Drugie miejsce to Tad Kuang Si położony na południowy zachód od naszej bazy wypadowej. Jedzie się drogą główną nr 1 i jakieś 5 km przed końcem trasy skręca się w lewo. Nie można nie trafić - wszystko jest oznaczone.
Po drodze zatrzymywaliśmy się w kilku miejscach, raz przy malowniczej pagodzie
raz w miejscu, nawet nie wiem jak to nazwać, ale są tam słonie - mieszkają, są karmione, możne je wynająć na wycieczki, można się z nimi kąpać. Nie jest to ich naturalne miejsce do życia, ale nie jest to też żadne zoo. Weszliśmy, zobaczyliśmy i wyszliśmy.
Zatrzymaliśmy się jeszcze w kilku punktach widokowych prze Mekongu, ale tylko na kilka chwil.
Gdy dojechaliśmy do Kuang Si przy bramie głównej natknęliśmy się na parking płatny, ale kawałek wróciliśmy i zostawiliśmy samochód w miejscu, gdzie można było zaparkować bez dodatkowych opłat. Wejście na teren parku z wodospadem kosztuje 20.000 LAK od osoby.
Niedaleko za kasami znajduje się Kuang Si Bear Rescue Center - miejsce, gdzie australijska organizacja pozarządowa "Free the Bears" prowadzi centrum, gdzie żyją 34 czarne niedźwiedzie azjatyckie (chronione) uratowane z rąk kłusowników lub handlarzy dzikimi zwierzętami.
Kawałek dalej są już malownicze baseny wodospadu
Na szczyt wodospadu w granicach parku można dostać się na dwa sposoby - są dwie ścieżki. Jedna ścieżka jest typowo dla turystów, ze schodami, poręczami, i restauracją, druga - po drugiej stronie wodospadu, jest ścieżką typowo trekkingową. My wybraliśmy tą drugą oczywiście.
i doszliśmy do najpopularniejszego punktu widokowego.
Po krótkiej przerwie i kilku zdjęciach wróciliśmy na naszą ścieżkę
i doszliśmy na sam szczyt wodospadu,
skąd rozciągały się piękne widoki.
Na górze można było wynająć tratwę
Ale my szukaliśmy dalej ścieżek trekkingowych na szczycie - bezskutecznie.
Udaliśmy się w inną stronę, wąską ścieżynką wzdłuż rzeki
Szliśmy kilkaset metrów, aż ścieżka skończyła się przy budowanym właśnie lub remontowanym parku wodnym. Wykombinowaliśmy sobie, że może można dostać się do tego miejsca od drogi głównej. I tak następnego dnia zatrzymaliśmy się na początku miejscowości, przy dużej zamkniętej bramie, i ruszyliśmy najpierw przez pola, a potem doszliśmy do lasu i po fajnej ścieżce dotarliśmy najpierw do jednego nieczynnego i troszkę zdewastowanego parku wodnego, a kawałek dalej to tego, na który natknęliśmy się podczas pierwszej wycieczki, a stamtąd już prosta droga do wodospadu. Jest to jedna z dróg, którą można wejść na wodospad nie płacąc za wstęp.
Pierwszego dnia zeszliśmy ze szczytu wodospadu drugą stroną - tą dla turystów, zejście równie ciekawe i malownicze. Było jednak już tak gorąco, że nie marzyliśmy o niczym innym jak o kąpieli. Oczywiście w basenach wodospadu można się kąpać, woda jest bardzo przyjemna.
Drugiego dnia ze szczytu wodospadu udaliśmy się leśną ścieżką w kierunku wskazywanym przez drogowskaz jako Spring Cave. Zgodnie z informacją trasa miała 3 km. Na miejscu można było zwiedzić jaskinię Buddy, ale sobie odpuściliśmy
Chłopaki poszli na ścieżkę trekkingową w góry, a ja zostałam przy restauracji podziwiając przyrodę i jeziorko.
Wracaliśmy ze Spring Cave jeszcze inną drogą i wyszliśmy w centrum miasteczka. Oczywiście jest to kolejna droga, gdzie można wejść do wodospadu nie płacąc za wstęp.
Pierwszego dnia, wracając, jakiś kilometr od bramy głównej parku Kuang Si, zobaczyliśmy tablicę reklamową Khoun Moung Keo Watefall. W pierwszej chwili myśleliśmy, że będzie to skrót do naszego nieczynnego parku wodnego, ale okazało się to kompletnie innym miejscem.
Wśród plantacji bananowców i papai wyłonił się domek i ładne, zadbane podejście.
Pierwsza myśl, że tym nie mogą zarządzać Laotańczycy była trafna. Właścicielem terenu jest Chińczyk, żonaty z Laotanką.
Na miejscu można skorzystać z ustawionych namiotów i można przenocować bezpłatnie !
Jest też restauracja
gdzie można zjeść świeżo ugotowane potrawy lub napić się soku ze świeżych owoców w cenach takich jak wszędzie, niewygórowanych, a dla tych co lubią spędzać czas nad wodą atrakcje przy wodospadzie - ponton, dętka dmuchana do pływania, legowiska nad wodą, hamaki i stoliki.
Wszystko oczywiście nieodpłatnie, no z wyjątkiem korzystania z restauracji, ale to logiczne, że za to co zjesz musisz zapłacić ;)
Do tego wszystkiego spokój, cisza i malownicza przyroda
Pierwszego dnia byliśmy tam tylko chwilę, ale tak nam się spodobało, że następnego dnia wróciliśmy na dłużej. Odpoczęliśmy, popływaliśmy było super. Jak będziecie w okolicy gorąco polecam to miejsce.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz