Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 12 kwietnia 2022

Livigno po raz 7. - po przerwie

No i kolejny raz przyszedł czas na Livigno :)
Na nartach nie byliśmy 4 lata, od mojego wypadku i perypetii z kolanem.
Dlaczego znów Livigno ? 
Po pierwsze, bo bardzo lubimy to miejsce i po tak długiej przerwie chcieliśmy pojechać właśnie tam.
Po drugie, gdzie najlepiej pokonać swój lęk przed ponownym stanięciem na nartach jak nie na swojej ulubionej trasie ? ;)
Po trzecie jest tam wiele rozmaitych tras, takich jak lubię, szerokich rozległych, o różnym stopniu trudności. Nie czeka się w kolejkach, można odpocząć na wyciągu i mieć siły na stok.
Po czwarte jest tam niesamowicie uroczo, zarówno w miasteczku, jaki i na szczytach, zewsząd otaczają niesamowite widoki.
Po piąte to tam pierwszy raz pojechaliśmy na taki wyjazd i taki sentyment trochę czujemy. Za każdym razem widzimy jak się zmienia, co nowego powstaje, a zmian jest sporo, choć np. sklepy, bar, czy restauracje wciąż pozostają te same :)
Tym razem Livigno zaskoczyło nas totalną wiosną - pierwszy raz było tak mało śniegu ! Nawet jak pod koniec naszego pobytu trochę dopadało, to i tak niewiele. Rano śnieg był fajny, ale temperatura powyżej 10 stopni na plusie i słońce sprawiały, że już w południe w niższych partiach kiepsko się jeździło, więc korzystaliśmy ile się dało, a jak się już nie dawało to odpuszczaliśmy :)
Lęk przed ponownym spotkaniem z narciarstwem, jak można się domyśleć z poprzedniego akapitu został przełamany. Nie było łatwo. Zaczęłam od niebieskiej trasy, ale jak zsiadłam z wyciągu, to ogarnął mnie paraliżujący strach. Ale wzięłam się w garść i pokonałam go. Pierwszy zjazd były bardzo ostrożny, wręcz asekuracyjny, ale z każdym kolejnym było lepiej. Po kilku już ruszyliśmy na moją ulubioną trasę, gdzie właśnie 4 lata temu miałam upadek. I było super. 
Noga jednak nie jest do końca tak sprawna jakbym chciała, bo po 3 dniach jeżdżenia bez urazów i upadków, kolano się jednak odezwało i musiałam zrobić dzień przerwy, ale potem odpuścić już nie mogłam ;)
 
Nocleg tym razem mieliśmy w centrum miasteczka, obok głównego marketu, 3 minuty na piechotę do wyciągu, 3 minut do przystanku autobusowego, z widokiem na trasy.
Odwiedziliśmy znane nam miejsca, m. in. Latteria di Livigno,
ale odkrywaliśmy też nowe:
zjedliśmy mnóstwo pyszności
i wdrażamy w życie "Regole per una Vita Felcie"
A do Livigno na pewno jeszcze wrócimy :)