W sobotę rano podjechaliśmy we dwójkę do innej wypożyczalni, tam, gdzie zamówiliśmy auto na jeden dzień (całkowity koszt 30 euro na całą dobę !) Dostałam nissana micrę, która miała przejechane aż 350 km ! Praktycznie nówka !
Bez zbędnych formalności na dwa samochody wróciliśmy do hotelu i zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na wycieczkę.
Mieliśmy ogóle pojęcie, gdzie moglibyśmy pojechać, ale żadnych szczegółów. Ruszyliśmy więc na zachodnią część wyspy. Oczywiście najpierw był podział kto z kim jedzie, więc ustaliliśmy, że kobiety jadą jednym, a faceci drugim. Ruszyliśmy na południowy zachód. Pierwszy przystanek mieliśmy w urokliwej miejscowości o nazwie La Oliva. Tam najpierw skierowaliśmy się na plac gdzie znajdował się kościół:
Ja po drodze zauważyłam Muzeum Aloesu - przynajmniej z nazwy:
Okazało się, że w "muzeum" prezentacje mają w 11 lub 12 językach, w tym w języku polskim. Dlaczego napisałam muzeum w cudzysłowie ? Bo z muzeum to nie ma nic wspólnego. Bardzo miła Polka mieszkająca od 5 lat na Fuercie po prostu opowiadała nam jak to się wszystko z tego aloesu robi, krok po kroku. Czy wiecie, że aloes swoje właściwości lecznicze zyskuje dopiero po tym jak pierwszy raz zakwitnie ? Wcześniej nie jest w żaden sposób magiczną rośliną ;) Po oderwaniu i przekrojeniu liścia, odstawia się go w pozycji pionowej do odcieknięcia takiej żółtej cieczy, dopiero potem odkrawa się części zielone, który z miąższem połączony jest taka kleistą mazią
a przezroczysty miąższ jest tym magicznym czymś, co ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie i urodę.
Jak ktoś jeszcze nie wie jaki działania może mieć aloes i jak go wybierać to polecam ten artykuł. Dla mnie do tej pory był cudownym środkiem na oparzenia i przyspieszaczem gojenia ran. Przerabiałam na własnej skórze oparzenie dłoni i śladu nie ma ! Dowiedziałam się, że aloes zawiera substancje, które wytwarzane są w ludzkim organizmie do 16 roku życia i dlatego na dzieciakach wszystko się szybciej goi. A potem potrzeba wspomagaczy w postaci aloesu. Mojej mamy ciotka namiętnie robi mikstury z aloesu - na przeziębienie: miksuje aloes z miodem, dodaje alkoholu i stosuje w razie przeziębienia, jednak w muzeum dowiedzieliśmy się, że to błąd! Najmniejsza dawka alkoholu zabija właściwości aloesu !!! Oczywiście nie obyło się bez zakupów. Kupiliśmy spray na rany lub oparzenia, balsam aloesowy po opalaniu i specyfik (żel) na obolałe miejsca (typu voltaren) do smarowania. Działa !!!
Przy okazji pani powiedziała nam, że warto pojechać do miejscowości, która nazywa się Ajuy, bo jest tam piękna grota warta zobaczenia. Tu ciekawostka dla wszystkich, którzy nie znają hiszpańskiego: w hiszpańskim "j" czyta się jak "h", a "y" jako "j". To teraz wymówcie do jakiej miejscowości pojechaliśmy ;))
Z La Oliva do Ajuy mieliśmy niecałe 60 km, ale podróż okazała się dłuższa niż się spodziewaliśmy. A wszystko to za sprawą gór, które urosły nam na drodze. No niby nie wysokie - po 600 - 700 m npm, ale licząc, że jechaliśmy z poziomu morza, to wspinaczka niezła. No i samochody miały małą moc - silniczki 1,1, aż czasem się zastanawiałam, czy podjedzie pod niektóre górki !
Ale za to widoki - niezapomniane:
Po drodze mieliśmy dwa przystani w punktach widokowych. Na pierwszym spotkaliśmy takie posągi:
które podchodziły bardzo blisko :)
W końcu dojechaliśmy do Ajuy. I to co ukazało się naszym oczom zaparło dech w piersiach. Wioseczka jak bajki, mała plaża z czarnym piaskiem, malownicze klify i wielkie fale.
Teściowie zostali w knajpce, a my z rodzicami ruszyliśmy na małą wspinaczkę do jaskini. Droga wiodła przez klify nad brzegiem oceanu. Aż doszliśmy do jaskini, ba a nawet dwóch - wielkich i szerokich:
Jaskinie są tak umiejscowione, że w czasie sztormu, albo silniejszego zafalowania wejść tam mogą jedynie doświadczeni speleolodzy.
W drodze powrotnej miasteczko wydało nam się jeszcze ładniejsze:
Po
powrocie do miasteczka postanowiliśmy się jeszcze wykąpać w spienionych
falach oceanu. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie te fale...
Jak
tylko weszłam do wody fala natychmiast mnie przewróciła ! I jeszcze
mnie pociągnęła po brzegu - od razu wyszłam z wody. Mój Mąż i mój tato
byli dzielniejsi - wytrzymali trzy uderzenia fali ;)) Nie mogliśmy się
pokąpać :(
Postanowiliśmy
więc ruszyć w drogę powrotną, choć mieliśmy świadomość, że na obiad już
nie zdążymy. I w drodze powrotnej zrobiliśmy zamianę - teściu i tato pojechali ze mną, a mamy z T.
Droga powrotna byłą równie piękna:
Zatrzymaliśmy się też w innym miejscu, gdzie były wiewiórki, patrzcie jakie oswojone:
A po drodze mijaliśmy takie śliczne wiatraki:
Na przekąski też nie zdążyliśmy ...
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz