Naszą podróż rozpoczęliśmy do Bangkoku.
Bangkok to obecna stolica i największe miasto w
Tajlandii, jednak jest to jest to nazwa używana w obiegu międzynarodowy. W
Tajlandii miasto nosi nazwę Krung Thep, w tłumaczeniu Miasto Aniołów. Nie jest
to jednak pełna nazwa miasta.
Pełna nazwa Bangkoku w języku tajskim brzmi: Krung
Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat
Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit
Sakkathattiya Witsanukam Prasit, co w tłumaczeniu oznacza:
Miasto aniołów, wielkie miasto [i] rezydencja
świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka
stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi,
pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi
odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.
Nazwa stolicy Tajlandii składa się z 64 sylab i
jest wpisana w Księdze Rekordów Guinnessa jak najdłuższa nazwa geograficzna na
świecie.
Jak już wspomniałam Bangkok jest największym
miastem w Tajlandii, liczy ponad 5,6 mln mieszkańców, a wraz z całą aglomeracją
blisko 15 mln obywateli. Co ciekawe na każdego obywatela miasta przypada jeden
samochód, przez co stolica Tajlandii uważana jest jedno z najbardziej
zakorkowanych miast na świecie.
A jeśli mówimy o rekordach to wspomnę jeszcze o
dwóch.
Po pierwsze, jeszcze przed pandemią Bangkok był
najczęściej odwiedzanym miastem na świecie.
Po drugie Bangkok jest najgorętszą stolicą świata
– średnioroczna temperatura przekracza 28°C.
Do Bangkoku dotarliśmy popołudniu i w tym dniu
mieliśmy czas wolny. Plany był taki, żeby przejść się po okolicy, pójść na
jakiś masaż i położyć się wcześniej spać, po podróż trochę nas zmęczyła. Na
początku wszystko szło zgodnie z planem, a nawet fryzjer się po drodze zdarzył 😉
Jednak wieczór potoczył się
nieco inaczej. Wieczorem postanowiliśmy pójść na taras widokowy drugiego do
wysokości budynku w Bangkoku – Baiyoke Tower II. Całkowita wysokość tego
obiektu to 328 m, a wysokość do dachu to 304 m. Wieża liczy 85 pięter. Do 21
piętra znajduję się sklepy i biura, od 22 do 74 jest hotel, a wyżej atrakcje
dla lubiących widoki. Winda wjeżdża się na 77 piętro, gdzie spokojnie, wśród
atrakcji można obejrzeć miasto przez wielkie szyby. W czasie naszego pobytu było
dużo dekoracji i motywów świątecznych. Najciekawszy widok się jest jednak z 84
piętra. Jest tam ruchomy chodnik który obraca się wokół wieży i można podziwiać
360-stopniowy widok na Bangkok. Pomiędzy 77 a 84 piętrem są różne sale,
restauracje i bary. Cena za wjazd na trasy widokowe to ok. 65 zł, a w cenę
wliczony jest jeden drink w Sky barze.
To był początek naszego wieczoru, wraz ze
znajomymi prosto z wieży tuk-tukiem ruszyliśmy do Chainatown – kolorowego,
szalonego miejsca, z masą straganów, stoisk z rożnego rodzaju jedzeniem, barów
i restauracji. Z masą neonów, świątyń, zapachów i tłumem ludzi. Po raz pierwszy
w życiu spróbowałam smażonych robaków i duriana. Ale nie był to koniec naszych
nocnych przygód. Kolejny tuk-tuk zawiózł nas do Patponga – słynnej dzielnicy
rozrywki, gdzie klub go-go znajdują się jeden obok drugiego. Nie czułam się tam
jednak zbyt bezpiecznie i dość szybko się ewakuowaliśmy.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania
świątyni Wat Traimit, zwana Świątynią Złotego Buddy. Znajdujący się tu posąg to
największy na świecie posąg Buddy wykonany ze złota, waży ponad 5,5 tony i
liczy sobie 3 metry wysokości. Ciekawa też jest jego historia. W XVIII wieku,
podczas wojny Birmańczycy rabowali ze świątyń złoto i klejnoty, dlatego mnisi
pokryli złoty posąg gipsem, co skutecznie odwróciło uwagę rabusiów. Zresztą nie
tylko rabusiów, gipsowy posąg trafiał w różne miejsca, ale nikt nie wiedział, że
pod gipsową powłoką kryje się skarb. Dopiero w 1954 podczas przenoszenia posąg
obsunął się i spadł na ziemię, krusząc gips i oczom mnichów ukazał się złoty
Budda. Wstęp do świątyni ok. 10 zł.
Następnym zwiedzanym przez nas obiektem była Wat
Pho, znana jako Świątynia Leżącego Buddy. Jest to jedna z najstarszych i
największych świątyń w Bangkoku. Cały kompleks rozłożony jest na 80.000 m² i znajdziemy tu
ponad 1000 wizerunków Buddy. Oczywiście największy to posąg Buddy w pozycji
leżącej – ma 46 metrów i jest wykonany z cegieł i tynku, całość jest złocona.
Podeszwy stóp wykonane są z masy perłowej, w której wykonane są obrazy
symbolizujące 108 lokhans (pomyślne znaki), które odpowiadają różnym poziomom w
kosmologii buddyjskiej.
Jak już wspomniałam teren kompleksu jest naprawdę
duży i oprócz wihanów (miejsc zgromadzeń) jest tu ponad 100 chedi (relikwiarze
w formie monumentów), z czterema najważniejszymi, , zwanymi Wspaniałymi Chedi,
które honorują czterech pierwszych królów dynastii Chakri.
Na terenie kompleksu jest również wiele innych
obiektów i posągów i można spędzić tu naprawdę sporo czasu.
Kolejnym obowiązkowym punktem na mapie Bangkoku
jest Wielki Pałac Królewski. Został zbudowany w 1782 i przez wiele lat był
miejscem urzędowania kolejnych króli i rządów Tajlandii. Kompleks pałacowy
znajduje się na wschodnim brzegu rzeki Menam, otoczony jest murem obronnym o
łącznej długości 1900 metrów. Teren kompleksu zajmuje powierzchnię 218 400 m².
Jedną z najważniejszych części pałacu jest Wat
Phra Kaew, "świątynia szmaragdowego Buddy". Jest to potoczna nazwa
najświętszej w Tajlandii świątyni buddyjskiej, nazwa oficjalna to วัดพระศรีรัตนศาสดาราม Wat Phra Sri Rattana Satsadaram. Miejsce
to znajduje szczególne znaczenie w życiu Tajów i jest miejsce wielu pielgrzymek.
Ciekawostka - Szmaragdowy Budda ma inne odzienie w każdej porze roku. Ważne, w samej świątynie nie można robić zdjęć, ale z zewnątrz - jak najbardziej :)
Kompleks Pałacu Królewskiego i przyległych do
niego świątyń jest wart obejrzenia i polecam to miejsce każdemu, kto planuje
podróż do Bangkoku.
Dla nas to jednak nie był koniec atrakcji w tym
dniu.
Po południu wybraliśmy się na rejs łodzią po
Klongach – wodnych kanałach transportowych, które służą także jako miejsce
handlu, kąpieli, czy odprowadzania nieczystości. Kanały łączą się z rzekę (w
przypadku Bangkoku jest to rzeka Chao-Phraya,
zwana przez międzynarodowe środowiska jako Menam)
Po
dotarciu do brzegu przeszliśmy jeszcze przez rynek kwiatowy Flowers Markt, ale
lepiej obejrzałam go sobie jak byliśmy w stolicy Tajlandii pierwszy raz.
A wieczorem, już sami we własnym zakresie wybraliśmy się na zwiedzanie nowoczesnej części miasta i prawdziwe uliczne jedzenie – Pad -thai za całe 5,00 PLN za osobę !!!
oooo zaczyna się relacja. Idę zrobić kawę i zasiadam :D
OdpowiedzUsuńzawsze na mnie robią wrażenie te wielkie posągi. Historia z gipsem niezła. I jaki był trwały, że tyle lat nikt tego nie odkrył.
OdpowiedzUsuńCo do nazwy stolicy serio ???? rany skąd pomysł na taką długą nazwę. Chyba sami Tajowie nie potrafią tego zapamiętać.
Leżący Budda robi wrażenie :)
Jedzenie za 5 zł no takiego rekordu na wakacjach tośmy nie pobili jeszcze :D
Chyba też miałabym dyskomfort w tej nocnej dzielnicy. Nie przepadam za takimi miejscami.
Też lubię posągi, a w Azji jest tego pod dostatkiem, praktycznie wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńNazwa stolicy serio jest taka długa oficjalnie i w szkołach wszyscy uczą się poprawnie wymawiać tę nazwę (w języku tajskim bardzo duże znaczenie ma intonacja - jeden wyraz możesz powiedzieć na 5 sposobów !) i nasza przewodniczka - Tajka - potrafiła to wypowiedzieć. W języku potocznym używa się jednak Krung Thep.
Jedzenie za 5 zł nie było najtańsze, na wsiach możesz się najeść w okolicach 2-3 zł ;)
o rany po co tak komplikować :O
UsuńRaj dla lubiących jeść. Tylko czy nie za pikantnie bo my nie bardzo :/
Wiedzą, że większość Europejczyków nie je tak ostro, więc albo uprzedzają, że jest ostre, albo jak szykują specjalnie dla ciepie to pytają. Kuchnia tajska jest wyśmienita
Usuńhmmm no ale jakby jeść taki street food to raczej już mają gotowe to nie zrobią nam łagodniejszego. Ale ciągnie ta Tajlandia i Maroko tyle, że Łukasz i jego wrażliwe jelito to tam chyba z toalety nie wyjdzie ...
UsuńW Tajlandii na ulicach gotują i dodają przypraw jak sobie zażyczysz. To jedzenie za 5 zł to właśnie na ulicy gotowane i pytali się czy ma być ostre czy łagodne. Nie karmią turystów na siłę ostrymi rzeczami.
UsuńPoza tym w Tajlandii kuchnia jest bardzo urozmaicona i można zjeść co się komu zamarzy, na słono, na słodko, pikanie, łagodnie
Usuńaaa doprawiają na świeżo ok to nie wiedziałam :)
UsuńPatrzę i podziwiam (trochę jakby znajome kadry z filmów), bo to pewnie moja jedyna szansa, żeby pooglądać Bangkok ze wszystkich stron ;) Nie sądzę, bym tam kiedykolwiek dotarła, na mojej podróżniczej liście nie ma aż tak egzotycznych kierunków, więc korzystam :) Piękny i imponujący ten posąg złotego Buddy w świątyni Wat Traimit. Kwiaty też bardzo miłe dla oka, trzeba by było siłą mnie stamtąd wyciągać ;)
OdpowiedzUsuńEch, skleroza nie boli ;) Zapomniałam dodać, że dowiedziałam się dużo ciekawego z tego wpisu, Elso - nie miałam na przykład pojęcia, że miejscowi zupełnie inaczej nazywają to miasto, no i że ma aż taką długą nazwę! Dzięki za poszerzenie wiedzy :)
UsuńRozumiem Taito, że to TY :D Tajlandia i Bangkok to bardzo fajne i przyjazne miejsca, chociaż jak (tu spoiler) wsiadaliśmy do nocnego pociągu, to też się zdziwiłam że używają lokalnej nazwy, chociaż wielu turystów było ;) Cieszę się, ze podobają Ci się moje posty. Buziaki wielkie
UsuńTak to byłam ja, tylko czasami mam problemy z logowaniem. Nie zgadniesz, kiedy ten dzień wypadnie ;) Dziś na przykład poszło gładko jak po maśle, od razu byłam zalogowana. A nie zawsze się podpisuję, bo ufam w Twoją inteligencję i wiem, że i tak się domyślisz, że to ja :))
UsuńDzięki, ze we mnie wierzysz ;) Dziś za 4 razem udało mi się zalogować do komentarzy, mimo, że jestem zalogowana do konta....
UsuńSkąd ja to znam? ;)
Usuń