Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

piątek, 25 lutego 2022

Madera - kraina wiecznej wiosny, cz. 6. Trochę trekkingu, veredy i levady

Dziś trochę o pieszych wędrówkach po Maderze, bo ta wyspa to skarb dla miłośników trekkingu.
Podobno na całej Maderze jest nawet 100 szlaków turystycznych, choć oficjalnie wytyczonych i oznakowanych jest ok. 30. Z pozostałych część jest oznaczona, część nie i z tym oznakowaniem też jest różnie, ale w przewodnikach trekkingowych, ulotkach czy biurach informacji turystycznej można je znaleźć. Trasy są różne od bardzo łatwych po trudne, najkrótszy ma ok. 1,5 km w jedną stronę, najdłuższy ponad 12 km w jedną stronę, więc każdy znajdzie coś dla siebie. A że jest gdzie chodzić nich świadczy fakt, że ścieżki przy samych lewadach mają blisko 1.500 km.
Zacznijmy jednak od tego czym się różni vereda od levady
Lewada to typ kanału irygacyjnego. Na Maderze sieć takich kanałów służy do transportowania wody deszczowej z północy na południe wyspy lub z części wyżej położonych do tych położonych niżej. Wzdłuż kanałów biegną zazwyczaj wąskie ścieżki, które przede wszystkim służą do kontrolowania stanu lewad, a dodatkowo wykorzystywane są jako trasy turystyczne.
Vereda to przeważnie szersza ścieżka wiodąca głownie przez góry i rejony, gdzie nie ma lewad - taki typowy szlak turystyczny. Typowym przykładem veredy jest trasa przez Półwysep Sao Lourenco, o którym już wspominałam. Na Maderze można jeszcze spotkać szlaki oznaczone jako caminho - to aleja często brukowana w niższych rejonach wyspy.
Planując trasę trzeba mieć na uwadze, że spotkamy tam trasy rodzaju "tam i z powrotem", ale są też trasy "od punktu A do punktu B", a jakoś wrócić trzeba. Trzeba też pamiętać, że są trasy do których dojedzie się autobusem, ale są i takie, gdzie nie ma na to szans.
Przez tak krótki czas, jaki byliśmy na Maderze, nie sposób przejść tego co by się chciało zobaczyć. 
I tak oprócz wspomnianej Veredy da Ponta de Sao Lourenzo, wybraliśmy się na najwyższy szczyt Madery - Pico Ruivo 1.862 m n.p.m. 
Z Santana to tylko 20 minut samochodem na parking Achada do Teixeira, 
a stamtąd 2,8 km na szczyt góry. Różnica wzniesień to 270 m. Większość trasy jest wybrukowana i łatwa do przejścia. 
Na trasie Verdada do Pico Ruivo można spotkać jedyne otwarte schronisko na Maderze - Casa do Abrigo, gdzie można nie tylko kupić coś do i picia, ale można też przenocować. 
Idąc na szczyt o tej porze roku (grudzień) warto zabrać ze sobą coś ciepłego do ubrania - w Santana chodziliśmy w krótkim rękawku, a na szczycie ubraliśmy puchówki :)
Widoki ze szczytu były bajeczne, zwłaszcza, że zaczęły nadciągać chmury, które sprawiały wrażenie, jakby chciały okryć puchową kołderką całą okolicę.
Ze szczytu widać drugą co do wskości górę, na którą też w tym dniu dotarliśmy - Pico do Arieiro.
Niestety nie pieszo, choć obie góry są połączone malowniczym szlakiem - trudnym, wymagającym, wiodącym przez tunele i strome zbocza. Nie wybraliśmy się jednak na tę trasę, bo wyprawa w jedną stronę to 7 km i blisko 4 godziny i trzeba by jeszcze wrócić do samochodu, a było już popołudnie. Niestety, żeby dotrzeć na te szczyty trzeba albo mieć swój samochód i wtedy zacząć wycieczkę wcześnie rano, żeby obrócić w dwie strony, albo podjechać na jeden szczyt taksówką i zamówić taksówkę na drugi szczyt, bo w pobliże nie dojeżdżają żadne kursowe autobusy.
Na Pico do Arieiro w tym dniu jeszcze dojechaliśmy. 
Wjeżdża się tam asfaltową drogą praktycznie na sam szczyt góry, do przejścia zostaje niewiele :) 
Na górze oprócz obszernych parkingów jest bar i sklep z pamiątkami 
oraz radar należący do Sił Powietrznych Portugalii. 
No i oczywiście tu znów przydała się kurtka i czapka.
To był jednak bardzo aktywny dzień, bo jeszcze pomiędzy Pico Ruivo a Pico do Arieiro dotarliśmy do  Ribeiro Frio, gdzie weszliśmy na kolejny szlak Vereda dos Balcoes. 
 
Jest to podobno najłatwiejszy i najkrótszy szlak na Maderze, większość wiedzie po praktycznie płaskim terenie, a różnica wysokości to raptem 30 m. Cały szlak prowadzi dróżką wśród drzew wawrzynowych (laurowych - tak, tak te słynne lasy laurowe to tu ;)) i platanów. 
 
Na końcu ścieżki znajduje się balkon,
z którego rozciągają się piękna widoki na pasma górskie i najwyższe szczyty. 
Przy szlaku znajduje się przyjemny bar, gdzie zjedliśmy pyszna zupę pomidorową z cebulą i z jajkiem i kawał sernika.
Po powrocie do Ribeiro Frio można wybrać się też do nietypowej hodowli pstrągów. Tworzą ją 4 duże owalne zbiorniki i jeden prostokątny. Ten prostokątny podzielony jest na 9 mniejszych prostokątów, ułożonych kaskadowo. 
W najwyższym zbiorniku są najmniejsze rybki, które w miarę wzrastania przenoszone są do coraz niższych, a dalej do owalnych. 
W momencie, gdy tam byliśmy, do hodowli można było wejść bez problemu. Nie wiem jednak czy wstęp przypadkiem nie jest płatny, bo były ustawione bramki (tymczasowo opuszczone) i był budynek jakby kasy, też zamknięty, ale cennika nigdzie nie było widać.
Kolejnym miejscem, które trzeba zobaczyć to Levada das 25 fontes. Jest ona uznawana za jedną z najpiękniejszych na wyspie.
Szlak rozpoczyna się w Rabacal przy drodze E110 z Porto Moniz na południe wyspy. Miejsce, gdzie rozpoczyna się szlak trudno przegapić, jest tam naprawdę spory parking i ponoć zawsze jest dużo samochodów. 
Na miejsce dojechaliśmy dość późno (wracaliśmy z północnej części wyspy) i w sumie naszą wycieczkę zaczęliśmy o 16.30. Jak parkowaliśmy słońce było już dość nisko.
Niby nic, ale ok. 18.30 robiło się już ciemno, a trasa liczy sobie 4,6 km w jedną stronę. Czas wycieczki jest szacowany na około 3,5 godzin, my trasę wraz ze zdjęciami i odpoczynkiem u celu naszej podróży zrobiliśmy w 2,5 godziny, przed 19 byliśmy przy samochodzie.
Początkowo trasa nie zachęca, pierwsze 2 km to droga asfaltowa, wiodąca w dół, co przy powrocie jest trochę nużące - wychodzisz z lasu i wiesz, że masz do pokonania jeszcze 2 km po asfalcie. Droga jest zamknięta dla ruchu, kursuje po niej tylko bus, który zwozi i dowozi bardziej leniwych turystów z i do parkingu. Asfalt kończy się przy leśniczówce Posto Forestal de Rabacal, a dalej już ścieżką wzdłuż lewady. 
Kawałek za leśniczówką szlak się rozwidla: P.R. 6 prowadzi właśnie do laguny 25 Fontes, 
a drugi P.R. 6.1 Levada do Risco prowadzi do imponującego wodospadu, który spada pionowo, tworząc grzbiet w skale. Niestety tam nie doszliśmy, choć wydaje mi się, że wodospad widzieliśmy z daleka (podobny jak na zdjęciach z przewodnika)
Ze względu na czas, poszliśmy tylko do Lagoa das 25 Fontes. Trasa była przepiękna, malownicze widoki, cudne rośliny, lasy wawrzynowe, ptasi śpiew. 
A najlepsze było to, że nie było praktycznie żadnych innych turystów, spotkaliśmy jedynie kilka osób, które już wracały. Samo miejsce też robi wrażenie - niewielka laguna, która zasilana jest przez 25 mniejszych lub większych wodospadów i źródełek, z których ten największy robi wrażenie. 


Wracaliśmy tą samą trasą,zmrok dopadł nas już na drodze asfaltowej, na szczęście mieliśmy czołówki.
Jak ktoś tak późno wraca ze szlaku musi się liczyć z tym, że na parking będzie szedł pieszo, bo busy (przynajmniej w okresie zimowym) kursują tylko do 18.00.
Ostatnią lewada na jaką się wybraliśmy była Levada Serra do Faial. Wybraliśmy się na nią w ostatni dzień roku. Była najbliżej miejscowości, w której mieszkaliśmy, a że w tym dniu mieliśmy oddać samochód, a wcześniej odwiedzić jeszcze kilka miejsc, to zdecydowalismy się właśnie na nią.
Lewada zaczyna się na wyżynach Funchal i prowadzi do Camacha. Trasa jest niewymagająca, płaska i bardzo łatwa. 
Jest dość kiepsko oznakowana, a oprócz terenów zielonych prowadzi też przez wioski i fragmentami przez drogi asfaltowe uczęszczane też przez samochody. Widoki ładne, dużo kwiatów i innej roślinności, ale nie było takiego "wow" jak wśród tej dzikiej przyrody, tak bardziej cywilizowanie ;) 
 
Nie zrobiliśmy całej trasy, przeszliśmy kilka kilometrów i wróciliśmy.
Jedno wiem po tych wędrówkach - Madera to trekkingowy raj, więc będę chciała tam wrócić i przejść jak najwięcej tych pięknych tras, a jest w czym wybierać :) 
Tyle o veredach i levadach, ale to jeszcze nie koniec wyprawy na Maderę.
cdn...