Wróciliśmy do hotelu 10 minut po tym jak zamknęli bar przekąskowy - było przed 17-stą. Poszliśmy na basen na kawę
W tym dniu mieliśmy w planach pojechać jeszcze na zachód słońca. Mieszkaliśmy po wschodniej stronie wyspy, ale mieliśmy szansę jeszcze skorzystać z posiadania dwóch samochodów. Ruszyliśmy więc do miejscowości o nazwie El Cotillo - niecałe 20 km na zachód, a później odbiliśmy troszkę na północ, wprost do latarni morskiej
Na miejscu było też muzeum rybołówstwa (choć w tłumaczeniu dosłownym było to muzeum ryb), ale czynne było do 18.00, a my byliśmy o ... 18.10 ;))
Wiec tylko pospacerowaliśmy po cyplu
I zawróciliśmy do El Cotillo, żeby zachód słońca zobaczyć w morzu:
Niby nic nie wskazywało na to, że coś miało by pójść nie tak, choć wiał wiatr i jak się rozbieraliśmy pokropił nas 2 minutowy deszczyk.
Ale im było dalej, tym było gorzej - coraz więcej chmur pojawiało się na horyzoncie,
żeby w momencie zachodu osiągnąć taki stan:
I tyle było z naszego zachodu słońca ;(
No więc wróciliśmy do hotelu na kolację, a potem pozostawiliśmy rodziców w barze, a sami pojechaliśmy zatankować samochód, bo rano musieliśmy go oddać. Jedyne co mnie zaskoczyło, to jak do tej pory wypożyczaliśmy samochody, to braliśmy samochód z pełnym bakiem i z pełnym mieliśmy oddać. Tu było inaczej w jednym wpisali nam 1/2+, a w drugim 6/8 i tyle mieliśmy oddać. I weź tu wycyrkluj ;)) No ale zanim na stację benzynową, to najpierw pojeździliśmy po okolicy i koniec końców nie zatankowaliśmy, bo jak na stację dojechaliśmy, to się okazało, że czynna była do 22, a my byliśmy 10 po ;)
W niedziele raniutko wstaliśmy i pojechaliśmy biegać. Tak pojechaliśmy, bo trzeba było samochód dotankować. Najpierw zatankowaliśmy, potem zaparkowaliśmy i poszliśmy biegać, a potem wróciliśmy do auta, wzięliśmy aparat i jeszcze poszliśmy pobiegać/spacerować ;) I dzięki temu mogliśmy zrobić parę zdjęć portu i miasteczka za dnia:
Ostatni dzień pobytu na Fuercie postanowiliśmy spędzić na plaży i tym razem znów uskutecznialiśmy leniuchowanie:
Co prawda w przypływie ambicji co niektórzy nawet biegali,ale to odosobnione przypadki ;))
Po kolacji ostatnia wyprawa do miasta:
a wieczór znów w barze, przy muzyce reggae, a po występach chłopaki kończyli polską play-listę:
I tak prawie skończyły się nasze wakacje, ale od czego się ma pomysły. Skoro nie dany był nam zachód słońca, to czemu nie wybrać się na wschód ? No więc w poniedziałek wstaliśmy jeszcze jak było ciemno i pojechaliśmy biegać (tak trzeba było wziąć aparat, a przy okazji zatankować samochód). Pojechaliśmy na plażę i czekaliśmy...
I było tak:
I tyle by było ze wschodu słońca...
Ale za to pobiegaliśmy, wróciliśmy, szybka kąpiel, śniadanie i już o 10.20 opuściliśmy nasz hotel i autobus zawiózł nas na lotnisko.
Po 3 godzinach nasz samolot wzbił się w powietrze i za nami pozostała Fuerteventura:
Koniec !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz