Rezerwat Narodowy Masai Mara jest największą atrakcją turystyczną Kenii. Obszar rezerwatu leży na wysokości 1500-2000 m n.p.m. i zajmuje 1.510 km². Jest to zaledwie 1/10 całego ekosystemu Serengeti - po stronie Tanzanii park narodowy zajmuje 14.700 km²!
Nazwa Masai Mara pochodzi od nazwy plemienia zamieszkującego te tereny, znanych nam już - i to nie od najlepszej strony - Masajów oraz nazwy rzeki Mara przecinającej teren parku. Niektóre źródła podają, że "mara" pochodzi od słowa w języku Maa (język Masajów) i oznacza "sawannę z drzewami i buszem".
Coś w tym jest, bo cały teren to przepiękna sawanna porośnięta akacjami parasolowatymi i gdzieniegdzie bardziej bujną roślinnością.
Ciekawostką jest, że właśnie w Masai Mara i Serengetii jest największe zagęszczenie lwów w całej Afryce (akcja "Króla Lwa" rozgrywała się jednak po stronie tanzańskiej, gdzie znajduje się Lwia Skała ;D).
Masai Mara jest sceną jednego z największych ekospektakli na świecie - wielkiej migracji zwierząt. Co roku w czerwcu i lipcu setki tysięcy antylop, zebr i gazeli wędruje na trawiaste pastwiska północy z dalekiego południa Serengeti. Powroty odbywają się tą samą drogą w październiku.
Tym razem nasza lodga Mara Chui Resort
była na terenie rezerwatu, choć nie tego ścisłego. Dotarliśmy tam
akurat na lunch, więc znów po szybkim ogarnięciu domku i jedzonku
wsiedliśmy do naszego busa i wyruszyliśmy na safari.a coś co mnie najbardziej urzekło to żyrafie przedszkole. Autentycznie: 8 młodych żyrafek i jedna duża, która się niemi opiekowała - przynajmniej tak to wyglądało.
I tak sobie jeździliśmy od jednej grupki zwierząt do kolejnej, aż nagle nasz kierowca dostał przez krótkofalówkę informację i się zaczęło: ruszył jak szalony, pędził, znów o mało co nie przewrócił busa na bok, a po błocie sunęliśmy jak po lodowisku. Nagle się zatrzymał, a naszym oczom ukazał się taki widok:
nie muszę dodawać, że tym razem szybko mu wybaczyliśmy ;) Tym bardziej, że kierowca drugiego busa nie podjął wyzwania, pojechał na około i nasi współpodróżni zobaczyli tylko tyle...
Gdy wróciliśmy do lodgy, to mieliśmy jeszcze jedną atrakcję przewidzianą na ten dzień, po kolacji, przy ognisku mogliśmy oglądać "Króla Lwa"!
Kolejnego dnia część grupy wybrała się na lot balonem nad rezerwatem, pozostali mogli pospać troszkę dłużej (tzn. do 6.00) i dopiero o 7.00 pojechaliśmy ponownie na spotkanie z mieszkańcami Masai Mara.
Do bramy główniej z naszej lodgy mieliśmy ok. 2 km, ale po drodze podjechaliśmy jeszcze do sklepu w pobliskiej osadzie Ololaimutiek po zapas wody. Sklep w tego typu wiosce wygląda tak:
a sama wioska:
No i co tu dużo pisać, znów od początku dnia dużo zwierząt, już się sami z siebie śmialiśmy, że zrobiliśmy się wybredni, bo wcześniej fotografowaliśmy każdą antylopę, a teraz tylko wybitne okazy. A tych nie brakowało, i gepardy i lwy śpiące i w ruchu - wszystko na wyciągniecie ręki.
W międzyczasie pojechaliśmy na miejsce lądowania balonów, żeby zgarnąć naszą ekipę i był to jedyny moment, żeby wysiąść z busa w Masai Mara. Mogliśmy nawet skorzystać z toalet specjalnie przygotowanych dla turystów (wykopany dołek w ziemi, na to toaleta i parawan;D)
Po drodze mieliśmy jeszcze przygodę z lwicami i gepardami - to było niesamowite przeżycie i nawet dla tego warto było tam być!
Od początku naszego pobytu na safari zastanawiało mnie to, czy te samochody, a jeździ ich tam nie mało, nie przeszkadzają zwierzętom. Zaobserwowałam, że zwierzęta wcale nie zwracają na te auta uwagi, traktują je jako część ekosystemu i kompletnie ignorują. Oczywiście o ile ktoś nie robi głupich rzeczy, choć na takie osoby i kierowcy i piloci są bardzo wyczuleni.
A jako ciekawostkę dodam, że w sercu Masai Mary jest lotnisko dla małych samolotów i część turystów w ten sposób dostaje się na teren rezerwatu.
Na koniec naszego safari spotkaliśmy też nasze żyrafie przedszkole, maluchy miały odpoczynek i ani drgnęły :)
Tego dnia po lunchu mieliśmy czas wolny do kolacji. Po przejściu ośrodka wzdłuż i wszerz, a duży to on nie jest, chcieliśmy się przejść na spacer nawet do tej pobliskiej wioski, oddalonej raptem o 1,5 km. Ale nie, nie dało się nie mogliśmy opuszczać terenu lodgy ze względów bezpieczeństwa.

Podobno był przypadek, że turysta został stratowany przez słonie, więc teraz, żeby wyjść poza ogrodzenie trzeba podpisywać różne dokumenty, a do tego skoro wychodzisz na własne ryzyko, to może być różnie z ubezpieczeniem, bo biuro podróży nie bierze za ciebie odpowiedzialności. Oczywiście jest opcja wyjścia na pieszą wycieczkę, ale z przewodnikiem. Za dwu godzinny spacer trzeba zapłacić 45 USD od osoby:o Więc zrezygnowaliśmy spędzając czas na fajnych rozmowach.
Było to nasze ostatnie safari na tym wycieczce. Kolejnego dnia skoro świt (pobudka znów o 6.00) wyjechaliśmy do Nairobi.
cdn...
Ujęło mnie żyrafie przedszkole - jak te słodziaki grzecznie sobie tam "leżakują"! W takiej szkole to można pracować ;) Małe słoniątka też urocze :)
OdpowiedzUsuńAle ta wioska... Obraz nędzy i rozpaczy. Tyle śmieci walających się wzdłuż drogi i ten osiołek buszujący wśród nich... Jak to się stało, że w ogóle nie nawiązałaś do tematu śmieci tak, jak robiłaś to opisując Bali? Przeoczyłaś czy już przyzwyczaiłaś się do takich smutnych widoków?
Fajna nazwa resortu ;) Chyba wcale nie było tam tak ujowo? ;P
O tak, żyrafie przedszkole było przeurocze, fajnie, że spotkaliśmy je aż dwa razy :) Zresztą wszystkie maluchy były fajne: zebry, strusie czy małe guźce.
UsuńO śmieciach wspominałam w pierwszej części - w porównaniu z Bali nie było tak źle, brudno i śmieci były tylko tam gdzie żyją i funkcjonują ludzie:wokół domostw i straganów, przy wioskach, bazarach, poza tym kilka razy widzieliśmy jak miejscowi sprzątali rowy przy drogach.
Co do nazwy resortu to w języku suahili chui znaczy lampart ;)
Oooooooooooooooooo wreszcie coś MEGA FAJNEGO !! taki rezerwat to bym zwiedziła. Zupełnie tak samo jak Parki Narodowe w USA i tam też jeździ się samochodami a zwierzęta nie reagują choć zawsze mają pierwszeństwo i trzeba na drodze je przepuścić. No ale gdzie tu porównać bizony na wyciągnięcie ręki z lwami albo żyrafami. No mega ... tego zazdroszczę bardzo !!!
OdpowiedzUsuńO tak, to było niesamowite przeżycie :)
Usuń