Następnego dnia rano mieliśmy wyjechać zwiedzić Tbilisi. Co prawda kolega wymyślał co my tyle będziemy tam robić i może pojechać w inne miejsce. Ale stwierdziliśmy, że jedziemy jak ustaliliśmy, a jak nam się nie spodoba, to pojedziemy gdzieś w okolice. Około 11-nastej wyszliśmy, ale tylko we trójkę.
Wsiedliśmy więc do marszrutki i po ok. pół godziny wysiedliśmy na Didube w Tbilisi. Postanowiliśmy skierować swoje kroki najpierw na dworzec kolejowy, bo plan był taki, że jak wrócimy z gór to pojedziemy nocnym pociągiem do Batumi. Na Didube znaleźliśmy więc naziemną stację metra i postanowiliśmy kupić bilet ! A nie było to najłatwiejsze. Jak w końcu udało nam się znaleźć osobę, która w miarę po angielsku mówiła, okazało się, że najpierw musimy kupić kartę magnetyczną, a potem jak jest potrzeba doładowywać ją np. w takich automatach:
Te automaty to w ogóle rewolucyjny pomysł. Jest ich bardzo dużo, nawet w małych miejscowościach i można w nich np. zapłacić rachunki, założyć lokatę w banku, wziąć kredyt gotówkowy, ubezpieczyć się, doładować komórkę, czy właśnie doładować kartę komunikacji miejskiej. Przy płaceniu rachunku np. za prąd podaje się nr rachunku i płaci się albo kartą albo gotówką ! Na prawdę praktyczne rozwiązanie.
Ale wróćmy do naszych biletów. Karta magnetyczna wystarczyła nam jedna na trójkę, tylko przy wejściu do metra, trzeba było trzy razy przykładać.
Metro częściowo naziemne, częściowo podziemne, stare i trochę zaniedbane. Ale są dwie linie i trzecia w budowie ;)) Na trzecim przystanku nasza podróż dobiegła końca - wysiedliśmy w miejscu gdzie powinien być dworzec główny.
Powinien być, bo na pierwszy rzut oka nie wygląda na dworzec tylko na... jakiś dom handlowy. Na wystawach pralki, telewizory i sprzęt elektroniczny. Po wejściu dalej nie czuliśmy się jak na dworcu, dopiero jak wjechaliśmy schodami ruchomymi na drugie piętro okazało się, że to faktycznie dworzec ;)
Ustaliliśmy, że faktycznie nocny pociąg do Batumi jeździ - wyjeżdża ok. 23 i na miejscu jest przed 7 rano. Czyli wszystko ok., jak planowaliśmy. Szkoda tylko, że wtedy nie wpadliśmy na pomysł kupienia biletów (o ile jeszcze byśmy je dostali) i wszystko potoczyło by się inaczej, ale mądrzy jesteśmy po fakcie. W sumie była to główna stacja w całym kraju, ale pociągów nie jeździ dużo, bo jest mało linii kolejowych, podobnie jak dróg - jedna główna i kilka mniejszych, a pociągów jak na lekarstwo.
Zostaliśmy jeszcze chwilę w tym przybytku, żeby napić się normalnej kawy, bo do tej pory dostawaliśmy tylko lury typu jedna płaska łyżeczka rozpuszczalnej kawy na szklankę wody ;(
Po wyjściu z dworca ruszyliśmy na zwiedzanie Tbilisi. Trafiliśmy idealnie - do dzielnicy "prawdziwego życia" bez wieżowców, bogato zdobionych budynków, przepychu i remontów. Trafiliśmy do dzielnicy rozwalających się, niskich domów,
gdzie butelki skupuje się na ulicy,
ale gdzie można kupić pyszny chleb prosto z pieca za kilkadziesiąt tetri,
pyszne sery domowej roboty
czy niebotycznie słodkie torty. Na taki tort akurat kolega się skusił ;)
Mnie zadowolił chleb i ser :)) W Gruzji mają takie specjalne piece do wypiekania chleba:
na ściankach oblepia się ciasto i tak piecze się płaski chleb - szoti - pyszny, bez ulepszaczy ;))
Biedna dzielnica zaczęła nagle wyglądać coraz lepiej, budynki zaczęły się coraz wyższe, ulice coraz szersze, a ruch coraz więcej.
Nawet Mc Donald's się znalazł, a po gruzińsku nazywa się tak:
Przeszliśmy mostem Wera przez rzekę Mtkwari i ruszyliśmy ciekawym chodnikiem
w stronę Placu Rewolucji Róż, a stamtąd główną ulicą - Aleją Szoty Rustawelego dalej, mijając po drodze siedzibę Parlamentu (niedawno został przeniesiony do Kutaisi, ale nie wiem co obecnie znajduje się tym budynku) Muzeum Narodowe, Teatr, Operę, Galerię Malarstwa i Filharmonię.
I tak w skwarze dotarliśmy do kolejnego placu - Placu Wolności przy którym siedzibę ma Ratusz Miejski, a w centralnym punkcie znajduje się kolumna - pomnik św. Jerzego.
Po krótkim wypoczynku ruszyliśmy dalej, do kolejki na Górę Mtatsminda. Kolejka jest taka jak np. w Pradze, albo na Gubałówkę
i dotarliśmy na górę, skąd rozpościera się cudowny widok na Tbilisi:
Dopiero stąd zobaczyliśmy jak wielkim miastem jest Tbilisi. No, ale mieszka tu prawie 1,1 mln. mieszkańców, co stanowi 1/4 mieszkańców całej Gruzji !
Na górze oprócz pięknych widoków znajduje się również park rozrywki i wypoczynku z wesołym miasteczkiem i wieża radiowo - telewizyjna. A także taka śliczna fontanna:
Po
powrocie z jednej góry udaliśmy się zaraz na drugą górkę ;) Tym razem
podeszliśmy na wzgórze, na którym znajduje się twierdza Narikala. Na
szczycie góry znajduje się posąg Matki Gruzji - Kartlis Deda
rozciągają się równie niesamowite widoki na miasto i na Pałac Prezydenckia po drugiej stronie rozciąga się 128 ha Ogród Botaniczny:
Niestety za mało czasu mieliśmy, żeby tam pójść, było już późne popołudnie, a na spacer po ogrodzie potrzeba co najmniej 2-3 godziny. Ze wzgórza do centrum wróciliśmy kolejką górską:
Kolejka dojeżdża do miejsca wypoczynku RIKE - coś niby nowoczesny park nad rzeką, tyle, że ciągle w czasie budowy ;))
Kolejnym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć były słynne łaźnie siarkowe, gdzie można skorzystać z leczniczych kąpieli w tutejszych wodach termalnych. Nie mieliśmy ze sobą jednak ani strojów, ani klapek, ani ręczników, a lepiej było nie ryzykować ! Postanowiliśmy przyjechać jeszcze do Tbilisi przed wyjazdem do Batumi i wtedy skorzystać z łaźni.
Robiło się coraz później, a ostatnią marszrutkę do Mcchety mieliśmy o 21-szej ! (tak, uroki mieszkania w Mcchecie). Ruszyliśmy więc spacerem zahaczając o Most Pokoju, który zaprojektował Włoch i który został wybudowany we Włoszech i w całości przetransportowany do Tbilisi:
i potem dalej wśród uroczych uliczek, kościołów i takiej wieżyczki:
- niestety do dziś nie wiem co się tam mieści, wydaje mi się, że Muzeum Etnograficzne, bo taka fotka zdobi strony mojego przewodnika, w miejscu gdzie mowa o tym muzeum. Pewna niestety nie jestem.
Potem minęliśmy jeszcze pomnik tańczących
i dotarliśmy do czegoś na kształt stacji miejskich busów i jeden z nich, nieco zmieniając specjalnie dla nas trasę, dostarczył nas na sławetne Didube
cdn....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz