Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

środa, 28 marca 2018

Wietnam cz. 7. Ho Chi Minh czyli dawny Sajgon

Po czterogodzinnej podróży autobusem (znowu tym z leżącymi miejscami ;)) dotarliśmy do największego miasta Wietnamu Ho Chi Minh. Jest to największy ośrodek Wietnamu pod każdym względem: liczby ludności, rozwoju, przemysły, handlu (mają tu swoje siedziby wszystkie najważniejsze firmy), edukacji (działa ok. 80 uniwersytetów), w 2001 roku otwarto w Ho Chi Minh pierwszą wietnamską giełdę. Największy jest też ruch uliczny, a budowa pierwszej linii metra jest w trakcie. Jakość życia w Ho Chi Minh jest wyższa niż w całym kraju.
Ho Chi Minh swoją obecną nazwę otrzymało w 1976 po zakończeniu wojny, na cześć swojego przywódcy i propagatora ustroju komunistycznego Ho Chi Minha. Wcześniej miasto było stolicą Południowego Wietnamu i nosiło nazwę Sajgon.
Miasto, a właściwie metropolia, podzielone jest na 22 dzielnice. Pięć z nich obejmuje tereny wiejskie wokół miasta, pozostałe dzielnice są miejskie.  Z miejskich dzielnic 5 nosi nazwy własne, pozostałe są tylko numerowane.
Dawna nazwa miasta stanowi u nas synonim bałaganu i nieporządku, może kiedyś tak było, ale obecnie nie można się z tym zgodzić.
Przyjechaliśmy do Ho Chi Minh wieczorem. Rozlokowaliśmy się w hotelu w centrum miasta, w dzielnicy 1, i wyszliśmy na wieczorny spacer.
Pierwsze wrażanie Ho Chi Minh zrobiło na mnie ogromne. Po tym co zobaczyliśmy do tej pory, tę biedę, ten brud zobaczyć coś takiego:

każdy przyzna, że wydawało mu się, że przeniósł się zupełnie innego kraju.
Z miejsca, w którym mieszkaliśmy wszędzie było bardzo blisko. Spacerując mogliśmy zobaczyć wiele ciekawych miejsc, m.in. centralny meczet
 
budynek opery zaprojektowany na początku XX wieku przez francuskiego architekta Ferreta Eugene
budynek Poczty Głównej, zaprojektowanej przez samego Gustawa Eiffla
Katedrę Notre Dame - kościół rzymskokatolicki z dwiema 58 metrowymi wieżami
a że święta były to i szopka przyd katedrą się znalazła:
czy Komitet Ludowy Ho Chi Minh, najbardziej rozpoznawalny zabytek miasta, gdzie obecnie znajduje się ratusz miejski:
Z budynku ratusza w stronę rzeki wiedzie szeroki deptak, po którym trochę spacerowaliśmy

Ale padający obficie deszcz wygonił nas do hotelu.
Następnego dnia, po śniadaniu wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do dzielnicy 5 - Chợ Lớn, czyli Chinatown. Poprosiliśmy taksówkarza, żeby wysadził nas w miejscu, gdzie jest Pagoda Thien Hau. Akurat trwały tam pokazy tańca ze smokiem grupy młodych ludzi


Samo wejście do świątyni jest bardzo oryginalne - dach przyozdabiają małe porcelanowe figurki
w środku za to znajduje się bardzo dużo dymu od tlących się bez przerwy kadzideł, które tworzą ciekawą kompozycję

Ze świątyni ruszyliśmy dalej chińską dzielnicą, w stronę serca miasta, czyli centrum.
I tu rozpoczął się nasz wielki spacer ulicami Ho Chi Minh. Szliśmy chłonęliśmy atmosferę i nie mogłam się nadziwić, gdzie trafiliśmy i co widzę. Na przykład biura:


do, których wchodzi się prosto z ulicy, żadnych drzwi.
Salony, sklepy, firmy:



rodzinne biznesy przy posiłku (tu sklep z oponami):
myjnie skuterów:
czy domy weselne:
W pewnym momencie wyrosła przed nami bardzo okazała świątynia buddyjska - pagoda Quoc Tu. Podobało mi się to miejsce, mimo, że nie było gdzieś na uboczu, można było poczuć spokój i ciszę.




Byliśmy już trochę zmęczeni - głównie hałasem i zgiełkiem miasta, więc postanowiliśmy chwilę odetchnąć w parku. Tak, mają i parki, choć jak na tak wielkie miasto jest ich naprawdę niewiele.



Jak widać trwały już przegotowania do obchodów Nowego Roku :)
Kolejnym miejscem, do którego weszliśmy było duże i najbardziej znane targowisko Ben Thanh,

gdzie można było kupić dosłownie wszystko. Ale na to nie miałam już siły, ten ich handel wszędzie i wszystkim już tak mnie znudził, że nawet nie miałam ochoty oglądać tej ilości wszystkiego. Poszliśmy więc w stronę centrum i nabrzeża.









 A w tym budynku poniżej na każdym balkonie znajdował się inny bar lub knajpka.
Gdy już wróciliśmy do hotelu, po ponad 20 kilometrowym spacerze udaliśmy się do sklepu na przeciwko po coś na wieczór, jak zwykle zresztą trzeba się było wzmocnić i odkazić ;) Tym razem jednak kupiliśmy whisky tańszą nawet od prezerwatyw. 

i wcale nie była zła ;)
Kolejnego dnia mieliśmy czas mniej więcej do 14.00, bo potem wylatywaliśmy w dalszą drogę. Po śniadaniu rozdzieliliśmy się. Znajomi poszli w swoją stronę, a ja miałam kaprys zobaczyć Ho Chi Minh z góry, więc z Mężem udaliśmy się do jednego z najwyższych budynków w Ho Chi Minh 262,5 metrowego wieżowca Bitexco
Jeszcze w 2010 był to najwyższy budynek w mieście, ale od tamtej pory urosły już dwa wyższe. Jednak tylko Bitexco ma platformę widokową, zlokalizowaną na 49 pietrze (nie, niestety nie jest to ten taras, który widać na zdjęciach tylko piętro po nim). Winda na platformę widokową jedzie aż ... 37 sekund i w ogóle się tego nie czuje. A widok z góry bardzo interesujący:




Patrząc z góry widać wielkość tego miasta, które wydaje się nie mieć końca w żadną stronę. Ale patrząc prosto w dół można zobaczyć obok tych pięknych szklanych domów, zardzewiałe i walące się dachy
Po obejrzeniu miasta z góry pospacerowaliśmy jeszcze wśród obiektów, które widzieliśmy wieczorami
Ratusz
Katedrę Notre Dame
Pocztę Główną z zewnątrz
i w środku

operę
czy inne
A to miejsce, gdzie na każdym balkonie jest inny bar bądź knajpka za dnia wygląda tak:
;)
I tyle naszego pobytu w Ho Chi Minh.
Gdy dojechaliśmy już na lotnisko, okazało się, że nasz samolot jest opóźniony, wylatywaliśmy, gdy już robiło się ciemno
cdn...