Po tygodniu tłuczenia się w busie dojechaliśmy do naszego kolejnego celu wyprawy - tygodniowego relaksu na koniec roku. Mieszkaliśmy w bardzo przyjemnym resorcie Neptun Village Beach Resort & SPA. Na rozległym terenie przylegającym do szerokiej, białej plaży usytuowane są 3 hotele Neptun.
Bardzo wygodne domki, dużo zieleni, dużo drzew, baseny, SPA, animacje, jedzenie, picie i wszelkie atrakcje związane z pobytem na all inclusive.
Obsługi w ośrodku było chyba więcej niż gości i żeby łatwo było odróżnić kto się czym zajmuje różne profesje miały różne kolory ubrań - inne kelnerzy, inne sprzątający, inne obsługa basenu, ogrodnicy, osoby pracujące w SPA, itd. Wszyscy bardzo mili i bardzo uprzejmi.
Ciekawostka: zauważyliśmy, że jak pracownicy przychodzili do pracy, to musieli strażnikom przy bramie głównej zostawiać swoje telefony komórkowe!
Na terenie resortu nikt cię nie zaczepia (tylko małpy) i można spokojnie się relaksować.
Trochę gorzej jest jak chce się iść na plażę. Na plaży nie da rady przejść spokojnie, bo od razu dopadają turystów beach boys'i. Jest ich pełno, na każdym kroku - tylko zejdziesz na plażę od razu dopada cię kilku. Czego chcą? Chcą ci sprzedać wszystko: wycieczki, transport, koralki, bransoletki, chińskie magnesy i czego tylko chcesz i nie chcesz!
Większość z nich całkiem dobrze włada językami - z tego co zaobserwowałam mają muzyczny słuch i nauka języków nie sprawia im problemów. Kilku naprawdę świetnie i całkiem poprawnie gramatycznie rozmawiało po polsku, inni po niemiecku, inni po włosku, czy francusku. A byli tacy co rozmawiali w kilku językach. I nauczyli się ich sami - od turystów i z internetu.
O angielskim nie wspominam, bo jako, ze Kenia wiele lat była kolonią Brytyjską, to do tej pory język angielski jest tam obok suahili językiem powszechnym.
Od beach boys'ów się nie opędzisz, nie ma takiej siły, powiesz kilka razy "nie", odejdzie, ale za dwa kroki przyjdzie kolejny. Jedynie w ostatni dzień mieliśmy spokój, bo jak mówiliśmy, że jesteśmy ostatni dzień i wydaliśmy wszystkie pieniądze, to sami odchodzili ;)
No, albo jak rano chodziliśmy biegać po plaży, to też zostawiali nas w spokoju ;)
Tak nas zagadywali, tak namawiali, że skusiliśmy się na jedną wycieczkę i muszę powiedzieć, że nie żałowaliśmy! Ale o tym za chwilę.
Resorty mają jednak tak to zorganizowane, że beach boysi nie mają wstępu na teren ośrodka, zejść na plażę pilnują ochroniarze, którzy wpuszczają tylko mieszkańców hoteli.
Jednak pobyt w takim miejscu może też człowieka zmęczyć. Dwa dni odpoczynku i ... nuda. Biegać można iść tylko rano, najpóźniej do 6.30, bo potem za ciepło na sport, plaża z beach boys'ami, męcząca, można popływać w oceanie albo w basenie, ale ileż można pływać ;) Leżeć na leżaku? No ileż można...
Postanowiliśmy więc zwiedzić okolicę, ale w okolicy nie było kompletnie nic godnego uwagi. Oczywiście, żeby wyjść za bramę hotelu musieliśmy podać strażnikom numer pokoju. Za bramą tłum: tuk-tuki, ubery, bolty, kierowcy wszelkiej maści chcący dopaść turystów za wszelką cenę.
W okolicy naszego hotelu nie było praktycznie nic godnego uwagi. Sklep z pamiątkami, sklep z alkoholem, biuro oferujące lokalne wycieczki, fryzjer, kosmetyczka. A ceny? Jak na warunki dość wysokie.
Kawałek dalej trafiliśmy na tubylczą wioskę i nawet się jeden znalazł, co za opłatą chciał nas po niej oprowadzić, ale nie odważyliśmy się. Wróciliśmy plażą.
Znamy siebie już na tyle, że wiedzieliśmy, że nie damy rady wysiedzieć tyle dni nic nie robiąc, więc mieliśmy plan, żeby wybrać się na jakieś wycieczki. Na jedną pojechaliśmy ze znajomymi boltem, na drugą z lokalnym tour operatorem z hotelu, a na ostatnią daliśmy się namówić na plaży.
Wycieczka trwała mniej więcej 3,5 godziny. Popłynęliśmy tutejszym katamaranem ok 2,5 km na północ w stronę Diani na Wyspę Robinsona na snorkeling. Wyspa Robinsona to okresowa niewielka (jakieś 100x150 metrów) łata piachu jakieś 500 metrów od plaży.
Przed 10.00 czekała na nas nasza załoga: kapitan, pomocnik i ok. 10-letni syn.
i zabrali nas w miejsce, gdzie można zobaczyć rafę i podziwiać rybki. Nasz opiekun był dobrze przygotowany - zabrał ze sobą jedzenie dla rybek, więc podpływały ich spore grupy. Jak jedzenie się skończyło, to wyławiał nam martwe jeżowce, rozbijał skorupkę i rybki jadły nam z ręki.
Bardzo szybko upłynął nam czas i jak zdecydowaliśmy się na powrót to nasza załoga była gotowa. Wracaliśmy z wiatrem, więc droga trwała zaledwie pół godziny. Wycieczka kosztowała nas 40 USD, ale był to bardzo fajnie spędzony czas, widać było zaangażowanie i sprawienie nam radości. Na pewno bardziej nam się podobało niż na rejsie na wyspę Wasini, ale o tym jeszcze będzie.
cdn...
no właśnie miałam już pisać, że super ten hotelowy kompleks i plaża fajna nawet piaszczysta i czysta ale nuda jak dla nas bo my też tak nie umiemy plackiem leżeć i sie relaksować. Pewnie bym wytrzymała ze dwa dni góra.
OdpowiedzUsuńAle motyw z oddawaniem telefonu MEGA. U nas czasem też powinni to praktykować. W starej pracy miałam tak uzależnione od komórek koleżanki, że przyjmując petenta ciągle im pipczał telefon a one sprawdzały co przyszło i jaki komentarz i gdzie. Totalny brak szacunku profesjonalizmu. Chyba tylko ja miałam zasade, że w pracy mam telefon ale neta wyłączam i wszyscy wiedzą, że odpiszę po pracy na wiadomości bo nie mam czasu na pierdy. Jak coś ważnego to piszą smsy. To odczytuje.
A wycieczka super ale taki katamaran i gość z 10 letnim synem powiem szczerze bałabym sie zaryzykować taki rejsik.
A ja też lece z wpisami bo już musze wreszcie ten urlop zakończyć. Aż tak sie nie spięłam jak Ty :D
To ja też nie umiem nic nie robić na all'u, zawsze sobie coś wymyślimy, chociaż tu było naprawdę trudno.
UsuńCiekawostka z tym telefonem, u nas ponoć w niektórych szkołach konfiskują na czas lekcji, a niektórym w pracy by się przydało. W hotelu to jeszcze dlatego, żeby obsługa nie robiła gościom zdjęć i nie wrzucała na social media.
Katamaran na pierwszy rzut oka nie wyglądał, ale był bardzo solidny, z drzewa mango. Poza tym płynęliśmy wzdłuż brzegu i cały czas mieliśmy go w zasięgu wzroku - w razie czego wrócilibyśmy wpław, zwłaszcza że mieliśmy płetwy i maski ze sobą ;)
No właśnie widzę, że nadganiasz, ja spokojnie wg planu, jeden post tygodniowo ;)
Ja nie mam żadnego planu 🤭
UsuńJak działam bez planu, to mi się nie chcę, potem gubię watek i ciężko mi wrócić, a tak mam plan i staram się go realizować!
Usuńaaaa i przepraszam, za poślizg ale uciekły mi Twoje urodziny więc post factum ale zdrowia i jeszcze wielu super podróży życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
Usuń