Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

niedziela, 5 kwietnia 2020

Tam gdzie kwitną wiśnie, czyli wyprawa do Japonii cz.4 - O podróżach nie tylko koleją

Środki transportu w Japonii to kolejna historia, bo któż nie słyszał o Shinkansenach czy japońskim metrze? W dzisiejszej notce opowiem Wam o wszystkich, a na pewno o większość środków transportu, którymi poruszaliśmy się podczas naszego pobytu. Podzieliłam to na etapy naszej podróży i opisze po kolei:


1. Lotnisko Narita.
Jest to między narodowy port lotniczy Tokio, oddalony ok. 65 km od centrum miasta. Lotnisko jest nowoczesne, choć liczy sobie już 40 lat i jest tu chyba najdłuższa droga dojazdowa na pas startowy z jaką dotychczas się spotkałam. Zresztą odległości od centrum terminala też są niezłe, gdy wysiedliśmy z samolotu trzeba było przejść się ok. 1 km,



pokonać ze dwa poziomy, żeby odebrać bagaż. Samo lotnisko ma 3 terminale , przy czym terminal 1 dzieli się jeszcze na południowy i północny. Loty z i do Warszawy to terminal nr 1 północny. 
Z lotniska Narita korzystaliśmy 3 razy - najpierw przylot do Japonii, potem lot na Okinawę (na Okinawę - lot lokalny - wylatywaliśmy z  z terminala nr 2) i powrót do Polski.

2. Podróż z lotniska
O podróży z lotniska do certum Tokio już pisałam tu. Najkorzystniejszą opcją jest autobus, który kosztuje 1.000 ¥ i jedzie ok. godzinę. Z tego autobusu korzystaliśmy dwa razy, a w dniu wylotu z Japonii wjechaliśmy na lotnisko kolejką. Ale nie podróżowaliśmy z Tokio tylko z oddalonej o 8 km Narity.

3. Metro w Tokio

W Tokio spędziliśmy prawie 4 dni (z dniem przylotu włącznie) i żeby ułatwić sobie przemieszczanie po mieście kupiliśmy 72h bilet na metro. Taki turystyczny bilet 72h kosztuje 1.500 ¥. Można też kupić bilety 24h lub 48h w cenach jak poniżej.
Oczywiście musieliśmy okazać swoje paszporty, ponieważ karnety turystyczne są dostępne jedynie dla obcokrajowców z wizą turystyczną. Można je kupić na większych stacjach metra w punktach informacji turystycznej. Więcej informacji na www.tokyometro.jp. Pojedyncze bilety na metro kosztują 170 - 320 ¥ za jeden przejazd, a ich cena zależy od dystansu.





Dzięki Tokyo Subway Ticet mogliśmy poruszać się swobodnie po całym Tokio - mieliśmy do dyspozycji 9 z 13 linii metra (tyle jest obsługiwanych przez Tokyo Metro, a pozostałe 4 przez Toei). Zresztą metro w Tokio to jakby oddzielne miasto: szerokie przejścia, korytarze, sklepy, restauracje, bary, galerie itp... Czasem od przystanku jednej linii do drugiej idzie się kilkaset (!) metrów. Oczywiście po ziemią.
Metro jeździ przeważnie co kilka minut, jak wszędzie na świecie. Mieliśmy to szczęście, że nie przemieszczaliśmy się w godzinach największego szczytu (zresztą jeździliśmy piątek, sobotę i niedzielę) i nie oglądaliśmy tych tłumów upychanych w wagonach. W tokijskim metrze jest nawet zawód - upychacz. Panowie w białych rękawiczkach upychają ludzi w wagonach, żeby więcej się zmieściło i żeby nikogo nie przytrzasnęły drzwi. W czasie naszego pobytu czasem zdarzały się zupełnie puste korytarze, ale to też z powodu koronawirusa, gdyż wiele osób korzystało z możliwości pracy zdalnej.




Z powodu ścisku w wagonach zdarzały się przypadki, że kobiety były ofiarami molestowania i od pewnego czasu w metrach w Japonii (nie tylko w Tokio) są wagony przeznaczone tylko dla kobiet. Wagony są odpowiednio oznakowane i w godzinach szczytu żaden mężczyzna nie ma prawa wsiąść do takiego wagonu - wiąże się to z wysoką grzywną. Oczywiście na peronach jest oznakowanie w którym miejscu jaki wagon się zatrzyma (w tym wagony dla kobiet).



Na niektórych stacjach można spotkać oznakowanie na peronie, gdzie mają ustawiać się wsiadający, a jak poruszać wysiadający.

Metro w Tokio jest intuicyjnie proste, łatwo połapać się w schematach i dojechać tam, gdzie się chce, ba a nawet - po kilku pomyłkach - dojść do wprawy, które wyjście będzie tym naszym planowanym ;) No i w metrze jest internet, który, jak na japońskie warunki, świetnie działa :)
 
4. Lot na Okinawę i lotnisko Naha.
Na Okinawę lecieliśmy japońskimi tanimi liniami lotniczymi Peach Aviation.
Bilety kupowaliśmy jeszcze w Polsce i lot z Tokio na Okinawę i potem z Okinawy do Osaki kosztował ok. 590 zł na osobę. Lecąc na Okinawę nasz lot był opóźniony ponad 30 min, ale i tak dolecieliśmy o czasie. Podroż trwała ok. 3,5 h. Z Okinawy lecieliśmy akurat w dniu moich urodzin i na moim bilecie znalazły się stosowne życzenia od linii lotniczych :D
Lotnisko na Okinawie - Naha - zupełnie mnie zauroczyło, tak pięknego nie widziałam jeszcze nigdy. Całe dosłownie tonęło w kwiatach i różnych ozdobach, aż się nie chciało stamtąd wychodzić. Zresztą co ja tu będę pisać, zobaczcie sami :)




 

5. Transport na Okinawie.
Jeszcze na lotnisku w Naha kupiliśmy sobie bilety na poruszanie się po wyspie. Bilet 3-dniowy obejmował poruszanie się większością autobusów na całej wyspie (część autobusów była płatna oddzielnie), ale nie był to bilet 72h ważny od momentu skasowania (jak w przypadku metra w Tokio) tylko musieliśmy wybrać 3 dni kiedy będziemy się poruszać tym autobusem. Bilet kosztuje 5.000 ¥. Można też wziąć z dodatkowym biletem 24h na kolejkę, która jeździ po Naha i wtedy koszt to 5.500
¥. Jednorazowy przejazd kolejką kosztował 300 ¥. Bilet na kolejkę uruchomiliśmy od razu, było późne popołudnie, a do hotelu trzeba było się dostać, a bilety 3-dniowe mieliśmy od następnego dnia.

Kolejką przejechaliśmy się w ramach obowiązującego biletu jeszcze dwa razy, 



a potem korzystaliśmy z autobusów. Z autobusami na Okinawie jest różnie jeśli chodzi o częstotliwość i punktualność, niektóre linie jeżdżą raz na godzinę, do niektórych miejscowości tylko kilka razy dziennie. 

W sumie trudno dowiedzieć się dokąd dany autobus jedzie i naszym głównym pomocnikiem było tam Google Maps, bez tego trudno było się zorientować z tą komunikacją. W samych autobusach panują zasady, np. dopóki kierowca nie zatrzyma się na przystanku nie można wstać z miejsca do wyjścia, ale za to po zatrzymaniu można długo rozmieniać pieniądze i płacić. I dopóki wszyscy, którzy potrzebują nie wysiądą, nikt z przystanku do autobusu nie wsiądzie. Wsiadając do autobusu bierze się bilet z numerem przystanku na którym się wsiadło, a płaci się przy wysiadaniu. Na monitorze nad przednią szybą jest informacja ile trzeba zapłacić za przejechanie danego odcinka (np. ok. 50 km nawet 800 ¥). Bilety w granicach miasta mają jedną cenę 240 ¥


Wracając na lotnisko też korzystaliśmy z biletów jednorazowych.
W sumie te bilety kupiliśmy trochę bez sensu, bo wypożyczenie samochodu wyszło by nas taniej i więcej moglibyśmy zobaczyć. Tym bardziej, że hotel, w którym się zatrzymaliśmy miał bardzo ciekawa ofertę. Przez ten nasz bilet na Okinawie spędziliśmy czas jedynie na południu, bo na północ - ok. 110 km - podroż autobusem trwa ok. 4,5 - 5h, albo i dłużej.

6. Osaka Pass
Z  Okinawy polecieliśmy do Osaki, a tam wylądowaliśmy na kolejnym ciekawym lotnisku. Nie było tak cudne jak na Okinawie, ale interesujące jest jego położenie. Jest umiejscowione na sztucznej wyspie w zatoce:
W 2018 roku lotnisko to otrzymało nagrodę za najlepsze lotnisko niskobudżetowe.
Osaka była naszym miejscem wypadowym, więc znów zakupiliśmy bilety 3-dniowe Kansai Thru Pass, dostępne tylko dla turystów.
Bilety można kupić lub odebrać po wcześniejszej rezerwacji przez internet w określonych miejscach. Koszt jednego biletu dla  osoby dorosłej na miejscu to 5.500 ¥, a jeśli kupuje się przez internet to 5.300 ¥. Z biletu można korzystać w rejonie Kansai, czyli w okolicach Osaki i Kioto i obowiązuje on na metro, autobusy,
tramwaje 
oraz pociągi z wyjątkiem JP (Japan Railway).


7. Kolej Shinkansen
No i doszliśmy do Shinkansenów - sieci linii kolejowej superszybkich pociągów (prędkość najnowszych modeli, jeszcze nie wprowadzonych do eksploatacji to 405 km/h, a rekord prędkości to 603 km/h). Samo określenie Shinkansen tłumaczy się jako "Nowa Linia Główna" i nazwano ją tak w roku 1964, kiedy została otwarta pierwsza linia Tokio - Osaka. Gdy kolej zaczęła się rozrastać to nazwa przylgnęła, choć często poszczególne linie zawierają też w swoich nazwach nazwę regionu, gdzie jeżdżą.
Średnia prędkość powszechnie użytkowanych pociągów to 285 km/h.







Bilety na JR są dosyć drogie. Nasze zamawialiśmy jeszcze w Polsce, kosztowały za 7 dni 242 EUR (29.650¥). 
Oczywiście w sprzedaży są jeszcze bilety 14 i 21-dniowe, albo bilet "Green" odpowiednik pierwszej klasy, 

oczywiście w odpowiednio wyższych cenach.  Więcej o biletach tu i tu.

Nasze bilety odebraliśmy jeszcze w Osace na stacji 
i przez siedem dni poruszaliśmy się się po Japonii z ograniczeniami, których nawet nie odczuliśmy. Bilety obowiązywały na 3 rodzaj Shinkansenów 
oraz pociągi regionalne, 

niektóre autobusy z oznaczeniem JR, prom do Miyaijama oraz zabytkowy pociąg Yufuin.
Pociągi są bardzo czyste, zbadane, choć widać, że niektóre jeżdżą już wiele lat. 

W wielu modelach są gniazdka - można podładować telefon, czy laptopa oraz często jest też internet. Shinkanseny mają miejsca zawsze w kierunku jazdy, ale jeśli cztery osoby chcą się ze sobą rozmawiać można samodzielnie przestawić siedzenia tak by były zwrócone w swoją stronę. I o ile ze sobą rozmawiać można, tak rozmowa przez telefon w pociągach jest zabroniona, wszelkie rozmowy można prowadzić w przedsionkach. 

Część każdego Shinkansena objęta jest rezerwacją miejsc, ale pierwsze 3 wagony z reguły są bez rezerwacji (często wagonów bez rezerwacji miejsc jest więcej). Sama rezerwacja miejsc też nie jest skomplikowana, ponieważ z biletem podchodzi się do punktów obsługi klienta i można odebrać bezpłatną miejscówkę. Oczywiście nie ma też problemu ze znalezieniem właściwego wagonu, bo na peronach oznaczone są miejsca, gdzie zatrzyma się dany wagon. No i przed przyjazdem pociągu w poszczególnych miejscach ustawiają się kolejki, nikt się nie  spieszy, nie wpycha i nikt nie zostanie zgnieciony.

Inny temat to konduktorzy. Ponieważ i tak bez ważnego biletu nikt na peron się nie dostanie, to potem bilety też nie są sprawdzane. Konduktorzy na tabletach mają jedynie informację, które miejscówki (w wagonach z miejscówkami) są zajęte i od której stacji do której.
No i co najważniejsze - punktualność. Według japońskich pociągów można regulować zegarki ! Zgodnie z wewnętrznym rozporządzeniem Japan Railways, dopuszczalne jest 5-minutowe opóźnienie, ale tylko i wyłącznie w przypadku trzęsienia ziemi o sile przekraczającej 6 stopni w skali Richtera ! We wszystkich innych przypadkach, pasażerom zwracane są koszty biletów, otrzymują oni zaświadczenie usprawiedliwiające nieobecność lub spóźnienie do pracy oraz list z przeprosinami
Znalazłam taką informację, że średnie dzienne opóźnienie wszystkich Shinkansenów to 18 sekund, a uwierzcie mi, ze jeździ tych pociągów naprawdę dużo.


8. Inne środki transportu.
Z innych środków transportu w Japonii praktycznie nie korzystaliśmy. O promie do Miyaijama wspomniałam. 
Jechaliśmy jeszcze autobusem z Yufuin do Kurokawa Onsen i z powrotem. Trasa miała ok. 50 km, jechaliśmy nią dobre dwie godziny, ale to było w górach.. Koszt podróży 2.000¥ za osobę w jedną stronę. Ale podróż była luksusowa. Całym autobusem jechaliśmy we czwórkę. Oczywiści prawie całą drogę mieliśmy WiFi,
z głośników czasami leciała muzyka ludowa, a co jakiś czas autobus zatrzymywał się, a z głośników miły głos informował o okolicy - prawie jak wycieczka z przewodnikiem :) Jakieś 15 km przed celem naszej podróży kierowca zatrzymał się na parkingu z punktem widokowym, restauracjami i sklepami i napisał na kartce godzinę odjazdu. Mieliśmy 25 minut :) 
Po tym czasie kierowca wsiadł do autobusu, policzył nas i dopiero ruszył dalej :)
Kolejnym ciekawym środkiem transportu był zabytkowy pociąg Yufuin z Kyushu Railway Company.
Bardzo ładny, elegancki 

i co jakiś czas przychodziły miłe stewardesy i opowiadały np. co ciekawego widzimy za oknem.

Był jeszcze taki pociąg,
ale nim już nie udało nam się pojechać.
Tyle o przemieszczaniu, a już niedługo...
cdn...

2 komentarze:

  1. ja też byłam zaskoczona jak ładne może być lotnisko. Teraz nie mogę sobie przypomnieć które mnie tak oczarowało chyba Salt Lake City ono miało też wykładziny dywanowe wszędzie a na ścianach zdjęcia i obrazy z parków narodowych ... pęknie to wyglądało.

    Co do tego upychania w metrze to myślałam, że tego już nie ma.

    Aaaaaaaaa i jeszcze mi sie przypomniało, że te kotki z kiwającą głową to sądziłam, że są chińskie bo bywały w każdej chińskiej dzielnicy

    OdpowiedzUsuń
  2. Nam na tym lotnisku to najbardziej się kwiaty podobały, tak cudownych orchidei nie widziałam jeszcze nigdzie.
    Upychacze w metrze są i jest to normalnie zawód.
    Kotki faktycznie pochodzą z Chin, ale ponoć te z chin są złote a japońskie białe

    OdpowiedzUsuń