Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

piątek, 25 marca 2011

Narty pod Matterhornem



W sumie obiecałam relację z wyjazdu, ale tak się zastanawiam, co mam tu relacjonować ;) 

No bo wyjazd był typowo narciarski: pobudka o 7.00-7.30, od 8.30 otwierali wyciągi, więc od początku dnia na nartach i tak do 16.00-16.30, potem powrót, prysznic, posiłek albo w domu, albo w restauracji i o 21.00 spać. I tak przez 6 dni :))
Może tylko kilka ciekawostek na temat Cervini, warunków itp.



Cervinia jest miejscowością zupełnie odmienną od Livigno. Miejscowość jest znacznie mniejsza, ale za to jest dużo wysokich, wielopokojowych hoteli, mniej typowych apartamentów do wynajęcia. Nie ma też tego specyficznego alpejskiego - góralskiego klimatu, większe nastawienie na turystów, których szczególnie sporą grupę stanowią Rosjanie. 



Infrastruktura narciarska też jest zupełnie inna niż w Livigno, czy Marillevie. Trasy są długie i nie tak szerokie jak stoki Livigno, najdłuższa trasa jaką zjeżdżaliśmy miała 15 km. Kolejki bardzo różnorodne od orczyków i talerzyków, przez kanapy, do wagoników - takich nawet do 140 osób !

 
Kupiliśmy sobie karnety internationale, żeby pojeździć również  po stronie Szwajcarii w Zermacie. Niestety tylko raz mogliśmy skorzystać, bo Szwajcarzy są bardzo zachowawczy i jak tylko wieje, albo pada śnieg czy jest mgła to nie otwierają wyciągów i przez ten tydzień na stronie szwajcarskiej można było pojechać tylko raz! Mój T. na początku chciał jechać właśnie typowo do Zermatt, ale w końcu wybraliśmy Cervinię, i dobrze, bo tak to byśmy 5 dni siedzieli bez sensu, a tak przynajmniej po włoskiej stronie sobie pojeździliśmy !

 
A pogoda była różna - przez większość czasu padał śnieg, albo była duża mgła. Jeden dzień był bardzo ładny, na początku naszego pobytu, no i potem w ostatni dzień, wydawało się, że będzie cudownie, piękne słońce, błękitne niebo, żadnych chmurek, ale jak wyszliśmy z apartamentu okazało się, że wieje niemiłosiernie i w sumie, mimo, że najpiękniejszy dzień, to najmniej wyciągów było czynnych, chyba tylko 4. Nie można mieć wszystkiego, i tak wyszaleliśmy się wystarczająco !
Mieszkaliśmy jak zwykle w apartamencie i w sumie po zdjęciu nart mieliśmy do pokoju 3 kroki:


Apartament jakoś szczególnie nie zapadnie mi w pamięć - ot, standardowy, tyle, że dość głośny, tzn. jak ktoś o 3-4 rano wracał z imprezy to słyszeliśmy wszystko. Mieszkaliśmy a wysokości ponad 2.100 m, a jeździliśmy przeważnie ok. 2800-3500 m. Ale w dniu, kiedy mogliśmy jeździć też w Szwajcarii przez przypadek znaleźliśmy się w najwyższym punkcie Europy, na który może wejść każdy śmiertelnik niebędący alpinistą ani wspinaczem, co więcej może tam wejść nawet w butach narciarskich :))
A zaczęło się od tego, że chcieliśmy opracować sobie najlepszą trasę powrotu na włoską stronę. No i padło, że albo jedziemy wagonem, albo orczykiem, więc wybraliśmy wagon, do którego czekało się w kolejce ok. pół godziny. Wagon zabierał chyba 100 osób i jak znaleźliśmy się na górze, zaczęłam z zamiłowanie pstrykać zdjęcia i wszyscy sobie poszli. No więc stwierdziliśmy, że też się zbieramy. Otworzyły się szklane drzwi i weszliśmy do wnętrza skały. Idziemy, idziemy, aż tu gdzieś w połowie drogi "odnoga" korytarza i wielki napis "viewpoint". Zostawiliśmy narty, idziemy dalej, a tu winda, więc pojechaliśmy w górę, no i tam też taras widokowy, ale to nie wszystko -  jeszcze schody w górę, kilkanaście stopni i tam to dopiero był punkt widokowy i tam też dowiedzieliśmy się, że jesteśmy na wysokości 3.883 metry i że to najwyżej położony taras widokowy w Europie, na który można wejść w butach narciarskich ;))

   
A jako ciekawostka - była tam grupka Polaków i chłopak się oświadczał dziewczynie :)) Bardzo miło było.
Powrót do domu niestety nie był łatwy, ale tylko dlatego, że miałam problem z aklimatyzacją ! Wrócić z takich wysokości i wpaść w normalny tryb, nie było łatwo, do tego połączenie z przesileniem wiosennym, ale na szczęście pomału dochodzę do siebie i już nie śpię w każdej wolnej chwili.