Poranek na
jachcie wraz ze śniadankiem przebiegły w miłej atmosferze. Aż nagle ktoś
krzyczy: „Delfiny płyną”. Wszyscy jak na komendę chwycili za aparaty, ale
zrobić zdjęcie delfinowi cyfrówką wcale nie należy do łatwych rzeczy :)
Zwolniliśmy, ale im się to nie spodobało i zaczęły odpływać, więc przyśpieszyliśmy, żeby je dogonić. Pływały przy dziobie i nieźle się bawiły. W pewnej chwili T. postanowił spełnić swoje marzenie, rozebrał się do kąpielówek i wraz z jednym kolegą wskoczyli w głębinę. Delfinki nie chciały się jednak bawić. Jedyne co najbardziej zapamiętał i opowiada, to moment kiedy płynie, patrzy w dół a pod nim przepływają cztery.
Zwolniliśmy, ale im się to nie spodobało i zaczęły odpływać, więc przyśpieszyliśmy, żeby je dogonić. Pływały przy dziobie i nieźle się bawiły. W pewnej chwili T. postanowił spełnić swoje marzenie, rozebrał się do kąpielówek i wraz z jednym kolegą wskoczyli w głębinę. Delfinki nie chciały się jednak bawić. Jedyne co najbardziej zapamiętał i opowiada, to moment kiedy płynie, patrzy w dół a pod nim przepływają cztery.
To miasto
przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Było to najpiękniejsze miejsce jakie
widziałam. Mogłabym tam zamieszkać. Zakochałam się od pierwszego wrażenia.
Cudne domki i wielka katedra na tle ogromnej skały robi niesamowite wrażenie.
Każda uliczka, każdy budynek, każdy krzew wyrył mi się bardzo głęboko w
pamięci. Olbrzymia katedra z pięknie namalowanym obrazem, pralnia arabska i
urok małych kamiennych uliczek z balkonami zawieszonymi praniem, wokół palmy,
hibiskusy i inne cudeńka. Poszliśmy dalej i zeszliśmy na plażę. Pierwsza
piaszczysta plaża, cudna zatoczka do pływania.
I ten widok. Budynki „wchodzące” w morze. Chciałam być tam cały czas.
I ten widok. Budynki „wchodzące” w morze. Chciałam być tam cały czas.
Jednak
wróciliśmy na jachcik, przebraliśmy się w stroje i poszliśmy pływać.
Dopłynęliśmy do kamiennej zatoczki, trochę nurkowaliśmy, zbieraliśmy muszelki,
kilka nawet mi uciekło ;)
Wróciliśmy na
jacht na obiad, a pod wieczór znów wyruszyliśmy w te cudowne uliczki, chłonąc
wieczorny klimat jakże cudownego miejsca.
Trochę nam
zeszło, ale stawiliśmy się na jachcie punktualnie, o 22.00 mieliśmy wypływać.
Potem zrobiła się spora awantura na pokładzie, ale nie będę wdawać się w
szczegóły. Zarysował się widoczny podział, dobrze, że była to ostatnia noc
naszej wyprawy, bo dalej byłoby nieprzyjemnie.
O 3 nad ranem
byliśmy znów w Palermo. Samolot do Polski mieliśmy dopiero o 2 w nocy dnia
następnego, a raczej następnej nocy.
Spakowaliśmy
się, zostawiliśmy rzeczy na jachcie i ruszyliśmy w miasto, opracować sobie
trasę powrotną na lotnisko. Do dworca jechaliśmy dwoma autobusami. Było
to ponad dwadzieścia minut (sporo kilometrów). A wracaliśmy już na pieszo.
Obejrzeliśmy sobie Palermo w przysłowiowe wzdłuż i wszerz. Ale utwierdziłam się
w przekonaniu, że mi się tam nie podoba !
Metropolia, prawie milion mieszkańców, zabytki odnowione, a skręca się w bok od głównej ulicy i slumsy. Rozwalające się budynki, których czasy świetności dawno już minęły, brud i niesympatyczne klimaty. Wchodząc do dzielnicy blisko portu przeżyłam szok. Moje pierwsze skojarzenie – kurcze jakiś koncert ? impreza? tu była. Środek miasta, a śmieci, papierów, plastiku, butelek niewyobrażalne ilości. Ale byłam świadkiem sceny jak dzieci wychodząc ze sklepu odpakowywały batoniki i, mimo że stały koło kosza na śmieci, papierki wylądowały na ziemi, nawet nie w jego pobliżu.
Metropolia, prawie milion mieszkańców, zabytki odnowione, a skręca się w bok od głównej ulicy i slumsy. Rozwalające się budynki, których czasy świetności dawno już minęły, brud i niesympatyczne klimaty. Wchodząc do dzielnicy blisko portu przeżyłam szok. Moje pierwsze skojarzenie – kurcze jakiś koncert ? impreza? tu była. Środek miasta, a śmieci, papierów, plastiku, butelek niewyobrażalne ilości. Ale byłam świadkiem sceny jak dzieci wychodząc ze sklepu odpakowywały batoniki i, mimo że stały koło kosza na śmieci, papierki wylądowały na ziemi, nawet nie w jego pobliżu.
Na ulicach
ruch niesamowity, każdy jedzie jak chce, wszyscy trąbią, z dwóch pasów robi się
nagle cztery. Ale im z tym chyba dobrze;)
Był miły
akcent w postaci przepięknego parku z fontannami, gdzie udaliśmy się na sjestę
i popołudniową drzemkę. Taki mały azyl – raj w środku metropolii.
Na jacht
dotarliśmy późnym popołudniem, przebraliśmy się i poszliśmy przed wyjazdem na
ostatni obiad, a właściwie obiadokolację, gdzie każdy z nas zamówił specjały
sycylijskie – różnego rodzaju owoce morza i tym podobne smakołyki.
Potem już tylko podróż na lotnisko i samolot do Polski.
Potem już tylko podróż na lotnisko i samolot do Polski.
Najgorszy był
szok termiczny po powrocie: jak wylatywaliśmy z Palermo na dworze było 24
stopnie, a jak wylądowaliśmy w Warszawie było raptem 7. To nie było przyjemne.
Ale całe
wakacje były cudowne. Polecam wszystkim gorąco wakacje na Sycylii, ceny są umiarkowane, no i ciepło nawet w
październiku:)
Po powrocie
do domu miałam trochę problemów z przystosowaniem się do lądu. Zanim mój
błędnik się przyzwyczaił, że już nie buja, to kilka zawrotów głowy mi się
zdarzyło.
Reasumując –
wakacje mi się bardzo udały. Szkoda, że do następnych tak daleko :(
o kurcze 2007 rok ? dlatego nie pamiętałam, że tam byliście.
OdpowiedzUsuńNo tak, to bardzo dawno temu było ;)
Usuńjeśli chodzi o śmieci to nic się nie zmieniło mam nawet filmik jak jedziemy w szpalerze śmieci. Koleżanka która ma męża Sycylijczyka mówi, że oni mają mega czystość w domu ale co wywalą za płot to uważają że już nie ich i nie dotyczy. Nie wiem czy tam też mafia rządzi śmieciami bo tyle syfu jak żyję nie widziałam. Oni się z tych ton plastiku nigdy nie wygrzebią
UsuńTam pewnie jak w Kampanii śmieciami się mafia zajmuje, a że wyspa to problem z wywożeniem i utylizacją
Usuń