Wycieczka do Krakowa była planowana od dawna. Niby nie daleko, a jednak ciągle coś stało na przeszkodzie, żeby się tam wybrać. W końcu w ostatni weekend udało się. Wyjechaliśmy z domu rano i nieśpiesznie ruszyliśmy A4.
Wysiedliśmy z tramwaju przy moście Grunwaldzkim i ruszyliśmy w stronę Wawelu przywitać się ze smokiem.
Ulewa trwała dobrą godzinę i dopiero jak się skończyła ruszyliśmy na podbój Krakowa. Oboje wiele razy byliśmy w tym mieście, ale od ostatniego razu kilka lat upłynęło. Obeszliśmy Rynek i zdecydowaliśmy się wdrapać na wieżę Kościoła Mariackiego, żeby obejrzeć gród Kraka z góry i posłuchać nie dość że na żywo, to jeszcze z bliska, hejnału.
Niedzielny poranek rozpoczęliśmy od zwiedzania Wawelu. I nawet zdecydowaliśmy się na wejście do prywatnych apartamentów królewskich i skarbca ;)
Prosto z Wawelu udaliśmy się na Kazimierz, praktycznie przez nas nieznany. Wszystkie nasze wycieczki zawsze skupiały się w centrum, więc tym razem postanowiliśmy spędzić popołudnie na Kazimierzu :) To miejsce jest trochę zaniedbane, ale ma swój urok. I im dłużej tam byliśmy tym bardziej nasiąkaliśmy tą atmosferą. Zwiedziliśmy synagogi - jedną zabytkową, a jedną współczesną, normalnie czynną. No i w jednej z knajpek zjedliśmy pyszną zupę rybną :)
Z
Kazimierza wróciliśmy do centrum, a że nogi trochę nam odmawiały
posłuszeństwa, wsiedliśmy w zaczarowaną dorożkę i pooglądaliśmy Kraków
tak troszkę z innej strony.
Na
Krakowskim Rynku posiedzieliśmy jeszcze do późnego wieczora, racząc się
coraz to bardziej wymyślnymi koktajlami truskawkowymi :)A w poniedziałek - ostatni dzień naszego pobytu wybraliśmy się do muzeum Podziemia Rynku Głównego (w poniedziałki jest za darmo). Po ok. 40 min odstanych w kolejce udało nam się dostać do muzeum. I muszę powiedzieć, że to muzeum zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Nigdy nie widziałam czegoś takiego - prezentacje multimedialne, filmiki,wizualizacje.
Bardzo podobały mi się też hologramy:
Na
prawdę warto wybrać się do takiego muzeum, a dzieciaki, które
obserwowałam, miały super zabawę. W jednym korytarzu na ścianach wisiały
portrety naszych władców, niby nic nadzwyczajnego, ale jak się dłużej
postało, to taki król machał, albo puszczał oko, albo robił miny :)
Ubawiłam się jak dziecko ;))
Po krótkim spacerku i posileniu się, wróciliśmy do domku.