Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 30 kwietnia 2020

Tam gdzie kwitną wiśnie, czyli wyprawa do Japonii cz.9 - Okinawa, spacer po Naha

Z Tokio polecieliśmy na Okinawę.
Jest to główna i największa wyspa archipelagu Riuku na Oceanie Spokojnym. Archipelag o długości blisko 1.200 km oddziela Morze Wschodniochińskie od Morza Filipińskiego.
Okiwana nie jest typowo japońska - do lat 70-tych XIX wieku wyspa należała do Cesarstwa Chińskiego, podczas II wojny światowej znalazła się pod okupacją amerykańską, która trwała dłużej niż w pozostałej część kraju. Wyspa wróciła pod zarząd Japonii dopiero w 1972 r.
Okinawa z przyległymi maleńkimi wysepkami jest najbardziej wysuniętą na południe częścią Japonii. Leży w strefie subtropikalnej i temperatura nie spada tu nigdy poniżej 10 °C.
Największym miastem na Okinawie i zarazem stolicą tego regionu jest Naha.
Tam właśnie przylecieliśmy. O lotnisku już chyba pisać ne będę, bo sporo o nim napisałam. Powtórzę tylko, że to chyba najbardziej ukwiecone lotnisko jakie w życiu widziałam.

 

Plan na Okinawę był podobny jak na Tokio, czyli jeden dzień Naha i okolice, drugi środek wyspy, a trzeci północ, ale bez samochodu nasz plan nie miał szans na powodzenie, o czym już też pisałam.
Na Okinawie spędziliśmy 4 noce. Hotel mieliśmy całkiem przyjemny Ryuka Hotel Naha,
pokój nawet troszkę większy niż w Tokio,
prysznic duży,
foto: Internet
ale za to umywalka olbrzymia ;)
Cena za pokój dwuosobowy ze śniadaniem za 4 noce 27.800 ¥.
W hotelu były bardzo smaczne i urozmaicone śniadania,


a z balkonu sali śniadaniowej, umiejscowionej na ostatnim, siódmym piętrze rozciągała się piękna panorama miasta.

sobota, 25 kwietnia 2020

Tam gdzie kwitną wiśnie, czyli wyprawa do Japonii cz.8 - TOKIO na sportowo

Powodem, dla którego w ogóle pojawiła się idea wyjazdu do Japonii, był udział naszego kolegi w maratonie w Tokio. Jak wspominałam kilkanaście dni przed wyjazdem maraton został odwołany dla amatorów. Na starcie miało stanąć jedynie 175 osób z elity (125 mężczyzn i 50 kobiet) oraz 14 zawodników na wózkach.
Co jednak zrobić z pozostałym 38-tysięcznym tłumem, który pewnie był już przygotowany na ten start - bilety kupione, hotele zarezerwowane itp. Z tego co widziałam dużo osób zdecydowało się mimo wszystko przyjechać. Było to widoczne w dniu zawodów, kiedy na ulicach spotkać można było tłumy biegaczy. Wiadomo, że nie na samej trasie, bo tam nikt ich nie wpuścił, ale po chodnikach biegać nie zabroniono.
Na start maratonu pojechaliśmy dzień wcześniej pod Tokyo Metropolitan Government Bullding na Shinjuku. Przygotowania trwały, podobnie jak w okolicach mety niedaleko ogrodów przy Pałacu Cesarskim. Wszystko można było zobaczyć z bliska, zrobić zdjęcie.
W dniu maratonu już tak łatwo nie było. Na start nawet nie jechaliśmy (nasz kolega pojechał, bo chciał w tym dniu pobiegać), chcieliśmy dotrzeć na metę i kibicować zawodnikom na ostatnim odcinku trasy. Niestety nie było to możliwe. Meta była nieźle wygrodzona i dobrze strzeżona, żeby w żadnym wypadku nikomu postronnemu nie udało się zobaczyć kto wygrał ;)
Najbliżej udało nam się dojść na taką odległość:


Pokibicować mogliśmy się trochę wcześniej, jakoś w połowie maratonu, przy głównej ulicy



Trasa biegu była profesjonalnie zabezpieczona, a że biegała tylko elita, to szybko wszędzie mogli się zebrać i udrożnić miasto.


Mimo, że władze apelowały do mieszkańców i turystów, żeby nie kibicować na trasie, to jednak kibiców było sporo we wszystkich miejscach, gdzie byliśmy.
Organizatorzy biegu podjęli decyzję, że wszyscy zapisani na tegoroczną edycję maratonu w Tokio będą mogli przenieść prawo startu na przyszły rok, ale będą musieli ponownie uiścić opłatę startową (tj. ok. 650 zł !). Tym którzy nie będą biegali w przyszłym roku, wpisowe również nie zostanie zwrócone. O zwrocie kosztach poniesionych na wyjazd na maraton, już nawet nikt nie pomyślał.
Samo Tokio widać, że żyło tym tym wydarzeniem, w wielu miejscach były reklamy maratonu, flagi, chorągiewki i inne gadżety
Niestety koronawirus rządzi się swoimi prawami :(

Oczywiście nie tylko maraton nie odbył się zgodnie z planem, dziś już wiemy, że Igrzyska Olimpijskie w Tokio zostały przesunięte o cały rok. Podczas naszego pobytu jeszcze takie decyzje nie zapadły i wszyscy byli jeszcze dobrej myśli, że znicz olimpijski zapłonie 24.07.2020. Oczywiście w całym mieście widać było przygotowania do Olimpiady, z której symbolami stykaliśmy na każdym kroku.

Przed Tokyo Station stały dwa duże zegary, jeden odliczał czas do Olimpiady, drugi do Paraolimpiady. Z każdej strony atakowały maskotki olimpijskie i paraolimpijskie

Widać, że miasto było przygotowane na te wielką imprezę
W końcu ma też doświadczenie i zaplecze.W 1964 właśnie w Tokio odbywały się Letnie Igrzyska i sporo obiektów z tego czasu zostało na potrzeby tegorocznej imprezy przebudowane lub dostosowane.
Między innymi w okolicach parku Yoyogi - największego parku w Tokio. Przy parku znajduje się duża hala widowiskowo - sportowa , dwa stadiony oraz inne obiekty sportowe wykorzystywane właśnie w 1964 r. Z resztą słynna dzielnica Harajuku z interesująca stacją
była miejscem, gdzie 1964 mieściła się wioska olimpijska.
Myślę, że Tokio na to wydarzenie sportowe jest gotowe, władze Japonii chciały jednak za wszelką cenę nie dopuścić do odwołania igrzysk, bo w historii Letnie Igrzyska Olimpijskie odwołane były tylko 3 razy (1916, 1940 i 1944), z czego te 1940 miały odbyć się właśnie w Tokio !
Na szczęście Igrzyska się odbędę, za rok, bo za rok, ale to dobra wiadomość, zwłaszcza dla Japonii :)

I tyle o wrażeniach z Tokio. Było fantastycznie. To miasto wywarło na mnie naprawdę olbrzymie wrażenie i będę chciał tu wrócić, najlepiej w czasie kwitnienia wiśni.
Ale to nie koniec naszej przygody w Japonii. Z Tokio polecieliśmy prosto na Okinawę. O tym już niedługo :)
cdn...

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Tam gdzie kwitną wiśnie, czyli wyprawa do Japonii cz.7 - TOKIO nocą

Tokio to miasto, które tętni życiem nie tylko za dnia. Wręcz przeciwnie, można by przypuszczać, że Tokio nigdy nie zasypia. Nie wiem czy całe miasto, ale tam gdzie byłam wszystkie ulice były rozświetlone neonami, kolorowymi światłami, banerami, monitorami emitującymi non stop reklamy, czy grającymi reklamowymi samochodami.
Ale są też miejsca spokojniejsze i tak pierwszego wieczoru ciemność zastała nas w okolicach Parku Ueno,
w którego południowej części znajduje się Staw Shinobazu, a na jego środku można zobaczyć Shinobazu-no-ike Bentendo - buddyjską świątynię z 1625 r. 



Później, już w drodze na stację metra zetknęliśmy się z wieczornym Tokio


i słynnym targiem - ulicą Ameya-Yokochō, , na którym można kupić dosłownie wszystko, i gdzie - co nietypowe dla Japonii - można się targować.




Niedaleko naszego hotelu pierwszego wieczora odkryliśmy jeszcze jedną świątynię buddyjską
Tsukiji Hongwan-ji, również z pierwszej połowy XVII w., ale bardziej okazałą
i nocą wyglądała bardziej tajemniczo niż za dnia

Miejscem, gdzie warto wybrać się wieczorem jest Schibuya. W poprzednim poście wspomniałam o tej dzielnicy mody i domów towarowych za dnia, wieczór jednak robi swoje :)

Tu po raz pierwszy zobaczyłam jak kolorowe potrafi być to miasto i jak potrafi zmienić się z tego co było w ciągu dnia.
 
Takich reklamowych samochodów też można spotkać pełno na ulicach Shibuya

No i jak obiecałam w poprzednim poście Shibuya crossing - skrzyżowanie przez które codziennie przechodzi ponad 2,5 mln osób !
tak wygląda z okien Sturbucksa z drugiego piętra domu towarowego
A tak wyglądało to samo przejście przed laty
Miejsce to naprawdę tętni życiem i wydaje się, że nie zasypia nigdy, ale tuż obok można znaleźć uliczki, chodząc którymi nikomu przez myśl by nie przeszło, że zaraz znajdzie się w tak ruchliwym miejscu. Kilkaset metrów od głównej ruchliwej ulicy można trafić w bardzo kameralne zaułki:






I kiedy myślałam, że już nocne Tokio mnie nie zaskoczy pojechaliśmy do dzielnicy Akihabara i ta wyprawa zrobiła na mnie duże wrażenie.
Akihabara to dzielnica elektroniki  - można zaopatrzyć się tam w dowolny sprzęt elektroniczny w najlepszych cenach w Tokio, ale to także centrum otaku  - popkultury związanej z mangą i anime.
Dla niewtajemniczonych:
manga - po japońsku oznacza komiks, obrazek, rysunek, szkic, karykaturę, ale również wschodni styl rysowania komiksów. Komiksy przeważnie drukowane są w czerni i bieli, jedynie okładki i czasami kilka pierwszych stron są kolorowe. Większość mang publikowana jest w gazetach lub magazynach, Twórcy takich komiksów zaczynają od kilku pojedynczych historyjek, pracując na uznanie. Jeśli te okażą się sukcesem, są kontynuowane. Wtedy wydawane są jako oddzielne książeczki. Wydawnictwa te są drukowane na papierze o niskiej jakości i mogą mieć od 200 do ponad 850 stron.

Manga jest klasyfikowana według wieku i płci odbiorców.
anime - skrót słowny pochodzący od angielskiego słowa „animation”, które jest wymawiane po japońsku animēshon. Oznacza po prostu film animowany, z tym że w Japonii terminem tym określa się wszystkie filmy i seriale animowane, bez względu na kraj ich pochodzenia. Natomiast poza Japonią słowo anime służy do określenia japońskich filmów animowanych oraz stylu japońskiej animacji. A z czym się komu kojarzą japońskie animacje - każdy odpowie sobie sam
Rozmawiałam z tą postacią ;)
Akihabara jest wymarzonym miejscem dla fanów mangi i anime. Są tu wielopiętrowe galerie handlowe, w których można kupić najróżniejsze lalki, figurki postacie i inne tego typu gadżety

Ta dzielnica tętni życiem i muzyką elektroniczną chyba przez całą dobę, takie przynajmniej odniosłam wrażenie




I najdziwniejsze jest, że to miejsce wciąga. Kilka godzin wystarczy by z osoby niezainteresowanej japońskimi animacjami stać się ich fanem ;)



 
Oczywiście to co nierozerwalnie związane z Akihabarą to automaty. Po pierwsze całe salony z tzw. "łapaczami", wyciągać można od maluteńkich figurek misiów i kaczuszek, po wielkie pudła z wojowniczymi księżniczkami.




Po drugie - salony pachinko - japońskiej gry automatowej, przypominającej połączenie bilarda i  pinball.

W Japonii hazard jest nielegalny, więc wygraną można wymienić tylko na nagrody rzeczowe. Jednak podobno po wyjściu, gdzieś w ciemnym zaułku, nagrody te nielegalnie można wymienić na gotówkę.
Co mnie zaskoczyło to ilość tych salonów, są dosłownie na każdym kroku i grają tam ludzie w przeróżnym wieku, od 20-latków po 80-latków, głównie mężczyźni, chociaż trochę kobiet też dało się zauważyć.


W takim salonie jest okropnie gorąco, duszno i śmierdzi papierosami, bo oczywiście można tam palić. I do tego jest niesamowicie głośno:

Tokio nocą jest równie ciekawe jak za dnia i warto wybierać się na wieczorne czy nocne spacery, w nocy przeważnie wszystko wygląda inaczej.
cdn...