Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

środa, 25 maja 2011

Weekend w Krakowie


Wycieczka do Krakowa była planowana od dawna. Niby nie daleko, a jednak ciągle coś stało na przeszkodzie, żeby się tam wybrać. W końcu w ostatni weekend udało się. Wyjechaliśmy z domu rano i nieśpiesznie ruszyliśmy A4.
Chwilę po południu dotarliśmy (bez błądzenia) do hotelu i po krótkim odświeżeniu się ruszyliśmy w miasto.
Wysiedliśmy z tramwaju przy moście Grunwaldzkim i ruszyliśmy w stronę Wawelu przywitać się ze smokiem.
Potem ruszyliśmy uliczkami w stronę Rynku i to co nas najbardziej poruszyło to wszędzie pełno policji i straży miejskiej. W końcu spytaliśmy jednego policjanta o co chodzi i okazało się, że jest ... parada równości ! Jak dochodziliśmy Grodzką do Rynku to paradę mieliśmy tuż za plecami, a przy wejściu na Rynek stał uzbrojony kordon policji,  z drugiej strony nadchodziła kontrmanifestacja. Stanęliśmy z boku w tłumie gapiów i wszystko wyglądało bardzo spokojnie. Nagle zaczął kropić deszcz, więc weszliśmy do bardzo sympatycznej kawiarni koło Wierzynka na pyszny koktajl truskawkowy, a na zewnątrz rozpętała się burza. Deszcz lał się strumieniami, grzmoty rozlegały się nad Rynkiem, a niebo co kilka chwil rozrywały błyskawice ! Później dopiero dowiedzieliśmy się, że podczas starcia ludzi z parady i manifestacji aresztowano 14 osób i dopiero burza rozdzieliła zwaśnionych, bo mogło być groźnie.
Ulewa trwała dobrą godzinę i dopiero jak się skończyła ruszyliśmy na podbój Krakowa. Oboje wiele razy byliśmy w tym mieście, ale od ostatniego razu kilka lat upłynęło. Obeszliśmy Rynek i zdecydowaliśmy się wdrapać na wieżę Kościoła Mariackiego, żeby obejrzeć gród Kraka z góry i posłuchać nie dość że na żywo, to jeszcze z bliska, hejnału.

Oczywiście przez moje pozowania do zdjęć, a raczej zmysł fotograficzny mojego Męża o całą minute opóźnił się hejnał, bo akurat pozowałam w odpowiednim okienku :) Po zejściu z wieży udaliśmy się jeszcze do wnętrza kościoła, żeby podziwiać dzieło Wita Stwosza. Długo jednak nie zabawiliśmy, bo na 18.30 był ślub. Potem jeszcze trochę spacerów Floriańską i Planami i wróciliśmy do hotelu na kolację.

Niedzielny poranek rozpoczęliśmy od zwiedzania Wawelu. I nawet zdecydowaliśmy się na wejście do prywatnych apartamentów królewskich i skarbca ;)

No i na spacer po dziedzińcu i murach !

Prosto z Wawelu udaliśmy się na Kazimierz, praktycznie przez nas nieznany. Wszystkie nasze wycieczki zawsze skupiały się w centrum, więc tym razem postanowiliśmy spędzić popołudnie na Kazimierzu :) To miejsce jest trochę zaniedbane, ale ma swój urok. I im dłużej tam byliśmy tym bardziej nasiąkaliśmy tą atmosferą. Zwiedziliśmy synagogi - jedną zabytkową,  a jedną współczesną, normalnie czynną. No i w jednej z knajpek zjedliśmy pyszną zupę rybną :)


Z Kazimierza wróciliśmy do centrum, a że nogi trochę nam odmawiały posłuszeństwa, wsiedliśmy w zaczarowaną dorożkę i pooglądaliśmy Kraków tak troszkę z innej strony.
Na Krakowskim Rynku posiedzieliśmy jeszcze do późnego wieczora, racząc się coraz to bardziej wymyślnymi koktajlami truskawkowymi :)
A w poniedziałek - ostatni dzień naszego pobytu wybraliśmy się do muzeum Podziemia Rynku Głównego (w poniedziałki jest za darmo). Po ok. 40 min odstanych w kolejce udało nam się dostać do muzeum. I muszę powiedzieć, że to muzeum zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Nigdy nie widziałam czegoś takiego - prezentacje multimedialne, filmiki,wizualizacje.
Np. kiedy zagląda się do chaty kowala, to nie dość, że widzi się ówczesny wystrój zakładu kowalskiego, to na ścianie wyświetlany był film z kuźni.
Bardzo podobały mi się też hologramy:
Na prawdę warto wybrać się do takiego muzeum, a dzieciaki, które obserwowałam, miały super zabawę. W jednym korytarzu na ścianach wisiały portrety naszych władców, niby nic nadzwyczajnego, ale jak się dłużej postało, to taki król machał, albo puszczał oko, albo robił miny :) Ubawiłam się jak dziecko ;))
Po krótkim spacerku i posileniu się, wróciliśmy do domku.