Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 17 września 2024

Trochę NIEinstagramowe Bali, cz. 3 Początek w Kuta

Na Bali wylądowaliśmy 22.02.2024 po godz. 21.00 czasu lokalnego. Nadmienię tu tylko – bo będzie to miało znaczenie w późniejszej części opowieści – przylecieliśmy na Bali w porze deszczowej.
Wiadomo, że na lotnisku musieliśmy dopełnić jeszcze trochę formalności – odebrać bagaż, kupić troszkę rupii, czy kartę do telefonu.
Na lotnisku czekała na nas taksówka. Booking.com ma czasem taka usługę, że jak zamawiasz nocleg to taksówkę masz gratis, więc skorzystaliśmy z tej opcji. No o przy wyjściu z lotniska czekał na nas pan z kartką z naszym nazwiskiem, można poczuć się jak VIP :D

Wyjeżdżając z Polski mieliśmy kupione noclegi tylko w jednym hotelu i to tylko na pierwsze 3 noce. Na początkowe miejsce wybraliśmy miejscowość o nazwie Kuta. Czym się kierowaliśmy? Wiedzieliśmy, że dotrzemy na Bali po 21.00, wiec chcieliśmy miejscówkę możliwie blisko, żeby nie tracić czasu na jazdę.

Kuta pod tym względem była idealna, bo hotel, który wybraliśmy był raptem 4 km od lotniska.

Wybraliśmy hotel Bali Summer Hotel by Amerta, pokój przestronny, łazienka, balkon, basen, śniadania i tylko kilka minut spacerem nad morze. 








Spacer oczywiście odbyliśmy zaraz po przyjeździe i zameldowaniu w hotelu.

A dzień zakończyliśmy w gabinecie masażu, żeby rozmasować nogi po długim siedzeniu w samolocie.

W Kucie spędziliśmy 3 noce i w sumie nie ma zbyt dużo na jej temat do powiedzenia.
Jeszcze 100 lat temu była to mała wioska rybacka, której popularność zaczęła rosnąć już w latach 30-tych XX wieku. Obecnie po wiosce rybackiej nie ma śladu, Kuta jest teraz jednym z największych kurortów plażowych na Bali. Nie ma tu nic ciekawego do zwiedzania czy oglądania, za to są setki hoteli, pensjonatów, barów, pubów, klubów czy dyskotek. Są galerie handlowe, sklepy ze wszystkim, a do tego jest głośno i tłoczno. Okres kiedy my byliśmy i tak należy do niskiego sezonu turystycznego, a turystów i tak było sporo.
Szczerze mówiąc, to gdybyśmy wiedzieli jak Kuta wygląda i co tu robić ograniczyli byśmy nasz pobyt do maksymalnie dwóch nocy.
Co więc robić w Kucie jeśli nie ma się ochoty na zakupy czy zabawę? Można iść na plażę – jest nawet w miarę jak na balijskie możliwości. 

Dużo osób przyjeżdża tu ze względu na fale – Bali jest mekką dla surferów, a plaża w Kuta idealnym miejscem do nauki surfowania. Denerwujące jest podejście Balijczków do turystów – przechodzisz wzdłuż plaży a na każdym kroku nagabują o naukę surfowania, jednemu mówisz nie i zaraz podchodzi następny i tak przez całą promenadę wzdłuż plaży :(

A my jak spędziliśmy czas w Kucie? O wieczorze w dniu przylotu już pisałam.

Kolejnego dnia po śniadaniu pojechaliśmy do stolicy wyspy, ale o tym będzie kolejny post, a po południu wybraliśmy się na spacer deptakiem przy plaży w stronę północną, właśnie wśród tych szkółek surfingowych, gdzie ciągle ktoś coś chciał nam sprzedać.




Po obiedzie wróciliśmy do hotelu, a zaraz potem rozpętała się ulewa, która trwała dobre 2 godziny.

Wieczorem poszliśmy jednak znów na spacer – udaliśmy się w stronę zbiegu ulic JI Legan i Poppies II, gdzie znajduje się pomnik Ground Zero upamiętniający ofiary zamachu z października 2002 r, w którym zginęły 204 osoby, w tym polska dziennikarka Beata Pawlak. Dzielnica, w której znajduje się pomnik to dzielnica bardzo imprezowa, pełno tu dyskotek, pubów czy klubów nocnych. Chodził też za nami jeden człowiek, który bardzo chciał nam sprzedać jakieś środki odurzające, ale udało nam się go zgubić, choć nagabywał dość mocno.


Kolejnego dnia znów poszliśmy na plażę, ty  razem na stronę południową i deptakiem doszliśmy praktycznie do ogrodzenia lotniska. Niestety tereny przy plaży mimo, że mogłyby  być piękne są poprzetykane takimi atrakcjami :(














Po drodze spotkaliśmy taki pomnik:

Jest to Patung Triatna Amreta Bhuwana Statue, wysoka na 18 metrów rzeźba przedstawia trzy postaci: Kanjeng Ratu Manik Kencana Sari Dewi ucieleśnienie materialnego bogactwa i dobrobytu w życiu oceanicznym, Dewi Kwarm Im – Matka Ziemia i Hyang Baruna bóstwo Świętości i Mądrości, w otoczeniu morskich węży i żółwia. Całość wygląda interesująco, jest cyplu wchodzącym w morze, a z daleka wygląda, jakby było w morzu. Teren prze statui, jak i zresztą większość plaży są zaśmiecone i brudne. Znaleźliśmy kawałek, gdzie można się było wykąpać w jako takich warunkach,  ale już po pierwszej styczności z plażami Bali i ogólnie z miastem czułam, że to jednak nie będzie „miłość od pierwszego wejrzenia”.







Gdy wracaliśmy z plaży weszliśmy na moment do galerii handlowej kupić coś do picia i utknęliśmy w niej na dobre 3 godziny. Dlaczego? Ano dlatego:

Sama galeria prezentowała się tak:










W ciągu tych 3 godzin zdążyliśmy odwiedzić kilka sklepów, zrobić przegląd cen, kupić kilka par japonek ;) i zjeść bardzo dobry obiad w wietnamskiej restauracji.
A po deszczu wróciliśmy spacerem do domu, zaczepiając o co ciekawsze zakątki Kuty.




W Kucie są jeszcze dwa duże parki wodne, jeden przy samej galerii, w której byliśmy i nawet planowaliśmy się tam wybrać, ale deszcz rozmył nasze plany.

 
Trzeciego dnia po śniadaniu przywieziono nam samochód, spakowaliśmy się i ruszyliśmy na poszukiwania Bali, które podbije nasze serca.

cdn...

 

5 komentarzy:

  1. Hej :)

    Już wiem dlaczego nie przepadam za blogami podróżniczymi...po prostu,one wydobywają ze mnie najgorsze emocje:złość i zazdrosć,że ja tam nie mogę być :)

    Potraktuj to oczywiście z przymróżeniem oka,tak naprawde cieszę się,jak ktoś spełnia swoje marzenia.
    Lece podejrzeć na Twojego drugiego bloga i spawdzić co dobrego pichcisz.Pozdrawiam,Simera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wpadłaś do mnie i zostawiłaś ślad :) Zapraszam częściej, może akurat coś Cię zainspiruje ;)

      Usuń
  2. Jestem niemal pewna, że już kiedyś Ci to pisałam, ale powtórzę jeszcze raz, bo czemu nie? Zaglądałam/zaglądam na kilka blogów o tematyce podróżniczej, ale chyba tylko u Ciebie mogę liczyć na rzetelną relację uwzględniającą nie tylko plusy, lecz także minusy. Bardzo mi się to podoba, bo dzięki temu można uniknąć rozczarowania. Podczas gdy u innych blogerek są same peany na temat danej atrakcji i instagramowe ujęcia, Ty nie boisz się pokazać tej brzydszej strony. I pewnie dlatego do Ciebie nadal wpadam i czytam, a te idealne blogi przestałam czytać (ileż można czytać te same zachwyty i oklepane zwroty?).
    Pozdrawiam serdecznie, Elso :)
    Taita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Taito za ten komentarz. Mi właśnie w blogach podróżniczych brakuje takiego uczciwego podejścia. Gdybym wiedziała jak naprawdę jest na Bali to nie wiem, czy bym tam pojechała, albo miałabym inne nastawienie i nie rozczarowałabym się. Dlatego lubię pokazać wszystkie strony. A ładnie jeszcze będzie ;)

      Usuń
    2. Znowu nie chce mnie zalogować, wrr!

      Otóż to - dla mnie też jest to istotne. Chciałabym poczytać o wszystkim, także tych brzydszych aspektach danego miejsca (jeśli są), a nie tylko same słodkopierdzące zachwyty ;) Tymczasem mamy sporo blogerów, którzy skupiają się tylko i wyłącznie na pokazaniu idealnych i pięknych obrazków. Nigdy nie przeczytasz u tych osób nic negatywnego na temat jakiejś atrakcji, państwa czy jego mieszkańców. Dla mnie dużo większą wartość mają ci twórcy, którzy przedstawiają realny obraz, plusy i minusy, a nie ci, którzy wszystkim wystawiają laurki. Ja wiem, że piękne zdjęcia lepiej się sprzedają, ale jeśli ktoś nie chce u siebie zamieszczać tych brzydkich (albo takich nie ma), to niech chociaż uczciwie w tekście napisze, że dany kraj albo atrakcja nie jest taka idealna, jak mogłoby się wydawać.
      Przestałam czytać pewne blogerki podróżnicze, bo u nich wiecznie był tylko zachwyt widokami zapierającymi dech w piersi, i zero uczciwego przekazu. W pewnym momencie zwyczajnie mnie to znudziło, bo po czasie wszystkie te "piękne i idealne" obrazki zlewały się w jedną całość, a ja nic nowego nie dowiadywałam się z takiej relacji. Wszędzie było idealnie i cudnie ;)

      Usuń