Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

piątek, 12 maja 2017

Majówka na Hydrze cz. 2

Gdy wysiadłam z promu na tej maleńkiej wysepce poczułam tak ogromny przypływ radości. Słońce, urok wyspy i perspektywa kilku dni z dala od zgiełku dodał mi skrzydeł. I faktycznie pierwsze wrażenie mnie nie myliło, spędziliśmy tam kilka naprawdę cudownych dni.
Na wyspie jest jedno miasteczko i kilka osad, liczba wszystkich mieszkańców wyspy to ok. 2.800 osób. I na całej wyspie jest 5-6 samochodów ! Cały transport obywa się na osiołkach bądź małych koniach. Wiedziałam już o tym, więc osiłki stojące w porcie jak dopłynęliśmy nie były dla mnie zaskoczeniem :)
Ruszyliśmy w stronę hotelu przez cudne uliczki
 
 
 
A o to i nasz hotel - Hydroussa Hotel:
 
a w hotelu czekał na nas piękny pokój z wielkim łóżkiem
 
Po rozpakowaniu udaliśmy się na przekąskę i zwiedzanie miasteczka, które jak przypuszczałam zawładnęło moim sercem
 
 
 

 
 

 
 
 
 
 

Prawdę mówiąc nie ma tam zabytków, nie ma co zwiedzać, ale urok miasteczka, cisza i otoczenie sprawiało, że nie chciało się wracać do pokoju. Włóczyliśmy się uliczkach do późnego wieczora, obmyślając plan na kolejny dzień



Kolejnego ranka, zaraz po śniadaniu wybraliśmy się w wyprawę wgłąb wyspy. Postanowiliśmy zdobyć najwyższą górę Hydry - Eros, 588 m n.p.m. Wyszliśmy z miasteczka krętą drogą wśród lasów
 
Po drodze minęliśmy nawet jeden traktor, chyba nie do końca sprawny ;)
Idąc na szczyt z trasy rozciągają się bajeczne widoki na miasteczko
Po ok. 45 minutach dotarliśmy do pierwszego punktu naszej wyprawy - klasztoru Profitis Ilias, ukrytego wśród drzew. Klasztor został zbudowany w 1813 r. Jest otwarty od wschodu do zachodu słońca - można zwiedzać.
 
 
Po krótkiej przerwie w klasztorze kontynuowaliśmy wyprawę wspinaczkę. Wspinając się na górę mogliśmy podziwiać klasztor z daleka - wyglądał imponująco
Ale widoki z samego szczytu również zapierały dech


Zwłaszcza ten maleńki półwysep, który widać na zdjęciu powyżej wzbudził nasze zainteresowanie. Po krótkim wypoczynku postanowiliśmy nie wracać tą samą drogą tylko udać się na południowy zachód w kierunku osady Episkopi. I tak odbyliśmy 5 godzinną wyprawę, wąskimi ścieżkami po zboczach góry, nie spotykając po drodze ani jednej osoby. Ostatnich kilka osób spotkaliśmy na Erosie, a dalej nawet cienia
 
 
 
I tak szliśmy i szliśmy i końca drogi nie było widać :) W pewnym momencie zobaczyliśmy półwysep, który wcześniej już rzucił nam się w oczy:
jednak zdaliśmy sobie sprawę, że w tym dniu już nie dotrzemy do tego bajkowego zakątka, bo samo zejście zajęło by nam co najmniej godzinę, a było już sporo po południu. Zdecydowaliśmy, że w to miejsce wybierzemy się na kolejną wycieczkę :) Więc szliśmy dalej, i szliśmy i już powłóczyłam nogami, bo wydawało mi się, że nigdy nie wrócimy do hotelu.
A droga wydawała się nie mieć końca, choć widoki rekompensowały nam zmęczenie.
 
 
Na szczęście udało nam się wrócić i to o całkiem rozsądnej porze - przed 19.00 ;)
Po 27 km wycieczce po górach marzyliśmy już tylko o prysznicu. Ale po prysznicu siły wróciły i z nową energią ruszyliśmy na podbój miasteczka, czyli na kolację.
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz