Tokio , jak już wspominałam, jako obszar metropolitalny to największe skupisko ludzi na świecie. Zamieszkuje ją mniej więcej tyle ludzi co Polskę ! To wyobraźcie sobie teraz, że wszyscy obywatele Polski zamieszkują teren wielkości województwa lubuskiego. Tak właśnie wygląda aglomeracja Tokio - na niecałych 14 tys. km² zamieszkuje ok. 38 mln mieszkańców.
Takie liczby i TAKIE miasto musi robić wrażenie.
Choć tak naprawdę Tokio to nie miasto - oficjalnie to prefektura metropolitalna. Sama nazwa Tōkyō - oznacza dosłownie "Wschodnią Stolicę" i w 1868 roku, kiedy została stolicą zastąpiła dotychczasową nazwę Edo.
Nas plan na Tokio był genialnie prosty. Po poszperaniu w przewodniku i rzucie oka na mapę dzień przyjazdu miał być na rozeznanie, w kolejnym dniu robimy kilka punktów w dzielnicy północnej, potem dzielnice zachodnie, a na dzień maratonu centrum. Powiem krótko, to nie był dobry plan.
Tokio nie da się tak po prostu zobaczyć w trzy czy cztery dni i pojechać sobie dalej. Choćby się człowiek bardzo starał. Tokio to nie miasto, Tokio to przeżycia, emocje, magia i niespodzianki za każdym rogiem. Tokio nie da się porównać z żadnym miastem jakie do tej pory widziałam. To jest po prostu TOKIO.
To miasto pochłonęło mnie od pierwszego wejrzenia. Gdy wysiedliśmy z autobusu już byłam pod wrażeniem i tak mi zostało. Nie przeszkadzało mi to, że poszliśmy złą drogą do hotelu i nadrobiliśmy spory kawałek, z tobołami na plecach, po przecież i tak długiej podróży. Już chyba wtedy wiedziałam, że nasz plan wziął w łeb i na pewno w tak krótkim czasie nie zobaczymy tego co chcemy.
W Tokio mieszkaliśmy w małym hotelu popularnej w Japonii sieci APA, w APA Hotel SHINTOMICHO-EKIMAE.
Do Tokyo Station mieliśmy jakieś 15 minut na piechotę, a do najbliższej stacji metra ok. 100 m.
A sama dzielnica dzielnica okazała się spokojnym miejscem.
Pokój mieliśmy chyba najmniejszy z całego naszego pobytu ok. 9 m²: łóżko, toaletka i wąskie przejście.
Trochę ze śniadaniami nie trafiliśmy,były w stylu pseudo - śródziemnomorskim, bo taki był klimat miejsca przy hotelu, gdzie nam je serwowano.
W sumie przez cztery dni mieliśmy na śniadanie to samo, ale jak się potem okazało, można trafić jeszcze gorzej ;)
Hotel kosztował 38.700 ¥ za pokój dwuosobowy ze śniadaniem za cztery noce.
Po przyjeździe troszkę się ogarnęliśmy, i od razu ruszyliśmy na spotkanie z tym niezwykłym miastem. Oczywiście najpierw nasze kroki skierowaliśmy do najbliższej restauracji na wyśmienity ramen
Jest to rezydencja rodziny cesarskiej. Teren posiadłości to najdroższa ziemia w Japonii, dodatkowo objęta wieloma restrykcjami, np. pod pałacem nie biegną żadne linie metra ani kolei.
Niestety pałac jest nieczynny dla turystów, można go oglądać tylko z daleka.
Wstęp do ogrodów jest bezpłatny, ale na wejściu dostaje się plastikowe "wejściówki", które oddaje się przy wyjściu, a dzięki którym monitorują liczbę gości w ogrodach.
Mimo, że okolice pałacu i ogrody sprawiają wrażenie spokojnych, to po drugiej stronie ulicy wygląda już nieco inaczej
czy postoje taksówek z tak zaparkowanymi autami:
Sam budynek powstał w 1914 i podobnie jak ten sprzed kilku zdjęć wkomponował się w krajobraz wieżowców. Dodatkowo został odrestaurowany zaledwie 6 lat temu.
Codziennie przez są stację przejeżdża ponad 3 tys. pociągów.
Na zakończenie zwiedzania w pierwszym dniu spotkaliśmy taką scenkę w Sturbuksie:)
Kolejnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy do północnego Tokio. Naszym pierwszym celem w tym dniu było Tokio Skytree.
Jest to najwyższa wieża w Japonii i symbol Tokio. Ma 634 m wysokości, a w momencie powstawania była druga pod względem wysokości na świecie.
Na tarasach widokowych jest skrzynka pocztowa,
a na piętra wjeżdżają bardzo szybkie windy. Bilet Combo - łączony na oba tarasy kosztuje 3.100 ¥, czas pobytu na wieży - tyle ile się potrzebuje ;)
Wieża stoi na terenie kompleksu Tokyo Skytree Town,
Niedaleko wieży znajduje się ciekawy budynek (ten ze złotym płomykiem), który jest siedzibą popularnego japońskiego browar Asahi.
Uważam, że warto, znaleźć czas, żeby tam pojechać. Widok z góry jest naprawdę imponujący. Polecam !
Z nowoczesności przenieśliśmy się w bardziej historyczny zakątek, do świątyni Sensō-ji. Jest to najstarsza buddyjska świątynia w Tokio. Jej historia sięga 628 r, a budowa została ukończona 17 lat później. Sensō-ji to zarazem największa i najpopularniejsza świątynia w mieście, liczbę zwiedzających szacuje się na ok. 30 mln odwiedzających rocznie.
Wstęp na teren świątyni jest bezpłatny, ale można kupić sobie różne modlitwy lub intencje.
W okolicach świątyni jest sporo małych uliczek, gdzie można zaopatrzyć się w pamiątki, albo coś przekąsić. Cała dzielnica Asakusa jest klimatyczna i kompletnie różna od nowoczesnych miejsc ze szklanymi domami.
Z Asakusy pojechaliśmy metrem jeszcze do parku Ueno. Jest to najpopularniejsze miejsce w Tokio w okresie kwitnienia wiśni, my co prawda tego nie doświadczyliśmy, ale widząc te wszystkie drzewa, gdy człowiek uruchomi wyobraźnię wcale się temu nie dziwię ;)
W parku Ueno znajduje się też kilka niewielkich świątyń i pawilonów,
pagoda, fontanny,
Ponadto w parku znajduje się też zoo, które powstało w 1882 r. Obecnie na ponad 14 ha zamieszkuje 2.600 zwierząt reprezentujących 464 gatunki. Ponoć można tam spotkać pandę.
Jak widzicie sam park Ueno to jest minimum jeden dzień zwiedzania, więc plany, że jeden dzień na północną część miasta wystarczy były mocno niedoszacowane :(
cdn...
patrząc na te drapacze chmur wkomponowane w stare budynki to mnie się Tokio bardzo kojarzy z Nowym Jorkiem :)
OdpowiedzUsuńDużo mają zapożyczeń z USA
Usuń