Po środowych atrakcjach rodzice pospali w czwartek dłużej, a my jak tylko słońce wstało (ok. 8.00) poszliśmy ... pobiegać. Pobiegliśmy do centrum i dopiero wtedy udało nam się tak naprawdę zwiedzić miasteczko, miejskie plaże i port :))
Po śniadaniu zdecydowaliśmy zostać w hotelu. W końcu na miejscu też była masa atrakcji.
I tak chłopaki zaczęli dzień od tenisa
a ja z mama poszłyśmy na basen,
Jak panowie sobie pograli to nadszedł czas na Aqua Aerobic:
A po obiedzie ciąg dalszy słodkiego leniuchowania: opalanie, basen i profesor Langdon ;)) Chłopaki pograli trochę w ping-ponga i tak zleciał nam czas do późnego popołudnia, żeby nie powiedzieć wieczora, na pewno po 18-stej było, a słońce tam zachodziło (przed zmianą czasu) ok. 20.30.
Po kolacji postanowiliśmy w końcu pójść do wypożyczalni po samochód. W wypożyczalni jakieś 500 metrów od hotelu wypożyczyliśmy małego Chevroleta, którego mieliśmy odebrać następnego dnia. Samochód pożyczyliśmy na 3 dni. Prosto z wypożyczalni poszliśmy na spacer do miasteczka i przy okazji do drugiej wypożyczalni, gdzie zamówiliśmy drugi samochód, ale tylko na jeden dzień - na sobotę. Pooglądaliśmy sobie miasteczko,
wróciliśmy do hotelu i poszliśmy do baru, gdzie tego wieczora miały odbywać się wybory Miss Oasis Papagayo. Niestety wybory się nie odbyły, bo nie było kandydatek.
No i zrobił się piątek. Rano znów bieganie, tym razem T. pobiegł na trudniejszą trasę, a ze mną biegać poszedł tato. Co prawda nie biega, ale dał ze mną radę ! Po śniadaniu udaliśmy się na odbywający się niedaleko hotelu, a zachwalany przez rezydentkę Targ Afrykański, ale szczerze mówiąc był to zwykły bazar ;)) Jednak nie wyszłam z pustymi rękami :)
Rodziców zostawiliśmy na targu, a sami udaliśmy się do wypożyczalni po auto. Formalności... zero ! Pani zrobiła ksero prawa jazdy, zapłaciliśmy 90 euro (za 3 dni), wybraliśmy opcję zwrotu kluczyków w hotelu i tyle ! Żadnej kaucji, nic!
No i pierwsza wyprawa. Dzień postanowiliśmy spędzić na plaży, a było już koło południa. Teściowie na plażę jechać nie chcieli, ale moi rodzice pojechali z nami. Na plaży - jak to na plaży cudne fale oceanu i ciepły piaseczek,
wróciliśmy na obiad, a potem wybraliśmy się z moimi rodzicami na inną plażę. Był silny wiatr, więc się już nie opalaliśmy, ale wylegiwaliśmy się, spacerowaliśmy i podziwialiśmy kite-ciarzy, którzy walczyli z falami. A było ich naprawdę wielu, co widać:
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz