Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

piątek, 10 lipca 2009

Weekend w Trójmieście


Poprzedni weekend spędziliśmy w Trójmieście. Chcieliśmy zobaczyć "na żywo" żaglowce, które brały udział w The Tall Ships' Races.
Wybraliśmy się w piątek, trochę wcześniej wyszliśmy z pracy i w drogę. Podróż upłynęła nam bardzo przyjemnie, (nie było korków, nie było deszczu, nie było upałów) i bardzo szybko. Mieliśmy w zapasie sporo czasu, więc postanowiliśmy  zatrzymać się w jakimś fajnym miejscu.
Jedziemy, rozglądamy się, a tu, niedaleko za Bydgoszczą, naszym oczom ukazała się olbrzymia stara lokomotywa z napisem Rio Grande.
A zaraz za nią  ujrzeliśmy budyneczki rodem z westernu. Zatrzymaliśmy się i nagle cofnęliśmy się w czasie i miejscu. Znaleźliśmy się po prostu na Dzikim Zachodzie. Nie jest to żaden skansen, ani muzeum, ale po prostu hotel z restauracją. Z zewnątrz robi bardzo duże wrażenie, ale w środku utrzymamy jest w jeszcze fajniejszym klimacie. Ściany obwieszone różnymi motywami typu western i Dziki Zachód - pióropusze, plakaty, siodła, obrazy i wiele wiele innych. I jedzenie całkiem całkiem i obsługa miła, a ceny też w porządku. Dodatkowo była muzyka na żywo, co prawda nie country ani western music, ale Elvisa grali ;)))



Spędziliśmy tam bardzo miłe 1,5 godzinki i ruszyliśmy dalej do Gdańska, bo tam nocowaliśmy u jednej naszej koleżanki. 
W sobotę wyruszyliśmy do Gdyni. Wybraliśmy się kolejką, bo doszliśmy do wniosku, że za dużo czasu spędzimy na poszukiwaniach wolnego miejsca do parkowania, a poza tym oboje będziemy mogli się napić piwka.
Już w kolejce był niezły ścisk, ale to co się działo na Skwerze Kościuszki i w porcie przeszło moje oczekiwania - takiego tłumu to naprawdę dawno nie widziałam. Żaglowce robiły  niezłe wrażenie, spłynęła się sama śmietanka :) MIR, Sedov, Dar Młodzieży, Pogoria, Zawisza Czarny i wiele wiele innych. Na kilku byliśmy, ale na Sedova  - ten największy, czteromasztowy - nie weszliśmy, bo trzeba było w kolejce stać ponad 40 minut. A już miałam dość.











Wypłynęliśmy (oczywiście na silniku) też jednym żaglowcem w morze w prawie godzinny rejsik i powrót był przez port, a Dj opowiadał o tych żaglowcach, co w porcie stały. W sumie było bardzo przyjemnie, a i pogoda dopisała.
Pod wieczór, po jedzonku udaliśmy się na plażę w Gdańsku - Jelitkowie, gdzie tworzone były rzeźby z piasku. Szykuje się niezła wystawa - 15 największych zabytków Gdańska w miniaturze z piasku. Ta miniatura to też nie taka mini-mini, ale niektóre to i ze dwa metry wysokości miały !!! Jak byliśmy to trwały jeszcze prace wykończeniowe, i jakoś na dniach mieli ją otwierać. Jak ktoś się do Gdańska wybiera to polecam. Zresztą to chyba widać ;))







 
A wieczorem znajomi zabrali na Gdańską Starówkę. Bardzo ładna. Dawno nie byłam w Gdańsku (jakoś ze 20 lat), ale wiele miejsc sobie przypomniałam. Niestety zaczął padać deszcz i musieliśmy wracać.



W niedziele do Gdyni na paradę żaglowców pojechaliśmy już samochodem, bo mieliśmy stamtąd wracać do domu. W porcie byliśmy gdzieś na 2 godziny przed paradą, a tłumy były jeszcze większe jak w sobotę. A że w porcie nie udało nam się znaleźć dobrego punktu widokowego, postanowiliśmy udać się na plażę. Stamtąd widać było całkiem nieźle, choć plaża wyglądała tak:

Nie będę pisać jakie wrażenie robi taka ilość żaglowców, bo opisać się tego nie da ;)
Ale zobaczyć można:
 








W drodze powrotnej chcieliśmy jeszcze na chwilę do Sopotu podjechać, no i jechaliśmy... z Gdyni do Sopotu godzinę ! Tam pobyliśmy chwilę na plaży (bo do wejścia na molo kolejka była straaaaaaaasznie długa)




 i zdecydowaliśmy się pojechać na obiad na Starówkę w Gdańsku, ale.. z Sopotu do Gdańska znów jechaliśmy godzinę i dojechaliśmy koło 18.00. Przed nami był jeszcze szmat drogi, więc zdecydowaliśmy, że się nie zatrzymujemy, tylko jedziemy do Wrocławia. Po drodze tylko zatrzymywaliśmy się na zamianę za kierownicą. Droga powrotna była bardzo męcząca, nie dość, że byliśmy zmęczeni, to zapadał zmrok i często padał deszcz. Do domu dojechaliśmy koło 1.00 w nocy, a skoro świt (tzn. 5.50) musiałam być znów na nogach. I tak nam minął weekend.