Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 21 marca 2019

Po drogach i bezdrożach Laosu wypożyczonym samochodem (V)

Jak już wcześniej wspominałam po Laosie poruszaliśmy się wypożyczonym samochodem. Rezerwację zrobiliśmy wcześniej. Okazało się, że w centrum Wientian nie ma zbyt dużych możliwości wypożyczenia samochodu - do wyboru była firma Avis i jedna chińska wypożyczalnia, z którą nie można było się skontaktować.
Zarezerwowaliśmy więc samochód w Avisie. Zdecydowaliśmy się na pickup'a z napędem na cztery koła i jak się okazało był to jedyny słuszny wybór (napęd oczywiście, nie pickup). Wypożyczenie samochodu w Laosie jest bardzo drogie za 11 dni zapłaciliśmy 825$, co daje 75$ za dzień.
W Wientian mieszkaliśmy bardzo blisko tej wypożyczalni, więc podeszliśmy się dowiedzieć jak to z tym wypożyczeniem będzie. I dobrze, że przyszliśmy, bo się okazało, że nie mogli znaleźć naszej rezerwacji i trochę to trwało, więc w dniu wypożyczenia mogło by nam to zająć kolejne godziny.
A skoro byliśmy już w stolicy to postanowiliśmy odnaleźć tę drugą wypożyczalnię i tam zapytać o cenę. Dotarliśmy na miejsce i okazało się, że to faktycznie wypożyczalnia nastawiona na chińczyków, bo poza szefową, ale na nią musieliśmy trochę zaczekać, nikt nie mówił po angielsku, tylko po laotańsku i chińsku. W trakcie oczekiwania dostaliśmy do wglądu dokumenty z tłumaczeniem na angielski - niestety w taki sposób, że mieliśmy dużo wątpliwości o co chodzi. Ceny były jednak nieco niższe 60$ za dzień, więc zdecydowaliśmy się zaczekać. Okazało się, że szefowa trochę po angielsku mówi, ale dość mało komunikatywnie i jak się dowiedziała, że chcemy wyjechać poza stolicę to cena od razu skoczyła do 80$ za dzień. Nie chcieliśmy już dalej dyskutować, bo to i tak sensu nie miało, wróciliśmy więc do Avisa i umówiliśmy się na drugi dzień na 10.30.
No i kolejnego dnia poszli chłopaki po samochód, a ja jeszcze ogarniałam pokój, skończyłam pakowanie, zdałam pokój i czekałam w restauracji na dole pilnując bagaży, aż po mnie przyjadą. Trwało to i trwało, zaczęłam się martwić, aż dostałam wiadomość od Męża, że to jeszcze trochę potrwa, bo wymieniają koła i żarówki.
Okazało się, że po samochód trzeba było pojechać na odległy parking. Na miejscu chłopaki stwierdzili, że opony są łyse i się nie nadają, więc pojechali z osobą z wypożyczalni do warsztatu i tam cały rytuał - 5 osób wymieniało 2 koła

A potem jeszcze wymieniali żarówkę, bo jedno światło nie działało
Ogólnie auto było dość porysowane i lekko obite, co widać najlepiej na protokole odbioru.
Jednak nie miało to wpływu na jego jazdę, a to najważniejsze..
Po dwóch godzinach doczekałam się wreszcie, przyjechali i wyruszyliśmy odkrywać Laos.

Zrobiliśmy sporo kilometrów, bo prawie 1.300 km - taką pętelkę jak poniżej:

Mapa Google
chociaż w skali całego kraju to była raczej niewielka pętelka:
Mapa Google
Powiedzieć, że drogi w Laosie są kiepskie, to nie powiedzieć nic.
Z Wientian jechaliśmy na wschód i na początku, mniej więcej do Pakxan droga była jeszcze w miarę:
a potem już tylko ciekawiej:

 
Czasem na drodze było ciaśniej:



 Były takie mosty



i takie błoto:



W tym błocie droga dodatkowo była pod górę i tu, gdyby nie napęd na cztery koła, na pewno ugrzęźlibyśmy na dobre. Nawet wiezieni na pace pasażerowie by nie pomogli :)

A po tej drodze nasz samochód wygląda tak:
Droga robiła się coraz węższa
i zastanawialiśmy się, czy w ogóle gdzieś dojedziemy.
Na szczęście wjechaliśmy wprost do małej wioski:

gdzie nawet stacja benzynowa była ;)

Gdy ruszyliśmy dalej zaczęła się mgła i widoczność była taka:

Następnego dnia, gdy wybieraliśmy się w dalszą podróż i zatrzymaliśmy się już na znaku STOP
Droga nie zmieniła się zbytnio, tylko doszły dodatkowe atrakcje, jak strumyki


roboty drogowe

 czy kurz


Przy czym te dwa ostatnie towarzyszyły nam już do samego końca podróży.
I nie myślcie sobie, że jechaliśmy jakimiś bocznymi ścieżkami ledwo widocznymi na mapie. Nie, jechaliśmy głównymi drogami krajowymi, zaznaczonymi na mapach Google na żółto:
Mapa Google
Szczerze się cieszyłam, że mamy samochód, a nie motor, bo w tych warunkach jakie mieliśmy podróż na jednośladzie byłaby nie lada wyzwaniem i nie wiem jak by się skończyła ;)
Na koniec jeszcze o parkingach i paliwie.
Parkingi wszędzie były bezpłatne, nawet w miastach. Jeśli znaki nie zabraniały można było parkować dowolnie.
Paliwo tańsze niż u nas 1 litr Diesla kosztował w przeliczeniu na złotówki ok. 3,75 zł.
Tak więc poza ogromnymi kosztami wypożyczenia samochodu pozostałe nie były zbyt duże.
Zwrot samochodu zajął nam dużo mniej czasu niż wypożyczenie. Podjechaliśmy koło wypożyczalni, pan wyszedł, obejrzał, zobaczył na protokole jak wiele uszkodzeń było i nawet nowych nie szukał (choć nie mieliśmy żadnych przygód i nic nowego na masce nie przybyło)
I to tyle o drogach i samochodach.
cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz