Współczesna Polonnaruwa to niezbyt duża, mało atrakcyjna miejscowość, usytuowana po dwóch stronach dość ruchliwej szosy. W tej części nie ma nic godnego uwagi poza fajnym barem ze świeżymi sokami ;) No może jeszcze restauracje.
Na szczęście nasz hotel Ancient Village był usytuowany trochę na uboczu, wśród pól ryżowych
w niewielkiej odległości od sztucznego zbiornika wodnego
zbudowanego - UWAGA - w połowie XII w. n.e !
Nie ma co się dziwić, właśnie w XII wieku za panowania króla Parâkramabâhu I Wielkiego Polonnaruwa było największym miastem na świecie. Podczas gdy Kraków liczył sobie wówczas ok. 5 tys. mieszkańców, w Polonnaruwa było ich ok. 250 tys. !!! Do tego miasto było wyposażone w imponujące systemy wodno - kanalizacyjne. W tym czasie rozwinął się w okolicy system nawadniający, składający się ze zbiorników wody pitnej i kanałów irygacyjnych.
Teren przy sztucznym jeziorze są chętnie odwiedzane przez okolicznych mieszkańców, którzy tu odpoczywają
czy grają w narodowy sport Sri Lanki, czyli w krykieta
W krykieta grają tu wszyscy i wszędzie - kawałek wolnej przestrzeni wystarczy by potrenować.
Żeby się tam dostać należy najpierw dotrzeć do Muzeum archeologicznego, gdzie kupuje się bilety. Bilet kosztuje 25$ i obowiązuje na wszystkie części kompleksu. Nie można kupić biletów na poszczególne atrakcje.
Kupując bilet zwiedziliśmy od razu muzeum i muszę przyznać, że było dość ciekawie. Część to eksponaty, część to modele - rekonstrukcje dawnych budowli i bardzo interesująca jest pokaźnych rozmiarów makieta XII- wiecznego miasta.
Po muzeum podjechaliśmy ok. 2 km na południe wzdłuż jeziora do ruin jednej ze świątyń,
a dalej do miejsca, gdzie skupisko świątyń i pozostałości po latach świetności jest największe. Znajduje się ok. 2 km na północ od muzeum. Cały teren jest ogrodzony, a na bramie wjazdowej trzeba okazać bilety.
I tak znajdziemy tu ruiny pałacu królewskiego, siedziby rady ministrów czy całkiem nieźle zachowanego basenu kąpielowego,
kawałek dalej w Quadranlge - Świętym Kwadracie wiele świątyń, zarówno buddyjskich
jak i hinduskich, np. Świątynię Penisa Sziwy
Dalej po terenie rozsiane są liczne stupy
i mniejsze świątynie poświęcone hinduskim bóstwom
oraz posągi
i inne ruiny
Teren jest bardzo rozległy - spokojnie kilkanaście hektarów i obejrzenie wszystkiego bez jakiegokolwiek pojazdu - może być rower, skuter czy riksza - może być nieco utrudnione. Na piechotę ciężko zwiedzić cały obiekt w jeden dzień, a bilet jest jednodniowy.
Powyżej pokazuję tylko kilka zdjęć i obiektów i nie będę ich tu opisywać, żeby nic nie pomylić i nikogo nie zanudzić ;)
I w sumie tyle jest do zobaczenia w Polonnaruwie i jeśli ktoś nie chce zwiedzać obiektów archeologicznych, albo planuje zwiedzanie w Anuradhapura może spokojnie odpuścić sobie przyjazd tutaj.
Kolejnego dnia przenieśliśmy się do oddalonej zaledwie o niecałe 60 km Sigirji. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy kolejnym pomniku Buddy
Sigiriya (w dosłownym tłumaczeniu "Lwia Skała") słynie przede wszystkim ze wzgórza o tej samej nazwie, a właściwie stanowiska archeologicznego, usytuowanego na blisko 200 metrowej skale. Znajdują się tam ruiny pałacu i twierdzy z V w n.e. Obiekt wpisany jest również na listę UNESCO, bilety wstępu kosztują 30$, a ludzi jest na tyle dużo, że z daleka można zaobserwować kolejkę na szczyt.
Odpuściliśmy sobie tę atrakcję, za to udaliśmy się na Pidurangalę, wzgórze położone też na tym terenie, gdzie jest znacznie mniej ludzi, a widoki równie piękne. Pierwszym punktem do którego się dochodzi w drodze na szczyt jest świątynia Buddy z interesującymi malowidłami
dalej ścieżką przez las i skałki dochodzi się do kolejnego posągu leżącego Buddy,
a potem jest tuż trochę trudniej, bo jest tylko jedno przejście i robią się zatory.
Ale widoki ze szczytu rekompensują tą drobną niedogodność
A tak wygląda z góry Lwia Skała:
Wstęp na Pidurangalę kosztuje 500 LKR (ok. 10 zł), wycieczka trwa ok. 1,5 - 2 godziny.
Będąc w Sigiriji warto wybrać się na masaż ajurwedyjski, gdzie zagłębiem tego typu usług jest Habarana, dosłownie 10 km od Sigiriji. Usługi są różne i wszystko zależy od tego czego się oczekuje, warunki też są różne, a wiadomo, że wszystko ma wpływ na cenę. My wybraliśmy dość ekskluzywny, jak na tamte warunki, ośrodek ajurwedy
i zdecydowaliśmy się na pełny pakiet - 5 godzinny ! W tym był peeling, masaż całego ciała, refleksologia, masaż trzeciego oka, sauna i na koniec zabiegi na twarz. Zabiegi podobały mi się, ale uważam, że cena była mocno przesadzona.
Kolejną atrakcją oferowaną turystom jest tzw. "Bullock cart safari". Obejmuje przejażdżkę zaprzęgiem powożonym przez woła
potem rejs "katamaranem" jak go zwą miejscowi,
dalej wizyta w wiosce,
gdzie odbywa się pokaz łuskania ryżu i robieniu z niego mąki
obrabianiu kokosa
i przygotowaniu dań i degustacji
Po posiłku po zwiedzających podjeżdża tuk-tuk, który odwozi turystów z powrotem.
Koszty takiej wycieczki plasują się między 15$ a 30$ z osobę plus dobrze widziane napiwki dla woźnicy (50 LKR), wioślarza (50 LKR), pani w chacie (150 LKR) i kierowcy tuk - tuka (50 LKR), a cała wyprawa trwa do 2 godzin. Nasz przewodnik wkręcił nas w to podczas naszego pobytu w Dambulli, choć Villige było w Sigirji (ok. 15 km). Samą wycieczką nie byliśmy zachwyceni, jedynie podobało nam się w chacie w wiosce, spacer po terenie wolelibyśmy zrobić sami.
Będąc w Sigiriji wybraliśmy się też na Safari, ale o tym będzie oddzielny post.
W Sigriji, jak zresztą w większości miejsc, spędziliśmy dwie noce. Tym razem w hotelu Green Hut. Hotel położony jest obok buddyjskiej świątynie w wielkim posągiem Buddy widocznym z ganku
i targowiskiem przed świątynią
Z tarasu hotelu rozciągał się widok na Lwią Skałę i Pidurangalę
W samej Sigiriji więcej atrakcji nie ma. Jest to niewielka wioska, w której niewiele się dzieje. Poza tym o 21.00 nie powinno wychodzić się poza ogrodzenie posesji, bo wtedy po okolicy kręcą się słonie, które mogą zrobić człowiekowi krzywdę.
cdn...
totalnie nie moje klimaty jednak ale czytam dalej coś fajnego poza pomnikami Buddy musi tam być :)
OdpowiedzUsuńNo tak, od herbacianych pól się zaczęło :)
Usuń