Dziś wpis poza planem, ale temat świeżutki jak bułeczki wyjęte z pieca :) No bo jeszcze nieco ponad tydzień temu spędzałam czas na plaży na Rodos, a już dziś relacja ze świetnego pobytu.
A tak szczerze mówiąc z dwóch pobytów... Tak się złożyło, że to był mój drugi pobyt na Rodos w ciągu ostatnich 11 miesięcy.
Ale od początku, który miał miejsce w styczniu 2023 r. To wtedy z grupą koleżanek podjęłyśmy decyzję o babskim wyjeździe na Rodos na... obóz windsurfingowy :D
Wyjazd odbył się pod koniec września, pojechało nas osiem szalonych kobiet i był to naprawdę niesamowity czas. Mieszkałyśmy w Kattavi. Jest to mała miejscowość położona na najbardziej wysuniętym na południe krańcu Rodos. Są tu cztery knajpki zlokalizowane praktycznie koło siebie, dwa sklepy spożywcze, jeden z odzieżą do sportów wodnych, kościół, cmentarz i kilka małych kapliczek. Poza sezonem wioskę zamieszkują 323 osoby.
W sezonie jest tu znacznie ciaśniej, to ze względu na oddaloną zaledwie o 9 km słynną plażę Prasonisi.
Prasonisi (z greckiego "zielona wyspa") to niewielki półwysep usytuowany na południowo-zachodnim krańcu Rodos. Półwysep jest przez większą część roku, a piaszczysty przesmyk oddziela Morze Egejskie od Morza Śródziemnego. Jednak w sezonie zimowym przesmyk zalewany jest przez fale i Prasonisi zostaje maleńką wyspą.
Obecnie jest to jeden z najpopularniejszych w Europie ośrodków windsurfingowych i kitesurfingowych, ze względu na silne wiatry i charakterystyczne podłoże niespotykane w żadnym innym miejscu. Sezon trwa tu od początku maja do końca października. Na plaży działają trzy centra surfingowe, z czego dwa obsługują po polsku, oraz jedno centrum kitowe. Kilkanaście metrów od plaży znajdują się kilka niedużych hoteli, 2-3 knajpki i dwa sklepy. Tu można spokojnie posilić się w czasie przerwy w surfowaniu.
Rok temu wszystkie nasze dni były takie same: pobudka, o 8.00 wyjście na śniadanie, o 9.00 bus wiózł nas na Parsonisi, gdzie najpierw miałyśmy godzinę jogi, a potem 2 godziny windsurfingu, przerwę na lunch w pobliskim sklepie, a potem jeszcze 2,5 - 3h windsurfingu. O 18.00 bus wiózł nas z powrotem do Kattavi, gdzie ogarniałyśmy się i wychodziłyśmy na kolację do którejś z czterech restauracji.
Jeden jedyny raz wyjechałyśmy do oddalonej o 16 km Gennadi na kolację i koncert lokalnej gwiazdy. Zabawa była na tyle udana, że w tym roku trzeba było to powtórzyć :)
Wylot powrotny miałyśmy wieczorem, więc tak naprawdę, jedynie w ostatni dzień naszego pobytu mogłyśmy coś zobaczyć. Padło na stolicę wyspy czyli miasto Rodos.
Rodos to miasto na wysuniętym najbardziej na północ krańcu wyspy. Jest dość ciekawe ze względu na swoją historię i łączy w sobie wiele elementów. Obok średniowiecznych zabytków znajdują się starożytne ruiny, obok meczetów spotkamy kościoły katolickie i synagogę, a nad wszystkim góruje Pałac Wielkich Mistrzów z XIV wieku. Do tego tuż obok jest Nowe Miasto, które liczy sobie dobre 100 lat i wciąż się rozwija. No i nie można zapomnieć o porcie Mandraki, wejścia do którego strzegł niegdyś 32 metrowy Kolos Rodyjski (281 w p.n.e) - jeden z siedmiu cudów świata.
Nie miałyśmy jednak ani zbyt wiele czasu na zwiedzanie (raptem jakieś 4 godziny), ani konkretnego planu zwiedzania. Postawiłyśmy więc na spacer po mieście, żeby jak najwięcej zobaczyć. Zaparkowałyśmy blisko protu i od niego zaczęłyśmy zwiedzanie. Faktycznie Kolosa z Rodos już tam nie ma ;) Obecnie portu strzegą rodyjskie jelonki, a właściwie jelonek i łania.
Potem jakaś przekąska i dalej ruszyłyśmy w wąskie uliczki starego miasta chłonąc i podziwiając co się da :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym roku wyjazd na tę malowniczą grecką wyspę zaplanowany był w innym gronie. Z naszej obozowej ekipy pojechałyśmy dwie, do tego nasi mężowie i jeszcze trzech chłopaków. Panowi też byli rok temu na widnsurfingu na Rodos, więc plan na pływanie był od początku. Niestety ten wyjazd od początku się się nam nie kleił. Najpierw kupiliśmy bilety w WizzAir'ze, ale kilka dni później WizzAir skasował wszystkie połączenie Wrocław-Rodos. Nie poddaliśmy się i kupiliśmy bilety w Ryanairze, tyle, że z Krakowa.
W kwietniu miałam wypadek i wyjazd - w moim przypadku - znów stanął pod znakiem zapytania, ale podjęłam decyzję, że pojadę i po prostu nie będę pływać, tylko odpoczywać, a może uda się przy okazji coś zwiedzić, skoro w zeszłym roku nie dało rady.
Do Kattavi dojechaliśmy późno, ale nasz wynajęty dom od pierwszej chwili zrobił na mnie ogromne wrażenie:
Chłopaki mieszkali tu w zeszłym roku i wcale im się nie dziwię, że chcieli tu wrócić. Miejsce dopieszczone w każdym calu, dbałość o detale, a do tego nawet w lodówce kilka smakołyków na nas czekało. Naprawdę polecam to miejsce - Casa DimiGre - z czystym sumieniem.
Większość naszego wyjazdu spędziliśmy na plaży, w sumie tylko jeden dzień nie byłam na Prasonisi, a tak to codziennie. Nie pływałam na desce, ale robiłam zdjęcia, spacerowałam, kapałam się w morzu i odpoczywałam.
Jednego popołudnia wybrałam się na koniec półwyspu na latarnię, a właściwie to co z niej zostało, czyli zaniedbany budynek pilnowany przez dzikie kozy, dość pewne siebie i z poczuciem własności :D szybko oddaliliśmy się od tego miejsca, żeby nie sprowokować bliskiego spotkania ;) Ale spacer był bardzo udany, w sumie 5 km.
Oprócz plaży było też zwiedzanie. Całą ekipą udaliśmy się do Lindos. Główną atrakcją tego miasteczka jest Akropol, który jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i jest jedną największych atrakcji wyspy. Wzgórze Akropolu wznosi się na 166 m n.p.m. i prowadzi do niego 292 schody. Wstęp na Akropol kosztuje 12 EUR, a młodzież do 25 roku życia wchodzi za darmo.Nie
jest to trasa ani trudna ani uciążliwa, choć schodki są trochę
wyślizgane. Oczywiście istnieje też możliwość wjazdu na osiołku, ale
mnie jakoś tego typu atrakcje nie interesują. Teren Akropolu to po
prostu ruiny dawnych budowli, m.in. dorycka świątynia Ateny z IV w
p.n.e., a najstarsze fragmenty budowli datuje się na IX w p.n.e. Są tu
też ruiny dużo młodsze, budowli powstałych w XIV w n.e. Na Akropol warto
wdrapać się również dlatego, że góry rozciąga się przepiękny widok nie
tylko na miasteczko, ale i na morze i zatokę św. Pawła.
Zarówno wchodząc na wzgórze jak i schodząc z niego (wybraliśmy 2 różne drogi) przechodzi się przez urokliwe miasteczko, gdzie większość domów pomalowana jest na biało. Praktycznie w każdym budynku znajdują się sklepiki z odzieżą lub pamiątkami albo restauracje, bary, czy lodziarnie.
Innego dnia, tym razem tylko we dwie udałyśmy na poszukiwanie fajnych miejsc na Rodos. Rok temu jadąc na lotnisko zatrzymałyśmy się w punkcie, skąd pięknie było widać ruiny zamku Monolitos, bardzo malownicze. Postanowiłyśmy więc zacząć od tego miejsca. Monoilitos oznacza po grecku"samotna skała" i właśnie nad brzegiem morza na samotnej skale w 1476 został zbudowany zamek joanitów. Obecnie są to ruiny zamku, ale w centralnym punkcie jest mała kapliczka, jakich pełno jest na Rodos. Całość jest dostępna do zwiedzania, bezpłatnie. Na górę prowadzą schodki, a ze szczytu rozpościera się naprawdę imponujący widok.
Wracając do samochodu zauważyłyśmy znak wskazujący dojazd plażę, więc na spontanie postanowiłyśmy tam pojechać. Droga był kręta i wąska, ale przepiękna z cudownymi widokami i zaprowadziła nas prosto na plażę Fourni. Poplażowałyśmy trochę i ruszyłyśmy w dalszą drogę.
Gdy przeglądałyśmy mapę i zastanawiałyśmy się dokąd pojechać, zauważyłyśmy w środku wyspy jezioro i decyzja była prosta:) Nie jest to jednak naturalne jezioro, jest to zalew, który powstał w wyniku postawienia zapory na rzece Gadouras. W zamyśle budowy zbiornik miał zaopatrywać w wodę okoliczne wsie, jednak z czasem stał się głównym źródłem pitej wody dla oddalonej o blisko 45 km stolicy. Zalew można objechać naokoło, ale nie wszędzie są dobre asfaltowe drogi, większość to drogi szutrowe, że sporymi dziurami, w porze zimowej podczas deszcze zmieniające się w strumyki. Wjeżdżając na taką drogę jest ostrzeżenie o stanie dróg i informacja, że wjeżdża się na własną odpowiedzialność. Nie zrobiłyśmy pełnego kółka wokół jeziora, ale południową stronę objechałyśmy. Jako, że jest to zbiornik wody pitnej, obowiązuje tam zakaz kąpieli, a jako, ze bardzo mało osób zapuszcza się w te rejony (podczas naszej wycieki nie spotkałyśmy nikogo i nie minęłyśmy żadnego samochodu) teren ten polubiły ptaki i na jednej z wysepek udało nam się nawet wypatrzyć czaple.
Za to we wtorkowy wieczór udaliśmy się też całą ekipą do Gennadi do świetnej restauracji Nikolas&Marias Souvlaki House, gdzie można wyśmienicie zjeść w bardzo dobrej cenie. Gennadi jest też niewielką miejscowością, choć pod względem liczby ludności blisko 3,5 raza większą od Kattavi ;) W sezonie w każdy wtorek przyjeżdża tam lokalny artysta, który śpiewa największe hity lat 70-tych, 80-tych i początku 90-tych. Impreza odbywa się w centrum miasteczka, jest nieodpłatna, a muzyki można słuchać w jednej z okolicznych knajpek (jakich jak ta, w której my jedliśmy), bo stoliki wystawione są na zewnątrz w bocznych uliczkach. Można też wyjść na środek i trochę potańczyć - co kto lubi. Klimat jest świetny!
Za to kolejnego wieczoru, 14 sierpnia mieliśmy w Kattavi lokalną imprezę - panigiri, związaną z Zaśnięciem Bogurodzicy. Najpierw przez miejscowość przeszła mała procesja z popem na czele, a po 21.00 wszyscy mieszkańcy zaczęli schodzić się do skupionych w centrum knajpek. A żeby nikomu nie zabrakło miejsca na centralnym skrzyżowaniu rozstawiono dodatkowe stoły. Była orkiestra, były tańce ludowe i bawili się wszyscy począwszy od starszych, przez osoby w średnim wieku i nastoletnią młodzież, aż po małe dzieci. Impreza mocno podlewana winem i innymi trunkami trwała do późnych godzin nocnych.
Niestety tydzień na Rodos szybko dobiegł końca. Wylot z Rodos mieliśmy późnym wieczorem, więc przedpołudnie spędziliśmy jeszcze na Prasonisi, a na lotnisko pojechaliśmy nie standardowo drogą wschodnią, lecz bardziej krętą i malowniczą stroną zachodnią. Tak nam się spodobał ruiny Monolitos i plaża Fourni, że w drodze na lotnisko zabrałyśmy tam chłopaków. Na koniec zatrzymaliśmy się jeszcze przy plaży Kamiros na obiadokolację i tak skończył się nasz tydzień na Rodos :)
ten obóz w styczniu to pływałyście ? bo piszesz, że sezon jest do października.
OdpowiedzUsuńMieszkanie faktycznie MEGA. Dobrze, że nakręciłaś filmik bo jednak zdjęciami się tego nie odda. Też czasem wolę zrobić filmik.
No i ten "sting" długowłosy fajny klimacik :) takie lubię chyba by się nam na RODOS podobało.
A zaśnięcie mają 14 sierpnia ? u nas to jest 15-tego. Ciekawe.
Nie w styczniu, decyzję podjęłyśmy w styczniu - wyjazd był we wrześniu :)
UsuńTak mieszkanie było mega zadbane i fantastycznie wyposażone. I do tego ta dbałość o szczegóły, SUPER !
Fajnie śpiewał i przekrój utworów miał bardzo duży.
Święto jako takie jest 15 sierpnia, a 14.08 to jakby wigilia tego święta była
aaaa teraz zrozumiałam. No jak ja to czytałam boszzzzz.
UsuńAha czyli oni już świętują dzień przed też fajnie :)