Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

sobota, 6 lipca 2013

Gruzińskie ABC, czyli czego się spodziewać w tym kraju


Zanim opiszę Wam naszą podróż po Gruzji zapoznam Was na początku pokrótce z tym krajem, a mam nadzieję, że moje informacje będą na tyle praktyczne, że jeśli wybierzecie się do Gruzji to  będzie już wiadomo co, jak i gdzie, a także lepiej zrozumiecie naszą wyprawę ;)

A - jak Azja:
wiedziałam, że lecimy do Gruzji, ale jakoś nie dotarło do mnie, że Gruzja leży w Azji. Kiedy kupowałam ubezpieczenie coś mi nie grało. Zaczęłam szukać po necie i się okazało, że granica Europy przechodzi przez wysoki Kaukaz, a to północna granica Gruzji. Tym samym okazało się, że Gruzja jest w Azji ;)

B - jak bałagan:
w Gruzji jest brudno, niestety Gruzini, podobnie jak większość południowców, to bałaganiarze i nie chce im się pracować. Ja nie mówię o śmieciach pozostawionych przez turystów, bo to problem ogólny, chodzi mi raczej o to, że na ich posesjach, w ich obejściach jest brudno, są śmieci, ledwo trzymająca się prowizorka, chwasty i ogólny bałagan. Na tle przepięknych krajobrazów to razi !

    - jak bazar:
bazary w Gruzji to podstawa, zwłaszcza w Tbilisi ! Ja nie przepadam za targowiskami, ale tam nie da się ich uniknąć. Kupić można wszystko za całkiem niezłe ceny, ale bałagan, brud i upał jaki temu towarzyszy odbierały mi ochotę na chodzenie w takie miejsca. Jednak się nie dało, bo na jednym był dworzec marszrutek.

C - jak ceny:
wbrew powszechnej opinii w Gruzji nie jest bardzo tanio - generalnie ceny w przeliczeniu na złotówki są podobne jak w Polsce. Za noclegi - w przeliczeniu - płaciliśmy 30-60 zł za takie sobie warunki, bez jakichkolwiek udogodnień, jedzenie w małych knajpkach za dwie osoby ok. 40-60 zł , bez wina, na bazarach i sklepikach jedzenie dość tanie. Za to atrakcje są tanie - np. wejścia na jakieś obiekty do zwiedzania - jeśli wogóle były płatne to w granicach 3-8 zł, jedynie godzinny pokaz w delfinarium (do którego niestety nie poszliśmy) wychodził ok. 24 zł, a dla porównania na Malcie rok temu płaciliśmy 16 euro za osobę !

D - jak drogi:
to jest temat - rzeka ;) W Gruzji jest pół dobrej drogi. Jest to jakieś może z 80 km między Kutaisi a Tbilisi - autostrada po dwa pasy w każdą stronę, równa i dobrze oznakowana. Reszta jest w nie najlepszym stanie: dziury, nierówności, często bark asfaltu. Są miejsca, gdzie trwają roboty drogowe, ale nie jest ich zbyt dużo. Odrębnym tematem jest GDW oraz krowy i kierowcy, ale o tym będzie dalej. Generalnie drogi koszmarne !

E - jak egzotyka:
Gruzja dla mnie jest egzotycznym krajem. Pewnie dlatego, że to pierwszy kraj jaki zobaczyłam poza Europą, ale też dlatego jak wiele kontrastów tam zobaczyłam, zarówno krajobrazowych, jak i "zamożnościowych" i  kulturowych

F - jak flora:
Gruzja jest krajem bardzo zielonym i kwiecistym. Z każdej strony, gdzie nie jechaliśmy otaczała nas różnorodna i bujna roślinność. W przeciwieństwie tego co widziałam np. na Malcie, czy na Sycylii. Co mnie zaskoczyło, to to, że w górach było mało drzew iglastych, a przeważały liściaste. W drodze na szczyty nie szliśmy w gąszczu kosodrzewiny, tylko wśród brzózek karłowatych, a w wysokich górach kwitną rododendrony karłowate ! Jest cudnie :))


 
  
G - jak Gruzińska Droga Wojenna (GDW)
o drogach już pisałam, ale ta droga jest szczególna. Jest to droga, która biegnie prosto do granicy gruzińsko-rosyjskiej, w części biegnie wzdłuż granicy z Osetią Południową. Wyjeżdżając z Tbilisi jechaliśmy drogą szeroką, dwupasmową, potem droga zwężała się do jednego pasa w każdą stronę, ale dalej była asfaltowa, aż do kurortu narciarskiego. A potem nagle... asfalt się kończy i to czym jechaliśmy przypominało szeroką polną drogę po np. powodzi, albo innym kataklizmie ! Dziury niesamowite, kamienie, częściowo remonty, ale i przepaście po bokach. Czasem było strasznie, ale widoki, których nie da się zapomnieć !!! Cudnie, cudownie, przepięknie ! Tyle, że ta droga... I jak jechaliśmy tą marszrutką (o kierowcach jeszcze będzie, bo to oddzielny temat !!!) to przykro nie było, ale jak widziałam takie piękne samochody, nowiutkie, czyściutkie limuzyny jadące od rosyjskiej granicy, to aż mi ich szkoda było. Droga za jakiś czas pewnie będzie naprawiona, bo te zniszczenia to też skutki wojny, ale na razie jest strasznie. Droga swoją nazwę zawdzięcza również temu, że zaraz po wojnie przez drogę bez ochrony policyjnej nie dało się przejechać, bo grasowały bandy napadające na kierowców, ograbiające ich z wszystkiego a nawet pozbawiające życia. Kilka zdjęć, reszta i relacja z podróży później:



H - jak historia najnowsza:
tu kłania nam się całkiem niedawna, bo trwająca do 2008 roku, czyli raptem 5 lat temu wojna. Nie będę zanudzała szczegółami, ale dla ciekawych można poczytać tu lub więcej tu.

I - jak informacje ogólne
Gruzja jest republiką, a na jej czele stoi Prezydent - obecnie Saakaszwili. Władzą ustawodawczą jest jednoizbowy Parlament. Stolicą Gruzji jest Tbilisi (1,1 mln. mieszkańców) i tam znajduje się siedziba Prezydenta, za to siedzibą Parlamentu jest w Kutaisi, drugie co do wielkości miasto (ok. 180 tys. mieszkańców). Gruzja dzieli się na 2 republiki autonomiczne oraz 9 regionów administracyjnych. Każdy z nich jest nieco inny pod względem kulturowym, obyczajami i często z odmiennym dialektem.
Gruzja nie jest prawie 4,5 raza mniejsza od Polski - ma blisko 70 tys. km kwadratowych powierzchni, którą zamieszkuje ponad 4,5 mln mieszkańców. Gęstość zaludnienia jest prawie o połowę mniejsza niż w u nas. Panuje tam klimat podzwrotnikowy wilgotny na zachodzie kraju i kontynentalny, bardziej suchy na wschodzie. Dominującą religią jest prawosławie.

J - jak język:
językiem obowiązującym w Gruzji jest oczywiście gruziński i w tym języku można się dogadać ;) Co prawda można próbować też w innych, w tym na migi, ale różnie z tym bywa. Ludzie starsi - tak 50+ dość dobrze radzą sobie z rosyjskim (choć nie wszyscy), młodzi za to podobno w szkołach uczą się angielskiego, ale w sumie podczas całego naszego pobytu spotkaliśmy 4 lub 5 osób z którymi można było po angielsku porozmawiać. Dobre i to. Za to gruziński jest dla mnie czarną magią. W ciągu tego tygodnia byłam w stanie przyswoić sobie jedynie 4 słówka "ki" - "tak, "ara" - nie, "mardlobt" - dziękuję i "gamardżoba(t)" - dzień dobry - z (t) do wielu osób, bez (t) do jednej. Oczywiści słówka wypisałam fonetycznie, bo z pisowni nie wiele można się rozeznać:



K - jak krowy:
krowy są wszędzie, a najczęściej na drogach ;) Krowy pasą się w górach, na poboczach, nad rzekami i chodzą  bez żadnego nadzoru ani opieki. Czasem sytuacje są niebezpieczne, czasem śmieszne, ale tych krów jest naprawdę masa i nikt się nimi nie przejmuje:

Na ulicach i na wolności można spotkać też inne zwierzęta świnie, konie, indyki ;)

    - jak kuchnia:
mi osobiście kuchnia gruzińska nie przypadła do gustu. Gruzini jedzą mączaście, słono, tłusto i bardzo słodko. Do tego wszechobecna  kolendra w niesamowitych ilościach !!! I pewnie przez tą kolendrę cześć potraw w ogóle mi nie smakowało. Ale nie było tragicznie ;) Mają pyszne sery, a chaczapuri mogłabym jeść codziennie ;) Do tego chleb - taki prawdziwy bez ulepszaczy ;) Była lemoniada przypominająca dzieciństwo, i taka o smaku anyżowym, było piwo, wino, czacza. Więcej o jedzeniu w Gruzji na moim blogu kulinarnym będzie ;))

    - jak kierowcy:
ojej, aż boję pisać i wspominać. O kierowcach można powiedzieć jedno cześć mózgu związaną z odpowiedzialnością chyba mają wyłączoną ! Droga wąska kręta i pod górkę, a taki kierowca marszrutki z 20 osobami w środku postanawia wyprzedzać ciężarówkę i rozmawia przy tym przez komórkę. I to nie pojedynczy przypadek, tylko taki standard. Wyprzedzanie na trzeciego, ba !, na czwartego, 3-krotne przekraczanie prędkości, przewożenie kilkunastu osób w samochodach osobowych, nie zwracanie żadnej uwagi na pieszych, nawet na przejściach, o podwójnej ciągłej to nawet nie wspominam. I tam tak się jeździ. Nie jeden, nie dwóch, nie pięciu kierowców, ale wszyscy ! Raz tylko widziałam, jak kierowca przepuszcza pieszych, ale to był Rosjanin. A policja nic sobie z tego nie robi, bo... jeżdżą tak samo !
I jeszcze tylko Wam powiem, że samochody nie muszą być sprawne, nie muszą mieć okresowych przeglądów, ani nawet nie muszą być całe, byle jeździły !

L - jak ludzie:
ludzie, jak już na Ciebie nie napadają (o tym pod N), są fantastyczni. Zwłaszcza jak dowiadują się, że człowiek jest z Polski. Bardzo Polaków lubią, i spora tu zasług Prezydenta Kaczyńskiego, który opowiedział się po stronie Gruzji w czasie konfliktu z Rosją o Osetię. Pytają jak u nas jest, jaka pogoda, jak się żyje, częstują czym się da i są bardzo otwarci (pod warunkiem, że już nie mają do Ciebie interesu). Zwłaszcza na wioskach wysoko w górach. My akurat tak nie trafiliśmy, ale z opowiadań, Gruzini są naprawdę serdeczni i otwarci.

M - jak marszrutki
to takie coś jak bus, często przerabiany z towarowego, przeważnie zdezelowane, choć kilka takich fajnych też nam się trafiło. Marszrutki są podstawowym środkiem transportu i dojeżdżają wszędzie. Na długie trasy zabierają tylko tyle osób ile jest miejsc siedzących, ale na krótsze - tyle ile wejdzie :P Najwięcej płaciliśmy za marszrutkę 20 lari na najdłuższej trasie, najmniej, na ok. 10 km - 1 lari. Marszrutki nie mają klimatyzacji, a jak kierowcy jadą z prędkością ok. 100-120 km/h i są pootwierane okna to przeciąg jest ;)) Oczywiście kierowcy jeżdżą tak jak opisałam powyżej ;)) Przeważnie nie ma rozkładów jazdy, tylko w jednym miejscu spotkaliśmy stację busową z rozkładem i nawet kasą ! Przeważnie przyjeżdżając na takie miejsce postojów marszrutek trzeba się dopytać kto gdzie jedzie, po poza oznaczeniem Tbilisi pozostałe busy maja napisy tylko po gruzińsku


N - jak napaść:
to zabrzmi dziwnie, ale takie wrażenie cały czas odnosiłam. Dojeżdżaliśmy do miejscowości docelowej i jeszcze nie wysiedliśmy z marszrutki, a już "napadacze" byli w środku lub wkładali głowy przez okna z propozycjami "kwatiru" lub taxi. Są tak strasznie męczący i upierdliwi, że wszystkiego się odechciewa. Nie ważne, że nie chcesz, potrafią iść za Tobą tak długo aż się nie ugniesz. Stwierdzenie "nie nada" nic tu nie da. To jest naprawdę okropne. Jak dojechaliśmy po 6 godzinach w marszrutce do Batumi i jeszcze nie zdążyłam wziąć plecaka, a już nas oblazł tłum, prawie się popłakałam i powiedziałam, że jestem zmęczona i chcę odpocząć i się zastanowić co będę robić - i tak łazili za nami. To jest tak okropne, że aż zniechęcające i ta ich nachalność, aż przysłania ich gościnność. Jednak gdy już wyhaczą delikwenta, to są "do rany przyłóż".

O - jak odprawa:
przed wyjazdem do Gruzji sprawdziłam na stronach naszego MSZ, że do Gruzji można wyjechać na dowód osobisty. Trochę się zdziwiłam, no ale z Ministerstwem dyskutować nie będę - w końcu wiedzą lepiej - od tego są ! Zrobiliśmy odprawę przez internet na lot tam (z powrotem nie można było, odprawa tylko na lotnisku) z numerami dowodów i wszystko było ok. Jednak w dniu wyjazdu coś mnie tknęło i wyjęłam paszporty i w ostatniej chwili je zabraliśmy. W Polsce na dowody przeszliśmy bez problemu, ale jak dolecieliśmy i przechodziliśmy przez odprawę pan celnik jak dałam mu dowód poprosił mnie o paszport, a powiedział to takim tonem, jakby miał mnie nie wpuścić do Gruzji ! Podałam grzecznie paszport, pan celnik zrobił mi zdjęcie, wbił w paszport pieczątkę pt.: "wiza" i życzył miłego pobytu. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć co by było jakbym paszportu nie miała. Żeby jednak nie ryzykować, jak będziecie się wybierać w tamte strony lepiej weźcie paszport.

P - poczta:
z Gruzji nie wysłaliśmy żadnych pocztówek, z jednego powodu - nie znaleźliśmy poczty. Jak dowiedziałam się w przewodniku, poczta jest czymś zupełnie abstrakcyjnym. Skrzynek pocztowych nie widziałam w ogóle, znaczków kupić nie ma gdzie, a poczta podobno jest w Tbilisi i w Batumi, ale nie udało nam się znaleźć - tzn. w Tbilisi znaleźliśmy, tylko nie wiedzieliśmy jak tam dojść ;)

   - przejście dla pieszych:
to takie białe pasy na drodze, które służą pieszym do przechodzenia przez jezdnię, ale po warunkiem, że nie jadą samochody. Przejścia dla pieszych można spotkać tylko w dużych miastach, ale jeśli nie ma świateł to wcale nie jest to bezpieczne miejsce do przechodzenia. Na tych białych pasach pieszy wcale nie ma pierwszeństwa i jak kierowca nie ma ochoty choćby zwolnić to może pieszego przejechać. O tak, pod tym względem w Gruzji jest dżungla. Jak pisałam wcześniej o kierowcach - nie mają żadnego respektu przed innymi użytkownikami dróg, no może przed krowami ;))  Mieliśmy kilka takich sytuacji, że przechodząc na pasach samochody wcale nie chciały nas puścić, a kierowcy jechali prędkościami zbliżonymi do 100 km/h !

R - jak rosyjski:
jak pisałam pod J, jedynym językiem w jakim można  dogadać się w Gruzji - nie znając gruzińskiego, rzecz jasna, - jest rosyjski. I tu muszę Wam powiedzieć po raz pierwszy od matury miałam możliwość używania tego języka. Na początku szło jak po grudzie - nie pamiętałam słówek, wtrącałam słówka włoskie i angielskie - generalnie dramat. Ale im dłużej tam byliśmy mówiło mi się coraz lepiej, rozmawiałam pełnymi zdaniami, ba nawet gramatyka cała mi się przypomniała. W szkole z rosyjskiego byłam dobra - miałam piątki i czwórki, ale od 20 lat nie powiedziałam słowa po rosyjsku, a jednak gdzieś tam to wszystko zostało. W ostatni dzień kolega się mnie zapytał skąd tak świetnie mówię, i nie chciał uwierzyć, że tyle lat nie miałam z tym językiem styczności. 8 lat nauki i wreszcie - po raz pierwszy na coś się przydał ;))

S - jak strefa czasowa:
w Gruzji jest strefa czasowa UTC+4, u nas teraz w czasie letnim mamy UTC+2, więc to tylko dwie godziny różnicy i nie ma problemu z przestawieniem. Jak lecieliśmy do Gruzji wylot mieliśmy o 0.50 i po 3 godzinach lotu wylądowaliśmy w Gruzji prawie o 6.00. Za to z powrotem wylatywaliśmy o 6.30 i już o 7.10 lądowaliśmy w Katowicach (oczywiście po ponad 2 i półgodzinnym locie ;)) 

T - jak turyści:
spotkaliśmy w Gruzji sporo turystów, w tym baaaaaardzo dużo z Polski. Ale nie ma co się dziwić  WIZZair uruchomił tanie loty z Polski do Kutaisi i tak dwa razy w tygodniu przylatuje z Katowic i dwa razy z Warszawy. Najwięcej Polaków spotkaliśmy w Kazbegi, praktycznie poza parą czeską i litewską to sami Polacy ;) No ale dużo ludzi jedzie tam wspinać się na Kazbeg. Najmniej Polaków spotkaliśmy w Batumi, ale za to tam były za to tłumy Rosjan.

   - jak toalety publiczne:
toalety publiczne we wszystkich miejscach jakie spotkalismy były tzw. "na narciarza". Śmieszne są, ale uważam, że to najlepsze i najbardziej higieniczne w tamtych warunkach rozwiązanie. Wszystko ok., we Włoszech też takie były, ale w Gruzji toalety wyglądają np. tak:
tak, tak, dwie toalety przedzielone ścianką bez żadnych drzwi ;)) o czystości nie wspomnę ;) A żeby nie było wątpliwości, to jest toaleta koedukacyjna !

U - jak ubezpieczenia:
w Gruzji nie obowiązują EKUZ, więc dla własnego bezpieczeństwa i spokoju lepiej wykupić sobie ubezpieczenie. Z tego co się dowiedziałam, np. podstawowa wizyta u lekarza kosztuje ok. 50 dolarów, a jak coś poważniejszego to jeszcze więcej, nie ma po co ryzykować.

W - jak wino:
wina piliśmy różne od produkcji masowej do domowej roboty, od mocnych po totalny kwas ! Jeśli do win masowej produkcji nie mam żadnych zastrzeżeń - rewelacja i w dobrej cenie, bo za ok. 12-15 zł można kupić butelkę na prawdę pysznego wina, to z domowymi jest różnie, ale to jak wszędzie. Najbardziej smakowało mi wino od taksówkarza w Mcchecie, który nas przekupywał, albo raczej kupował winem - było pyszne ciemnoczerwone wytrawne i mocne, ale za to w hotelu w Wardzi piliśmy kwas. Pani dała na na spróbowanie 3 rodzaje i jeden gorszy od drugiego. Po pół kieliszka miałam dość.

     - jak waluta:
walutą obowiązującą w Gruzji jest lari (GEL), 1 lari = 100 tetri. Kurs obecnie jest taki, że za 1 lari płaci się ok. 2,00 zł, czyli wszystkie ceny liczymy razy 2 ;)


Z - jak Zakaukazie:
jak dla mnie bajka, baśń, a nie miejsce realne :) Krajobrazy są cudowne, zieleń, biel, góry. Tego opisać się nie da, to trzeba zobaczyć !!!

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz