Z naszej ostatniej lodgy do Jeziora Naivasha było niecało 45 km, więc w godzinkę dojechaliśmy i już o 7.30 byliśmy na miejscu. Przyjechaliśmy tu na safari na wodzie. Ta wycieczka miała odbyć się dzień wcześniej ale z wiadomych względów się nie odbyła.
Na początku XX w okolicach Jeziora Naivasha bardzo chętnie osiedlali się brytyjscy kolonizatorzy. Działo się tak dlatego, że w okolicy przebiegała linia kolejowa.
Jezioro ma powierzchnie 170 km² i jest najwyżej położonym jeziorem w Wielkim Rowie Afrykańskim - 1890 m n.p.m. Co ciekawe jest to jedno z dwóch słodkowodnych jezior w Wielkim Rowie Wschodnim.
Nad jezioro podjechaliśmy Crescent Camp, tam wsiedliśmy do 7-osobowych łódek i wypłynęliśmy na wodę w stronę sanktuarium zwierząt w dawnym kraterze Crater Lake Game Sanctuary.
a podczas naszej całej wycieczki spotkaliśmy wiele ptaków, m. in. marabuty, ibisy czy bielika afrykańskiego zwanego też fish eagle,
Na samą wysepkę nie schodziliśmy, ale z pokładu mogliśmy zaobserwować spore grono afrykańskich roślinożerców.
Na wyspę można dotrzeć też od strony lądu, można tam nawet nocować, bo jest kilka campów, więc nie zdziwił nas fakt, że wśród zwierzaków zauważyliśmy na wyspie biegaczy ;)
Rejs trwał troszkę ponad godzinę i kosztował po 25 USD od osoby i to jest miejsce, które zdecydowanie polecam.
A z Naivasha wyruszaliśmy prosto do Masai Mara - najbardziej znanego parku w Kenii, ale o tym już następnym razem
cdn...
Słodkie te hipki i niezłe widoki
OdpowiedzUsuńI tak, słodziaki niesamowite, i jak się okazuje jedno z najniebezpieczniejszych zwierząt...
Usuń