Gdy koleżanka z Ladies First zaproponowała mi babski wyjazd nawet się nie zastanawiałam. Pomysł był fajny przedłużony weekend, 3 państwa, 8 kobiet. Noclegi były u jednej z dziewczyn w Belgii i to była nasza baza wypadowa.
Z Polski wyruszyłyśmy w środę późnym popołudniem i po pokonaniu ponad 900 km zameldowałyśmy się w Belgii. A że nastała noc, to nie pozostało nam nic innego, jak położyć się spać.
Nasz pierwszy dzień zapowiadał się pochmurnie, dlatego na spacer po okolicy nawet założyłyśmy kurtki przeciwdeszczowe,
Pierwszego dnia spędzałyśmy popołudnie w Niemczech, a konkretnie w Aachen (Akwizgran).
Akwizgran to miasto uzdrowiskowe na prawach powiatu. Zamieszkuje je blisko 250 tys. osób.
Miasto jest ośrodkiem przemysłowym, dość zróżnicowanym, ale też mieści się tam kilka uczelni wyższych.
Aachen ma dość bogatą historię, a jej początki sięgają I w n.e., kiedy zaczęła się budowa miejscowości uzdrowiskowej z ciepłymi źródłami siarkowymi. Sława gorących źródeł była szczególnie doceniana w XVII–XIX w. - wtedy Aachen stało się popularnym wśród europejskich elit uzdrowiskiem i miastem „rozrywkowym” z kasynami, salami
balowymi i innymi miejscami uciech.
Do głównych atrakcji turystycznych miasta należą XIV-wieczny ratusz, zbudowany na ruinach pałacu Karola Wielkiego
Świątynia przez blisko 600 lat była miejscem koronacji 30 władców Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a w roku 1930 przemianowana została na katedrę.
W Katedrze pochowani zostali m. in. Karol Wielki i Otton III, w prezbiterium pochowane są cztery najwyższej wagi relikwie Jezusa, Marii i Jana Chrzciciela, przez co świątynia była jednym z najważniejszych ośrodków pielgrzymkowych w Europie.
podeszłyśmy do ratusza, pochodziłyśmy po urokliwych uliczkach Aachen i zrobiłyśmy całkiem niezłe zakupy w butiku pewnej Słowaczki. A potem jeszcze kawa lub lemoniada i powrót do domu.
Kolejny dzień obfitował w atrakcje. Musiałyśmy wyjechać z domu wcześniej, bo do oddalonej o blisko 250 km Brugii podróż trochę trwała. Zwłaszcza w okolicy Brukseli musiałyśmy postać trochę w korkach !
Podróż trwała ponad 3 godziny i w końcu dotarłyśmy.
Brugia posiada prześliczne historyczne stare miasto, które w 2000 roku zostało wpisane na listę UNESCO. Ratusz i rynek do niego przylegający są niesamowicie urokliwe, bardzo zadbane i czyste.
Zresztą jak całe okolice starego miasta.
Zresztą jak całe okolice starego miasta.
W dniu kiedy zwiedzałyśmy Brugię odbywał się ćwierćfinał Mistrzostw Europy i Belgia grała z Włochami, więc na każdym kroku można było spotkać tematyczne dekoracje i flagi
Z powodu licznych kanałów w historycznej części miasta Brugia zwana jest flamandzką Wenecją. Dlatego też zdecydowałyśmy się przepłynąć turystyczną łódką i zobaczyć miasto z wody.
Warto się przepłynąć, bo z poziomu wody wiele rzeczy wygląda inaczej,
a były też przeżycia przy przepływaniu pod niewielkimi mostkami, bo było tak nisko, że nawet prowadzący łódkę musiał schylać głowę.
Po rejsie wybrałyśmy się oczywiście na belgijskie frytki, w fajnym połączeniu z pomidorkami, guacamole i sosem śmietanowym, ale same frytki - czy takie dobre to nie jestem przekonana ;)
Nie mogłyśmy zostać w Brugii zbyt długo,bo wieczorem miałyśmy bilety na salsę w Maastricht, w Holandii.
To niewielkie miasteczko już od końca XIX w. stanowiło miejsce wypoczynku dla bogatszych mieszkańców okolicznych miast obecnie znajdujących się w Niemczech i Belgii. Centrum jest niewielkie, bardzo łatwo je obejść.
Ciekawostką jest tu zamek, a raczej jego ruiny, który jako jedyny zamek w Holandii położony był na szczycie wzgórza.
To co nas bardzo zaskoczyło w Holandii - zarówno w Maastricht jak i w Valkenburgu - to brak możliwości płacenia karami Visą i MasterCard. Płacić można było tylko gotówką lub kartami Maestro.
Kolejnego dnia po śniadaniu i ogarnięciu się wracałyśmy do domu.
Ten wyjazd był krótki, ale dość intensywny. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w żadnych babskich wyjazdach, ale było to świetne doświadczenie. Bez problemów się dogadałyśmy, czas upływał nam na pogaduchach, a tematy się nie kończyły. Świetne dziewczyny ze świetną energią. Więcej o wyjeździe, organizacji i wrażeniach jest opisane w Wysokich Obcasach z 31.07.2021.
WOW !! to się nazywa ambitny i aktywny weekend ! tyle w 3 dni ? szok ... ale powiem szczerze nie wyobrażam sobie takiego babskiego wypadu z ludźmi z którymi nie jestem mocno zaprzyjaźniona i w grupie aż 8 kobiet. Jednak to chyba nie dla mnie. Ale miejsca super ! godne odwiedzenia. Zresztą tymi kanałami pływała rok termu koleżanka i też polecała że piękna okolica i warto pojechać.
OdpowiedzUsuńI ta karta zaskakujące. Nie spotkałam się z tym jeszcze. No ale my nie aż tacy światowi bośmy się dopiero domyślili teraz w trakcje urlopu że za granicą się płaci tylko kredytówką bo wtedy nie ma opłaty za przewalutowanie i kilka razy zdarzyło się zapłacić normalną kartą.
Też myślałam, że to nie dla mnie, ale się mile rozczarowałam. Było bardzo fajnie, zresztą możesz poczytać w Wysokich Obcasach z 31.07 :) Też się wypowiadam :)
UsuńCo do kart, to ja mam kartę debetową walutową, ale i kredytowe i nic nie płaciło :(
dzięki za link przeczytałam i jednak to nie moje klimaty. Fajnie się czyta ale nie widzę siebie na takim wyjeździe.
UsuńMy mamy wszystkie karty Visa więc też byłby problem :O
Myslę, że podczas spływu kajakowego warto mieć porządny wodoszczelny plecak. My właśnie kupiliśmy dwa takie plecaki. Mamy za soba piperwsze spływy i stwierdziliśmy, ze zaczniemy kupować powoli własny sprzęt na przyszły rok.
OdpowiedzUsuń