Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 30 marca 2010

Livigno po raz 2.


Wróciłam, choć wcale, a wcale mi się nie chciało. 




Wyjazd się udał, dużo śniegu, słoneczko i odpoczynek (tylko psychiczny, fizycznie umęczona jestem nieziemsko). Nie będę tu opisywała naszego wyjazdu, bo był podobny do tego sprzed dwóch lat: pobudka o 7.00, szybka toaleta, ubieranie i śniadanie, o 8.30 na wyciągu, jazda do 16-17 (w międzyczasie jakaś przerwa na kawę, albo drugie śniadanie), powrót, prysznic, obiad, spacer po Livigno i o 20.30 spać. I tak przez 6 dni. No przesadziłam, w jeden dzień skończyliśmy jeździć ok. 14 i poszliśmy do na kilka godzin na basen z masażami. Pogoda dopisała nam niesamowicie i teraz wszyscy się ze mnie śmieją, tzn. z mojej cudownej opalenizny z goglami ! No ale nie dało się nie opalić !!!






Jedynie droga powrotna dała mi się we znaki - najpierw z Livigno do prawie Monachium (jakieś 15 km przed) prowadził Mąż, a potem się zamieniliśmy. Koło 21-szej, jakieś może 50 km za Monachium na dworze rozpętała się ulewa. Momentami padało tak mocno, że wycieraczki na najwyższych obrotach nie nadążały zbierać wody. Po drodze mijałam dwa gigantyczne wypadki. I cały czas padało, czasem mocniej, czasem słabiej. Jakieś 100 km od Drezna miałam już dość i się przesiedliśmy znowu. I co ? No i deszcz od razu przestał padać, pokazał się księżyc i gwiazdy...
Tak też czasem bywa ...