Tego wieczoru nie chodziliśmy zbyt długo po mieście poszliśmy tylko coś zjeść i wróciliśmy do hotelu.
Đà Nẵng jest kolejnym dużym i bardzo szybko rozwijającym się miastem. Dużą zaletą jest jego położenie. Centrum kraju, dobrze skomunikowane z największym portem środkowej części Wietnamu.
My jednak nie skupiliśmy na zwiedzaniu miasta. Już kolejnego dnia rano zaplanowaliśmy wycieczkę do oddalonego o niecałe 30 km Hội An. Mieliśmy jechać autobusem, ale bardzo miła dziewczyna w recepcji powiedziała nam, że ostatni autobus powrotny z Hội An wyjeżdża o 17.00 i za dużo nie zobaczymy, a warto zobaczyć to miasteczko wieczorem. Zaproponowała nam samochód z kierowcą, do dyspozycji do końca dnia. Podzwoniła, podzwoniła i po dłuższej chwili przyjechał. Samochód okey, wygodny, porządny, kierowca niby też, ale... nie mówił wcale po angielsku. No i dogadaj się. Dziewczyna w recepcji zaproponowała, żebyśmy najpierw zobaczyli Góry Marmurowe, tuż przy granicy miasta, a potem pojedziemy do Hội An. I tak niby wytłumaczyła kierowcy. Ale jej też chyba nie zrozumiał, bo zaczął jechać inną drogą wprost do Hội An. Na szczęście byliśmy w kontakcie (przez messengera, bo z naszym zasięgiem był tam problem) z dziewczyną z recepcji i zawróciła naszego bystrego kierowcę ;)
Góry Marmurowe (Marble Mountains lub Ngũ Hành Sơn), to tak naprawdę 5 wzgórz marmurowo - wapiennych. Ich nazwy pochodzą od pięciu żywiołów: Kim Son - Góra Metalu, Moc Son - Góra Drewna, Thuy Son - Góra Wody, Hoa Son - Góra Ognia oraz Tho Son - Góra Ziemi. Podobno wszystkie połączone są za sobą podziemnymi tunelami.
Najwyższa górę Thuy Son można zdobyć i z jej szczytu oglądać widoki na okolice - morze, okoliczne wioski i tereny inwestycyjne, gdzie powstają duże kurorty.
Oprócz punktów widokowych na szczycie góry znajduję się wiele posągów, świątyń, jaskiń i miejsc kultu religijnego
Wycieczka zajęła nam dobre dwie godziny. Zleźliśmy kierowce i ruszyliśmy bez przeszkód w stronę Hội An. Zmieniliśmy jednak trochę nasze plany. Zostawiliśmy naszych towarzyszy w miasteczku, a sami wytłumaczyliśmy kierowcy, że ma nas zawieźć na plażę. Długo mu zajęło rozumienie o co nam chodzi, ale w końcu trafiliśmy tam, gdzie chcieliśmy :) Morze Chińskie było dość wzburzone i ja nie odważyłam się wykąpać, ale mój Mąż nie zrezygnował z możliwości morskiej kąpieli :)
A potem kierowca zawiózł nas do Hội An i udało nam się z nim umówić w tym samym miejscu, na godzinę nie wcześniej niż 22.00.
Hội An to małe miasteczko, które jest nieformalną kulturalną stolica Wietnamu. W 1999 r. Hoi An zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W miasteczku znajduje się ponad 800 zabytków, a swoje istnienie w nienaruszonym stanie i wpisanie do grona światowych zabytków zawdzięcza Polakowi. Kazimierz Kwiatkowski w latach 80-tych i 90-tych kierował pracami restauracyjnymi najważniejszych zabytków w kraju, m. in. w oddalonych w niezbyt dużej odległości od Hoi An, Huế czy Mỹ Sơn. Prowadził również prace w Hội An. W tym czasie władze miasta planowały wyburzyć większość starych budynków i w ich miejscu wybudować bloki mieszkalne. Kwiatkowski zbuntował się przeciw takiemu postępowaniu i udało mu się namówić włodarzy do odrestaurowania wielu kamienic i dostosowania centrum miasteczka do ruchu turystycznego. Poczynił też starania, które doprowadziły do wpisania miasteczka na listę UNESCO. Niestety nie dożył tej chwili, zmarł 1997 r. W centrum Hoi An stoi jego popiersie
Samo Hoi An bardzo mi się podobało, było bardzo klimatyczne zarówno w centrum
jak i na nabrzeżu
W miasteczku znajduje się kilka muzeów, m. in. ceramiki, historii, kultury ludowej, ale też wiele zabytkowych domów, w których przed lat mieszkały znaczące rody, albo były to znaczące miejsca np. dom książki, czy dom apteczny. Do większości obiektów wstęp jest płatny, my kupiliśmy sobie bilet, który upoważniał do wejścia do 5 z 21 biletowanych obiektów i udało nam się do kilku obiektów wejść, zanim zapadł zmrok - większość czynna jest do 18.00.
Najbardziej znanym obiektem, traktowanym jako symbol miasta jest Most Japoński, wybudowany przez Japończyków pod koniec XVI w. Łączył brzeg zamieszkiwany przez Japończyków z brzegiem zamieszkiwanym przez Chińczyków
W środku znajduje się mała świątynia.
Hội An jest znane z jeszcze innej strony. W miasteczku znajduje się kilkaset zakładów krawieckich, w którym można zlecić do uszycia dowolnego ubrania, nawet ze zdjęcia i po kilku godzinach, bądź na następny dzień odbiera się gotowe rzeczy.
Po Hội An spacerowaliśmy aż do późnego wieczora, a wtedy miasto wyglądało równie uroczo
Późnym wieczorem dotarliśmy na miejsce, gdzie na szczęście czekał na nas nasz kierowca, który zawiózł nas pod sam hotel.
Kolejnego poranka rozdzieliliśmy się z naszymi znajomymi, my pojechaliśmy na zorganizowana wycieczkę do Bà Nà Hills. Rano przyszedł po nas przewodnik i razem z większa grupą wietnamskich turystów pojechaliśmy busem. Najpierw jednak zatrzymaliśmy się w Górach Marmurowych, gdzie są produkowane figury z marmuru, jest wielki sklep i można zrobić zakupy od wielkich figur marmurowych, bo najróżniejsze gadżety
Po ok. 40 minutowym postoju ruszyliśmy dalej prosto do Bà Nà. Wjechaliśmy na duży parking, który był jeszcze prawie pusty. Nasz przewodnik poszedł coś pozałatwiać, a my rozglądaliśmy się po okolicy i mogliśmy zobaczyć przed sobą dżunglę.
Bà Nà to wzgórze położone ok. 40 km na południowy zachód od Đà Nẵng (1.487 m n.p.m.). W czasach dominacji francuskiej pełniło rolę eleganckiego kurortu. Na wzgórze wjeżdża się najdłuższą i najwyższą kolejką na świecie, potwierdzone w Księdze Rekordów Guinnessa, o czym pisałam już w Części 3. opowieści o i Wietnamie.
Kolejką linową wjechaliśmy na pierwszy poziom. Znajdują się tam ogrody francuskie
Na tym poziomie znajduje się też 27 metrowy posąg Buddy i sosna, które ma 3 rodzaje igieł.
Niestety, w dniu kiedy byliśmy na Bà Nà Hills, pogoda wyglądała tak jak na zdjęciach, czyli mgła i deszcz, a raczej mżawka. Nie dość, że nie mięliśmy żadnych widoków z góry, to jak co pokazują zdjęcia powyżej nawet posągu Buddy nie widać dobrze.
Na tym wzgórzu była jeszcze winiarnia z bardzo ciekawymi scenkami z życia jakie wiedli Francuzi umiwszonymi w beczkach po winie
Pojechaliśmy kolejką na kolejne wzgórze. Mgła nie zmniejszyła się wcale, ale zmienił się wystrój. Część wzgórza była urządzona w stylu miasteczka francuskiego z budowlami stylizowanymi na zabytki
Weszliśmy do środka do kościoła, który wyglądał z zewnątrz imponująco. W środku wyglądał tak:
czyli równie imponująco, ale... Wyobraźcie sobie, że stukając w ściany okazało się, że wszystko jest z płyt gipsowo - kartonowych :)
W drugiej części wzgórza znajdują się świątynie, pagody i inne miejsca kultu.
Pod koniec pobytu na Bà Nà Hills trafiliśmy do dziwnego budynku - wielkiego centrum rozrywki. Trzy piętra rozrywki dla dorosłych i dla dzieci. Ścianka wspinaczkowa, kina 4D i 5D, Park Jurajski, strzelnice, gry komputerowe, Muzeum Figur Woskowych itp
Nie skorzystaliśmy jednak z żadnych rozrywek, bo czas nam się kończył i trzeba było wracać.
A całe wzgórze wygląda tak
Wróciliśmy z Bà Nà do Đà Nẵng po południu, naszych znajomych jeszcze nie było, więc poszliśmy zwiedzać Đà Nẵng. Poszliśmy na nabrzeże i przespacerowaliśmy się wzdłuż rzeki
Smok w piątki i soboty o 21.00 prze 5 minut zionie ogniem, ale my byliśmy w czwartek, więc nie dane było nam zobaczyć widowiska.
Powrót drugą stroną był równie malowniczy
Po Đà Nẵng mieliśmy okazję przespacerować się kolejnego poranka i musze powiedzieć, ze podobało mi się w tym miasteczku.
Pobyt w kolejnym miejscu dobiegał końca. O 14.00 odjeżdżał pociąg wiozący nas z powrotem do Hanoi.
Kolejne 14 godzin spędziliśmy w pociągu.
cdn...
o matko nigdy nie mieszkałam w 45m2 pokoju !!!! już to mnie zatkało a gdzie tam reszta. Szkoda tylko, że ta mgła trafiła bo faktycznie nic nie widać :(((
OdpowiedzUsuńNo i takie trudne rozmówki z kierowcą nie znającym angielskiego to masakra. Nie wiadomo gdzie można wylądowac.
No ja chyba też nie ;)Szkoda, że była mgła, ale tam ponoć większość roku jest mgliście. W sumie ten kierowca był jedyny z którym musieliśmy się porozumiewać, a nie było jak ;)
Usuń