Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

poniedziałek, 18 marca 2019

Nocleg w guesthousie, czyli o naszych noclegach w Laosie (IV)

W Laosie nocowaliśmy głównie w domach gościnnych, tzw. guesthousach, tylko ostatnią noc przed wylotem spędziliśmy w hotelu. Noclegi są dość tanie za większości guesthousów na prowincji płaciliśmy między 50.000 a 140.000 (LAK), czyli 22,50 - 63,00 zł za pokój dwuosobowy z łazienką, choć raz (w najtańszym miejscu) użycie słowa łazienka byłoby lekkim nadużyciem ;)
Ostatnia noc w hotelu w Wientian kosztowała nas 180.000 LAK (ok.80 zł) za pokój dwuosobowy i za bunaglow na jeziorem zapłaciliśmy ok 100,00 zł na noc za domek. Można taniej - są pokoje wieloosobowe, ze wspólnymi łazienkami, ale są i droższe - tylko w dużych miastach - gdzie za noc za pokój można zapłacić np. 100$, a pewnie i więcej. W zależności od tego kto co lubi. Dla mnie ważne jest w miarę wygodne łóżko i łazienka, no i trochę prywatności, a czy na podłodze będzie marmur czy klepisko - nie ma znaczenia.W Laosie nie ma ograniczeń dla cudzoziemców w korzystaniu z miejsc noclegowych (jak ponoć bywa w niektórych krajach). Większość noclegów rezerwowaliśmy przez Booking.com, albo znajdowaliśmy guesthouse na bookingu, ale nie rezerwowaliśmy tylko jechaliśmy "z marszu". W żadnym z miejsc, gdzie nocowaliśmy nie można było płacić kartami kredytowymi, tylko i wyłącznie gotówką i poza miastami tylko w kipach.
W większości miejsc, gdzie nocowaliśmy był dostępny internet WiFi, ale nie zawsze jest. Podobno nocując w domach gościnnych trzeba uważać, bo są one zamykane w określonych w jego regulaminie godzinach nocnych (wymóg administracyjny w Laosie). Nie spotkaliśmy się z tym jednak, bo w miarę wcześnie wracaliśmy.
Nasze pierwsze miejsce noclegowe mieliśmy zarezerwowane jeszcze w Polsce. Zaczęliśmy naszą podróż po Laosie w stolicy - w Wientian i tam spędziliśmy 3 noce. Budynek znajdował się centrum starej części miasta i wszędzie mieliśmy blisko. Na dole panie prowadziły restaurację
 i pralnie, więc pranie suszyło się wszędzie.
Pokój był mały, z oknem na korytarz, ale miał wszystko co niezbędne


W przeciwieństwie do Panamy ciepła woda były prawie wszędzie - proste rozwiązanie - przepływowe podgrzewacze wody.
Z korytarza wychodziło okno na podwórko
Nasze drugie miejsce noclegowe było w miejscowości Pakxan. W bardzo spokojnej dzielnicy, blisko Mekongu, stał mały domek z kilkoma pokojami:.
Pokoje były duże, czyste i schludne
i oczywiście standardowa łazienka:
Zapomniałam Wam napisać, że w łazience nie ma zasłonek odgradzających prysznic - woda pryska na całe pomieszczenie,ale jest odpowiedni spad i spływa do odpływu. W tym wypadku, ta niedokończona rura na zdjęciu to odpływ z umywalki ;)
Dalej ruszyliśmy w góry i tu już klimat był mniej cywilizowany, ale warunki bytowe bardzo przyzwoite:
Sanhak Guesthouse w miejscowości Na Hin



Kammoun Guesthouse w Xiangta:

Tu też mieliśmy zabawną przygodę. W tych rejonach nie było zasięgu i nic nie mieliśmy zarezerwowanego. Wjechaliśmy do wioski Xiangta i zaraz przy drodze zobaczyliśmy budynek przypominający guesthouse. No ale wszystko było zamknięte, więc zagadaliśmy dzieci bawiące się obok (oczywiście na migi, bo nie znały angielskiego), a dzieci zaprowadziły nas do centrum wioski, do jednej kobiety handlującej różnymi rzeczami, a ta zaprowadziła nas do swojego guesthousu :)

Kolejny nocleg był najbardziej ekstremalny. Znów po całym dniu w samochodzie, w kurzu i pyle, dojechaliśmy do miejscowości Muang Souy. Mała wioska, ale od razu rzuciły nam się w oczy domki nad jeziorkiem i znajomy napis
Przyszedł właściciel, cena okazała się rewelacyjna i wtedy weszliśmy do środka


i do tego "łazienka"
Niestety zrobiłam mało zdjęć tego miejsca i nie oddają ona w pełni wyglądu tego miejsca. Ściany brudne, pełno owadów w większości nieżywych, szczeliny między deskami. No i łazienka - baniak z zimną wodą i WC jak widać. Jak weszłam tak wyszłam i powiedziałam nie.
Pojechaliśmy szukać dalej, w tej miejscowości były jeszcze dwa miejsca noclegowe: w jednym ponoć wszystko zajęte, ale raczej na jakąś rodzinną imprezę, drugie w trakcie prac budowlanych, niewykończone. W pobliżu żadnej miejscowość, więc cóż było robić zostaliśmy. To była bardzo chłodna noc i mimo, że spałam w ubraniu to solidnie zmarzłam.
Dalej dojechaliśmy do cywilizacji, kolejnym miejscem na naszym planie było Lunag Prabang, chyba najbardziej znana miejscowość Laosu, oczywiście tuż za stolicą.
Tu też wzięliśmy noclegi przy rzece. Miejsce było bardzo czyste i schludne, i prowadzone przez Chińczyków. Chłopak z recepcji bardzo ładnie mówił po angielsku,
w pokoju codziennie wymieniano ręczniki i wyrzucano śmieci



a na tarasie można było napić się herbaty albo kawy, bardzo fajny klimat.
Można też było pogłębiać kontakty polsko - chińskie przy chińskiej wódce i rozmawiać za pomocą translatora Google, ale to już temat na inną opowieść ;)
Przedostatnim miejscem, w którym nocowaliśmy były okolice jeziora Nam Ngum. W Resorcie Nirvana, prowadzonym przez Francuzów spędziliśmy 3 noce. Mieszkaliśmy w bardzo spokojnym i cichym miejscu, niedaleko miejscowości Tha Heua, w bungalowach z widokiem na jezioro



Na ostatnią noc przed wyjazdem wróciliśmy do stolicy i tam nocowaliśmy w hotelu



Miejsce bardzo ładne i stylowe
w samym centrum Wientian.
Oczywiście wchodząc do guesthousów panuje taki zwyczaj, że buty zostawia się na zewnątrz i z tego co zauważyłam wszyscy tego przestrzegali. We wszystkich miejscach (nawet w domku nad jeziorem) w pokoju była pościel i czyste,świeże ręniki, a na stole czekały dwie butelki wody mieneralnej.
I tyle o nocowaniu w Laosie :)
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz