Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

niedziela, 27 października 2024

Trochę NIEinstagramowe Bali, cz. 10 Wulkan Batur i okolice

Kolejnego dnia zobaczyliśmy jak wygląda nasza miejscówka. Nie ukrywam, że po wyjściu z domu powiedziałam "wow!"
Batur Green Hill to kilka domków, różnej wielkości, położone na zboczu wulkanu Batur w miejscowości Kintamani. Domki są przestronne, mają ogromne łóżka  i jest czysto. Na terenie ośrodka jest basen z widokiem na jezioro i wulkan Agung. 




Mają tu też kuchnię – śniadania były w cenie, ale można było zamówić jedzenie w bardzo fajnych cenach. Jedliśmy dwa razy i do tego piwo i za całkowity rachunek za jedzenie z podatkiem i serwisem wyniósł 448.000 IDR poniżej 115 zł, a porcje były naprawdę spore.




Jedyną wadą tego miejsca był niesamowite ilości much. Na zewnątrz nie dało się zjeść, bo zaraz dopadała cię zgraja.
Oczywiście pomiędzy domkami można było ujrzeć szczyt wulkanu Batur i to on był celem tego dnia.
Już wieczorem po przyjeździe zapytaliśmy w naszej miejscówce o drogę na szczyt wulkanu. Okazało się, że w góry też trzeba iść z przewodnikiem! Tak, po całym Bali trzeba się poruszać z przewodnikami, taki sobie biznes robią. I wcale nie jest to prawdą – nie ma przepisów, które mówią, że turysta nie może sam korzystać z atrakcji Bali, to miejscowi narzucają przybyszom swoje zasady.
Duże zaskoczenie naszych gospodarzy wzbudziła informacja, że owszem, chcemy wejść na wulkan, ale nie na wschód słońca. Wszyscy wchodzą na wschód słońca! Ostateczne umówiliśmy się z naszym przewodnikiem, zresztą pracownikiem tego przybytku na godzinę 10.00. Wycieczka kosztowała nas 700.000 IDR za naszą dwójkę (prawie 180 zł), w cenę przewodnika wliczony jest wstęp na teren wulkanu.
Dlaczego nie chcieliśmy iść na wschód słońca? Przede wszystkim dlatego, że naczytałam się, że na wschód słońca na Batur wchodzą tłumy turystów. Jest tłoczno i trzeba iść w kolejce, oczywiście z latarkami. Potem zresztą potwierdził to nasz przewodnik, że na wschodzie słońca bywa nawet po 1.000 osób. Do tego mieliśmy niezłe wyczucie, bo tego niebo było zachmurzone (jeszcze o 2.00 w nocy padał deszcz) i nie było ładnego widoku, więc wszystko dobrze się złożyło.
Na wycieczkę wybraliśmy się po śniadaniu. Droga nie była trudna – początek wiódł przez las i śmieci, im wyżej było mniej drzew, ale i mniej śmieci (na samym szczycie prawie żadnych 😉). 



Wyżej było bardziej stromo, ale trasa bardzo przyjemna. Wejście na szczyt zajęło nam

wtorek, 22 października 2024

Trochę NIEinstagramowe Bali, cz. 9 Wodospad Sekumpul

Z hotelu wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu, bo no następnego miejsca noclegowego mieliśmy całkiem niezły (jak na tamtejsze warunki) kawałek drogi - ponad 130 km, bo na balijski znaczyło ponad 4 godziny samej podróży, a w zanadrzu mieliśmy jeszcze jedną atrakcję.
Jadąc na wschód, za miejscowością Singaraja skręciliśmy na południe, do ukrytych wśród dżungli wodospadów Sekumpul. Na Bali wodospadów jest sporo, ale akurat ten uważany jest za najpiękniejszy. My widzieliśmy kilka i ten zrobił na mnie naprawdę największe wrażenie.
Dojazd nie jest mocno skomplikowany, chociaż trzeba korzystać z nawigacji, bo oznaczeń na drogach jest nie wiele. Kiedy GPS wskazał, ze jesteśmy na miejscu byliśmy troszkę zdziwieni, bo trafiliśmy do miejsca, gdzie parking był tylko przy restauracji i też nie było oznaczenia. Zostawiliśmy więc samochód pytając wcześniej o zgodę i drogę. Droga okazała się łatwa, po drodze mijaliśmy rozbawione dzieciaczki i spokojnym krokiem dotarliśmy do informacji turystycznej.


Tam oczywiście informacja, że na wodospady można wejść tylko z przewodnikiem i nie inaczej. Wejście z przewodnikiem na tak zwany "long trecking" dla nas dwojga kosztuje 500.000 IDR (ok. 130 PLN). Niestety nie jest to prawda, można wejść bez przewodnika i koszt takiego wejścia na wszystkie wodospady w kompleksie wynosi 35.000 IDR (9 PLN) na osobę. Kolejny raz i nie ostatni na tej wyprawie daliśmy się naciągnąć. I nie było to w formie propozycji tylko bardziej wymuszenia: „trzeba, inaczej się nie da”.
Sama trasa jest przepiękna, choć dość stroma i dla osób mniej sprawnych może być lekko problematyczna. Jest dość dobrze przygotowana, są schody, barierki, wyznaczone ścieżki, ale trzeba brać pod uwagę warunki panujące po pierwsze w dżungli, a po drugie tuż przy wodospadzie – bywa ślisko, a stopnie są obrośnięte mchem. Naprawdę przewodnik nie jest tu nikomu do niczego potrzebny – to tylko naciąganie turystów (kolejny minus dla Bali).





Jak już wspomniałam Sekumpul to nie jeden wodospad a kompleks 7 czy 8 wodospadów - zresztą samo słowo „sekumpul” oznacza po balijsku „kilka”.
Najwyższy z wodospadów ma

piątek, 18 października 2024

Trochę NIEinstagramowe Bali, cz. 8 Z widokiem na Jawę, czyli pólnocno - zachodnia część wyspy

Kolejne dwa dni spędziliśmy na północnym zachodzie wyspy, który nieco różni się od południowego Bali, choćby dla tego, że jest tu dużo mniej turystów, rzadko kto tu dociera.
Do hotelu Naya Gawana przyjechaliśmy wieczorem, ale już na pierwszy rzut oka wiedzieliśmy, że to był dobry wybór. Pokój nie był duży, ale całkiem klimatyczny, z to łazienka spodobała nam się bardzo – była na zewnątrz. Niestety to co na pierwszy rzut oka wydawało się super, w rzeczywistości już takie nie było. A ta rzeczywistość to była chmara komarów, gdy tylko zapadł zmrok. Naprawdę trudno było się wykąpać, czy skorzystać z toalety!






W ciągu dnia zwiedziliśmy cały teren hotelu – całkiem spory i zadbany, z porozsiewanym domkami o różnej wielkości i różnym standardzie. Na terenie znajduje się duży basen, przystań, a nawet baza nurkowa.




Na śniadania też nie można było narzekać, bo było i urozmaicone i smaczne.






Na terenie były też porozstawiane dystrybutory zimnej wody.

Okolica hotelu nie okazała się zbyt interesująca. Typowe domy balijskie, żadnych miejsc wartych skomentowania albo opisania. Nawet tereny do pozyskiwania soli, były zaniedbane i poniszczone.
Pierwszego dnia po śniadaniu wybraliśmy się do Taman Nasional Bali Barat, czyli Parku Narodowego Zachodniego Bali. Wstęp dla obcokrajowca kosztuje 200.000 IDR (ok. 50 zł), jest tam kilka tras, można pospacerować, są też inne atrakcje, zwiedzanie jeepem, czy łódką, ale to już dodatkowo płatne. Dodatkowo płatne jest też zwiedzanie parku z przewodnikiem (600.000 IDR od osoby zamiast 200.000 IDR) i na wejściu do parku okazało się, że albo idziemy z przewodnikiem, albo

czwartek, 10 października 2024

Trochę NIEinstagramowe Bali, cz. 7 W drodze na północ

Kolejnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy w dalsza podróż. Tym razem udawaliśmy się na północny zachód wyspy. Mieliśmy przed sobą ponad 100 km, a już nauczyliśmy się, że jak Google na Bali mówi, że 100 km jedzie się 3 godziny, to się z tym faktem nie dyskutuje 😉 bo to i tak dość szybko :D
Tym bardziej że po drodze mieliśmy zaplanowane jeszcze zwiedzane świątyni Ulun Danu Bratan, oddalonej od naszej miejscówki o niecałe 30 km (50 minut). Po drodze, jakieś 4 km przed Bedugul, pokazała nam się atrakcja, której nie mieliśmy w planach, a gdzie spędziliśmy blisko 2 godziny. Wjechaliśmy na parking, kupiliśmy bilety już po chwili byliśmy w bardzo ładnym i dobrze zadbanym ogrodzie kwiatowym, a jakże prostej nazwie „The Bloomens Garden”.
Jest to miejsce całkiem nowe, powstało w 2019 roku i to widać, bo roślinność nie jest jeszcze tak dzika i bujna. Turystów zbyt wielu tu nie było, więc bez pośpiechu i bez problemu mogliśmy obejść cały ogród, porobić zdjęcia i odpocząć. Nie wiem na ile ten obiekt jest już znany, ale w przyszłości będzie to iście Instagram’owa miejscówka – są stanowiska do robienia zdjęć w różnych okolicznościach, więc z pewnością jeszcze będzie tu tłoczno.












Są też domki i można na miejscu przenocować.

Na razie jest ładnie, wszystko jest zadbane, równiutko przycięte.  Z tyłu ogrodu są niewielkie plantacje kawę, gdzie można zobaczyć, jak te roślinki rosną i jest kawiarnia, 




gdzie można napić się kawy i zjeść np. zielone