Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

środa, 19 listopada 2014

Lanzarote IV


Druga wycieczka, jaką wykupiliśmy, była mniej nastawiona na zwiedzanie, bardziej na imprezowanie i żeglowanie ;)
Autobus tym razem przyjechał jeszcze wcześniej i teraz to my byliśmy pierwsi i jeździliśmy po hotelach zbierać resztę ludzi. Czekała nas godzinna podróż autobusem, dokładnie na drugi koniec wyspy, do miejscowości Orzola. Ponieważ wyspa jest nieduża, to część trasy, którą jechaliśmy, pokrywała się z trasą naszej poprzedniej wycieczki. Niedaleko Playa Blanca jest miejsce, gdzie na dużą skalę pozyskuje się sól - Salinas del Janubio. Widzieliśmy to miejsce jadąc na poprzednią wycieczkę, ale siedziałam po drugiej stronie autobusu i nie miałam jak robić zdjęć.
Im bliżej na północ, tym krajobraz się odrobinę zmieniał, zamiast szarych, suchych miejsc zaschniętej lawy, między skałami zaczął pojawiać się piasek.
Mniej więcej po godzinie byliśmy na miejscu. W Orzola czekała na nas polskojęzyczna przewodniczka z biletami,
wsiedliśmy na prom i wyruszyliśmy promem na niewielką wysepkę La Graciosa oddaloną od Lanzarote raptem o 30 min rejsu promem (w linii prostej od Lanzarote to jakieś 2 km).
La Graciosa to maleńka wyspa, ma niecałe 30 km kw. powierzchni. Na wyspie są dwa miasta - jedno to miejsce, gdzie bogacze z całego świata maja swoje letnie rezydencje, i jedno zamieszkałe na co dzień. Popłynęliśmy do tego miasteczka zamieszkanego, choć mieszkańców nie ma tu zbyt wielu - 648. Ale za to w miasteczku jest kościół,

dwa supermarkety, 3 restauracje, trzy bary, jedno, muzeum - zresztą najmniejsze muzeum na świecie
jedna dyskoteka i posterunek policji (zresztą koło siebie - zdjęcie poniżej):
Jest też szkoła, ale tylko podstawowa, od gimnazjum dojeżdżają na Lanzarote, i lekarz. I jeszcze taka ciekawostka dotycząca policji. W miasteczku jest dwóch policjantów, a zawód policjanta jest ... dziedziczony.
W miasteczku zabudowa jest parterowa, oczywiście wszystko na biało, i nie ma tam w ogóle asfaltu, tylko drogi utwardzone:

Obejście miasteczka zajęło nam jakieś 30-40 minut i wróciliśmy do portu, bo to miasteczko nie było celem naszej wycieczki ;) Nasz cel wyglądał tak:
Tak, tak, kolejnym punktem programu był rej katamaranem do krateru tzw. żółtego wulkanu. Katamaran jak widać na zdjęciu był wielki, było nas ok. 80 osób. Na "dzień dobry" każdy z nas dostał kubek mohito
i z kubeczkiem w ręku mógł zajmować najlepsze dla siebie miejsce
I tak przy muzyce na żaglach płynęliśmy po dość spokojnym morzu, aż do krateru, żółtej góry. Część wulkanu jest zatopiona, więc można śmiało powiedzieć, że wpłynęliśmy do krateru. A góra ma faktycznie ciekawy kolor:
Z krateru dopłynęliśmy do wybrzeży plaży, na dwie godziny plażowania. Zacumowaliśmy jakieś 200-250 metrów od plaży, a raczej od brzegu i żeby dostać się na plażę były dwie możliwości, albo motorówką (to wybrała większość), albo wpław. My oczywiście byliśmy w mniejszości i popłynęliśmy wpław.
Na plaży pobyliśmy chwilę, porozglądaliśmy się i wróciliśmy wcześniej na katamarana. A tam już same przyjemności. Najpierw sangria bez ograniczeń, potem przepyszna paella, gotowana oczywiście na miejscu:


a potem tańce:




I tak do późnego popołudnia :))
Niestety dobre szybko się kończy i musieliśmy wracać: najpierw na prom, potem na Lanzarote,

potem do hotelu, a po dwóch kolejnych dniach do domu.
I tak minął tam tydzień świetnych wakacji :))
KONIEC :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz