po tym co widziałam w przewodnikach, spodziewałam się wielkiego "Wooow", a było tylko "No może być". Budynek krzywy, pofalowany, inny.

Na dachu budynku znajdują się dziwne rzeźby, ale znam to tylko z przewodnika, bo mimo, że mieliśmy jechać na dach to długość kolejki (stanie ok. godziny) nas odstraszyła. Zresztą pierwszy, ale nie ostatni raz tego dnia. Lekko rozczarowani ruszyliśmy dzielnicą Garcia, wśród secesyjnych budynków do Parku Guell. Szczerze mówiąc budynki w dzielnicy secesyjnej bardziej mi się podobały, niż te słynne okazy, pokazane wyżej:





Po drodze udało nam się jeszcze znaleźć budynek Casa Vincens - jeden z pierwszych budynków Gaudiego, który zbudował dla wytwórcy płytek ceramicznych. Ten budynek w stylu mauretańskim pokrywają właśnie płytki ceramiczne. Robi niesamowite wrażenie.
Do parku Guell weszliśmy bocznym wejściem i na początku też nie wyróżniał się on niczym szczególnym i nawet zastanawialiśmy się o co chodzi, że jest taki słynny. Dopiero później, gdy już zeszliśmy niżej zobaczyliśmy jak wiele atrakcji w sobie kryje. Jedną z większych jest słynna 300 metrowa ławka - balustrada, zrobiona z tysięcy drobnych fragmentów ceramicznych - w sumie wygląda jak z potłuczonych kafelek. Śmialiśmy się, że jak Gaudi zbudował Casa Vincens to wszedł w układ z wytwórca płytek i odbierał wszystkie potłuczone odpady :)
Niestety nie mam takiego zdjęcia, żeby dokładnie to pokazać, ale poniżej plac, który jest ogrodzony balustradą, z góry:
A tu park:
Kolejną atrakcją parku jest labirynt kolumnad, które mają bardzo ciekawy kształt:


Stojąc tyłem do labiryntu naszym oczom ukazała się Sala Hipolita, jej strop z mozaiką zrobioną z potłuczonych kafli i butelek podtrzymuje 86 kolumn, a dachem jest plac z balustrada, o którym pisałam wcześniej:

Przed wejściem do Sali znajduje się ciekawa fontanna:

i słynna jaszczurka:
A głównego wejścia pilnują dwa dziwne budynki, również stworzone przez Gaudiego, z których jeden przypomina słonia:
W parku jest sporo zieleni i różnorakiej roślinności:


Z parku Guell podążyliśmy ku kolejnemu dziełu Gaudiego (prawie cały dzień pod znakiem Gaudiego ;)), któremu poświęcił prawie całe życie - katedrze Sagrada Familia. To jest bardzo dziwna i niesamowita wręcz budowla, która od ok. 130 lat jest w budowie. My oczywiście jak zwykle podeszliśmy nie z tej strony i naszym oczom ukazała się Fasada Męki Pańskiej, która jest bardziej geometryczna i nowoczesna i niestety, ale mi się nie podoba.

Ta część była budowana była już sporo po śmierci Gaudiego, po 1952 roku.  Sama budowla, ale i wyrzeźbione postać są takie bardzo kanciate i "oporne". Byłam rozczarowane, ale postanowiliśmy zwiedzić katedrę wewnątrz. Niestety to też nie było nam dane - jak pisałam wcześniej, kolejka ! Kolejka do wejścia była na 3 godziny stania, a szukając jej końca obeszliśmy budynek na przeciwległą stronę:
A im dalej szliśmy tym robiło się bardziej klimatycznie. Do środka co prawda po zobaczeniu tej kolejki nie weszliśmy, ale dokładnie po drugiej stronie budynku znajduje się Fasada Narodzenia, która tworzył Gaudi. Jest zupełnie inna niż ta po drugiej stronie. Robi wrażenie, całość jest jakby "nalana". Nigdy niczego podobnego nie widziałam:
Z tej strony spędziliśmy dużo więcej czasu, bo dużo bardziej nam się podobało :)
Z pod katedry poszliśmy w stronę starego miasta, które zdecydowanie różni się od tej części części secesyjnej.
Po zjedzeniu obiadu na placu przed Katedrą św. Eulali postanowiliśmy trochę odpocząć i odetchnąć klimatem Barcelony.
Obejrzeliśmy katedrę i okoliczne uliczki:



Udało nam się też zobaczyć dzieło Picassa w centrum miasta:
i zwiedziliśmy wystawę Savadora Dali, niestety nie można było robić tam zdjęć:

Po spacerze po starówce musieliśmy jednak zbierać się do powrotu. O 22.00 zamykali parking IKEI i musieliśmy zabrać samochód, wsiedliśmy więc do metra i udaliśmy się w powrotną drogę. Czułam się trochę rozczarowana, bo więcej się spodziewałam w Barcelonie zobaczyć. Co prawda widzieliśmy tylko jedna część, ale czułam niedosyt - postanowiliśmy jeszcze tam wrócić.
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz