Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

niedziela, 31 maja 2020

Tam gdzie kwitną wiśnie, czyli wyprawa do Japonii cz.15 - Hiroszima

Sadako Sasaki w chwili wybuchu miała 2 lata. Sam wybuch przeżyła, ale w wieku 11 lat zdiagnozowano u niej białaczkę popromienną. W Japonii istnieje przesąd, że marzenie osoby, która złoży 1000 żurawi z papieru, się spełni. Dziewczynka postanowiła zrobić 1000 żurawi origami, żeby spełniło się jej marzenie - wyzdrowieć. Niestety udało jej się zrobić tylko 644, ale jej historia stała się bardzo głośna najpierw w Japonii, a potem na całym świecie. Brakujące żurawie zrobiły dzieci z jej szkoły, a potem do Hiroszimy napływały żurawie z całego świata i tak jest do dziś.

Kolejnego dnia mieliśmy w planie Hiroszimę. W sumie przed podróżą do Japonii, myślałam, że sobie odpuścimy to miejsce, ale jak podjęliśmy decyzję, że będziemy blisko, to wprowadziliśmy Hiroszimę do naszego planu podróży.

Hiroszima to miasto położone na wyspie Honsiu nad zatoką również o nazwie Hiroszima. Liczy sobie 1 mln mieszkańców i jest miastem dość nowoczesnym, choć o bogatej historii, sięgającej VIII w n.e.
Hiroszima jest znana na całym świecie z powodu wydarzeń z 6 sierpnia 1945, kiedy to na miasto Amerykanie zrzucili pierwszą w historii 4-tomową bombę uranową. Eksplozja na miejscu zabiła ponad 78 tysięcy osób, ponad 37 tysięcy zostało rannych, a prawie 14 tys. zostało uznane za zaginione. Nie wspomnę o setkach tysięcy, którzy zmarli na chorobę popromienną lub umierają do tej pory na inne powikłania.
W 1949 roku Parlament Japoński ogłosił Hiroszimę Miastem Pokoju
Do Hiroszimy pojechaliśmy oczywiście Shinkansenem - trasa blisko 250 km, to niewiele ponad 1,5 godziny. W czasie podróży cały czas miałam w głowie historię Sadako Saski, która szerze mówiąc wzruszyła mnie mocno. Wiedziałam, że cały dzień będzie bardzo spokojny, stonowany i wzruszający.
Gdy wysiedliśmy na dworcu, z zamiarem udania się do Parku Pokoju, drogę zaszedł nam sympatyczny staruszek w kamizelce z napisem VOLUNTEER i łamaną angielszczyzną zapytał czy może nam pomóc.

My z planem w głowie chcieliśmy odpowiedzieć, że nie, ale postanowiliśmy zapytać pana od drogę. Znajomość angielskiego tego pana właśnie się skończyła, ale biegle posługiwał się tłumaczem w smartfonie i przy jego pomocy doradził nam, żebyśmy najpierw udali się na wyspę Miyaijma, a potem wrócili do Hiroszimy i wtedy zwiedzili Park Pokoju. Tak też zrobiliśmy, co okazało się to bardzo dobrym pomysłem. Wsiedliśmy w pociąg regionalny (oczywiście na naszą kartę przejazdów JR), po kilku stacjach przesiedliśmy się na prom, również obsługiwany przez JR.

W języku japońskim Miyaijma oznacza "wyspę świątyń" i faktycznie jest ich tu sporo. Najbardziej znana to Itsukushima - świątynia zbudowana na palach,
a gdy poziom wody się podnosi świątynia wygląda, jakby unosiła na morzu.
foto: Internet
Za to symbolem wyspy jest brama tori świątyni Itsukushima, zanurzona w morzu, oddalona ok. 200 m od brzegu. Brama ma 16 metrów wysokości i waży 60 ton. Zbudowana została z drewna kamforowego, cedrowego i cyprysu, na 6 kolumnach z kamienną podstawą. Tori jest jedynm z najbardziej rozpoznawalnych syboli Japonii.
foto: Internet

foto: Internet
W internecie wygląda imponujące, ale niestety podczas naszego pobytu trwał remont bramy i cała była zasłonięta :(

Na Miyaijma podeszliśmy jeszcze do 5-piętrowej pagody 
i weszliśmy do świątyni Hokoku Jinja Shrine Senjokaku - pawilonu tysiąca mat, nazwanego tak, ze względu na swoje gigantyczne, jak na tego typu budowle rozmiary.







Na wyspie zobaczyliśmy tylko tyle, ale warto zatrzymać się na dłużej, bo naprawdę jest co zobaczyć, a poza tym wyspa jest dość górzysta i można wybrać się na treking.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po powrocie do Hiroszimy wysiedliśmy stację wcześniej, bo pomyśleliśmy, żeby zobaczyć jeszcze Zamek Karpia. Obiekt ten powstał pod koniec XVI wieku, ale podczas wybuchu został całkowicie zmieciony z ziemi.
Odbudowano go w pod koniec lat 50-tych XX w., ale tylko częściowo. Ciekawostką jest, że w ogrodzie zamku rosną trzy drzewa ocalałe z pożaru po wybuchu bomby.  Zamku nie zwiedziliśmy, bo był nieczynny (COVID-19), ale stamtąd to już tylko 15 minut spacerem do Parku Pokoju.

Trudno go nie zauważyć. Strona, od której przyszliśmy, zaczyna się mocnym akcentem - Pomnikiem Pokoju, albo Kopułą Bomby Atomowej.
Sam budynek powstał w 1915 jako centrum wystawowe.


Bomba wybuchła niemal w prostej linii nad nim , wszyscy którzy znajdowali się wewnątrz zginęli od razu, ale budynek przetrwał w dokładnie takim stanie, jak jest obecnie. Stał się tym samym ponikiem po tragicznych wydarzeniach 1945 r. i chyba najlepiej odzwierciedla tragedię, która tam się wydarzyła. W 1996 roku obiekt został wpisany na listę UNESCO.
Idąc dalej w stronę Muzeum Pokoju po drodze mijaliśmy m. in. Pomnik Ofiar Bomby Atomowej, niestety mogliśmy zobaczyć go tylko z zewnątrz, a który robi ponoć kolosalne wrażenie.


Zatrzymaliśmy się na trochę dłużej przy Dziecięcym Pomniku Pokoju, poświęconego Sadako Saski.

Przy pomniku znajdują się gabloty z żurawiami origami.



Ponoć każdego roku pod pomnikiem składanych jest 10 mln. papierowych ptaków. Na pomniku znajduje się napis "To jest nasz płacz. To jest nasza modlitwa. Dla budowania pokoju na świecie".

Pomnik dedykowany jest wszystkim dzieciom, które zmarły w Hiroszimie i Nagasaki na skutek wybuchu bomby atomowej.
Kolejnym pomnikiem, który minęliśmy idąc do muzeum był betonowy Cenotaf,
na którym mieści się lista nazwisk wszystkich znanych ofiar wybuchu. Stoi on na skraju sztucznego jeziorka i stanowi ciekawą oprawę dla Płomienia Pokoju.
Sam Płomień Pokoju płonie cały czas i ma zostać zgaszony dopiero, gdy wszystkie bomby nuklearne na świecie zostaną zniszczone.
I tak doszliśmy do Muzeum Pokoju, które również było nieczynne.


Obostrzenia z powodu COVID-19 nie były bardzo uciążliwe, ale akurat tu bardzo żałowałam, że przybyliśmy do Japonii z akurat takim czasie.
Cały Park Pokoju robi naprawdę olbrzymie wrażenie. Nie sposób przejść po nim obojętnie,
oglądając jedynie pomniki i zabytki, nie sposób nie zastanowić się nad dramatem tych ludzi, nad okrucieństwem, nad tym, ze na świecie wciąż niektóre państwa stawiają na broń atomową.


I też nad tym co się wydarzy, gdyby któryś z niezbyt odpowiedzialnych przywódców wpadł na pomysł użycia tej niszczycielskiej siły. Cieszę się, że byłam w tym miejscu, bardzo mnie poruszył ten spacer, i gdy otwarte były wszystkie obiekty w parku, myślę, że niejedna łza by się zakręciła w oku.

Po wizycie w Parku Pokoju poszliśmy na spacer ulicami tętniącej życiem śródmiejskiej dzielnicy Hondori.




Swoją nazwę zawdzięcza ona słynnemu zadaszonemu pasażowi handlowemu ze sklepami znanych japońskich i międzynarodowych marek odzieżowych. W okolicy znajduje się też ulica, gdzie restauracje serwują okonomiyaki - placów składających się z wielu różnych składników, pieczonych na rozgrzanej blasze, ale więcej na temat tej potrawy na moim blogu kulinarnym
Wieczorem udaliśmy się ponownie do Parku Pokoju, żeby zobaczyć jak wygląda podświetlony. Też robi wrażenie.


No i znów jest powód, żeby wrócić w te okolice - kiedy tori na wyspie Miyaijma będzie już po remoncie, a muzea wrócą do normalnej działalności.
cdn...