Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 24 maja 2018

Majówka w Hiszpanii cz. 4

Kolejnego ranka po śniadaniu znów udaliśmy się na autobus, tym razem na konkretną godzinę, bo chcieliśmy przejechać się przedłużoną trasą, a taką autobus robi tylko dwa razy dziennie. Niestety, tego poranka, mimo, że niebo było bezchmurne, było jeszcze zimniej niż dzień wcześniej i na górze autobusu w ogóle nie dało się podróżować. Tym razem z Placu Hiszpańskiego pojechaliśmy w stronę Muzeum Malarstwa i Ilustracji, Plaza de La Moncloa - plac będący "przedsionkiem" Miasteczka Uniwersyteckiego, z wielkim budynkiem Kwatery Głównej Sił Powietrznych, znajduje się tu również Faro de Moncloa - 110 metrowa wieża nadająca sygnały świetlne. Dalej droga wiodła przez Casa del Campo (znajduje się tam kolejka kabinowa, a dalej Zoo) potem przez znaną już świątynię Debod i znów zmiana: Puerta de Dan Vicente, ogrody, stadion Atlethico Madryt, Puente de Toledo i dalej już na swoją normalną trasę. Ale jak już pisałam, siedzieliśmy na dole autobusu i niewiele widzieliśmy przez oklejoną szybę.
Przystankiem, na którym tym razem wysiedliśmy było Muzeum Królowej Zofii, a właściwie Centrum Sztuki Królowej Zofii. Ponieważ nie mieliśmy na tyle czasu, żeby zwiedzić wszystkie muzea, które byśmy chcieli, wybraliśmy akurat to m.in. ze względu na artystów tam wystawianych, ale również ze względu na "Guerenicę" Pablo Picassa.
Sam gmach muzeum jest bardzo interesujący - XVIII wieczny budynek z nowoczesnymi, szklanymi windami i  dobudowanym ultranowoczesnym kompleksem.

A wnętrze to po prostu 4 piętra sztuki z obrazami Pabla Picasso, Salvadora Dali, Joana Miro i wielu innych. Przy niektórych salach były telewizory, gdzie puszczano filmy Luisa Bunuela z okresu surrealizmu na podstawie scenariusza Dali'ego "Pies andaluzyjski" i "Złoty wiek".
W całym muzeum, z wyłączeniem "Guerenici" można robić zdjęcia. Jeśli chodzi o samą "Guerenicę" nie będę opisywać historii jej powstania, bo można ją znaleźć wszędzie, ale muszę przyznać, że obraz robi wrażenie, zwłaszcza jeśli się wie co przedstawia i dlaczego powstał.
Wstęp do Centrum Sztuki kosztuje 10 Euro.
Po kilku godzinach w muzeum trochę zgłodnieliśmy, ale przy muzeum znaleźliśmy fajne miejsce z owocami morza, więc przy lampce wina i sporej porcji kalmarów podziwialiśmy gmach Dworca Głównego.
Naładowani sztuką postanowiliśmy poobcować trochę z naturą i udaliśmy się na spacer do Parku Buen Retiro. Park ma ponad 100 ha i można do niego dostać się przez 15 bram. Niegdyś były to ogrody królewskie, jednak w drugiej połowie XVIII wieku zostały udostępnione dla obywateli. Park jest bardzo ciekawy i różnorodny, jest tu i Obserwatorium Astronomiczne i Ogród Różany i Fontanna Żółwi i Wielki Staw, po którym można popływać łódkami z Pomnikiem Alfonsa XII



i Galeria Sztuki i Kryształowy Pałac,


który również jest Galerią, ale obecnie w remoncie. To miejsce jest naprawdę piękne i koniecznie trzeba je zobaczyć.
Z parku wyszliśmy na Puerta de Alcala, gdzie planowaliśmy wsiąść w nasz autobus, żeby podwiózł nas na Plaza de Colon, czyli po prostu Plac Kolumba. Ale, ze akurat nic nie jechało, a szkoda czasu na czekanie doszliśmy tam pieszo, w jakieś 10 minut. Plac znajduje się w dzielnicy Salamanca. W swoim założeniu w tej części miasta wydzielone miały być do zamieszkania obszary dla poszczególnych klas - wyższej, niższej, dla przemysłu i dla wojska. Plan wdrażany był bardzo powoli, a budowę zaczęto właśnie od Salamanki. Mieszkania w tym rejonie miały być przeznaczone dla klasy średniej, ale bardzo polubiła ją klasa wyższa. Mieszkania w tej okolicy jako pierwsze w Madrycie miały światło, wodę, ubikację, a nawet windy. Do dziś Salamanca uznawana jest za dzielnicę ekskluzywną.
Plac Kolumba jest łatwo rozpoznawalny, ponieważ powiewa na nim wielka flaga Hiszpanii 14x21 metrów, umieszczona na 50 metrowym maszcie.
W sercu Placu wznosi się oczywiście 17 metrowy  pomnik Krzysztofa Kolumba
Oprócz pomnika Kolumba na placu znajduje się też nowoczesny i dość kontrowersyjny pomnik na cześć odkrycia Ameryki. Powstał 1977 i do dziś budzi wiele emocji
W podziemiach placu działa Centrum Kultury Miasta Madryt, przy którym można zaobserwować ciekawą fontannę


Z Placu Kolumba wróciliśmy w nasze strony, czyli w miejsce, gdzie chyba bywaliśmy najczęściej - Puerta del Sol (Brama Słońca).
Takie tabliczki z nazwami ulic znajdują się na wszystkich rogach ulic w starej części miasta
Jest to centralny plac Madrytu i popularne miejsce spotkań. Jest to również ważny węzeł komunikacyjny, gdzie krzyżują się 3 linie metra. Plac otaczają bary i sklepiki z pamiątkami i o każdej porze jest tam mnóstwo ludzi.

Przy wylocie z jednej z ulic stoi pomnik La Osa y el Madrono - Niedźwiedź i Drzewko Poziomkowe:

W sumie niedźwiedź to Niedźwiedzica, a drzewko nazywane poziomkowym to chróścina jagodna. Jest to symbol Madrytu już od 1222 roku. Obecnie od 1967 do herbu dodano siedem gwiazd symbolizujących Mały Wóz, czyli Małą Niedźwiedzicę, lazurową ramę i koronę królewską.
Na placu znajduje się tez pomnik pomnik Karola III Burbona, któremu Madryt zawdzięcza wiele zabytków oraz zabytkowy Casa de Correos (Dom Poczty) czyli siedziba poczty z połowy XVIII wieku. Na wieży znajduje się zegar, według którego przez wiele lat regulowano oficjalny czas Hiszpanii. Przed budynkiem poczty znajduje się tablica z Kilometrem Zero.
To nie tylko symbol, to punkt początkowy głównych dróg krajowych w Hiszpanii, rozchodzących się promieniście od stolicy ku peryferiom. Jest ich 6: do Kastylii i Leonu oraz Kraju Basków, do Aragonii i Katalonii, do Walencji, do Andaluzji, do Estremadury i Portugalii oraz do Galicii. System ten stworzony został na potrzeby trasy dyliżansów w XVIII wieku.
Inną ciekawostką  na Puerta del Sol jest neonowa reklama na dachu hotelu Paris. Butelka, trzymająca się pod boki, w kurtce, kapeluszu i z gitarą.
Tio Pepe to reklama ponoć najlepszego na świecie wytrawnego jerez fino (sherry), właśnie o takiej nazwie. Dawniej cechą charakterystyczną Puetra del Sol były właśnie świetlne reklamy, jednak po jednym z największych remontów placu, wszystkie zostały zdemontowane, została tylko ta jedna.
Dalej nasze kroki skierowaliśmy do jednej z najstarszych czekoladziarni w mieście 
powstałej 1894 roku San Gines, filiżankę gorzkiej czekolady z churrosami. Było pysznie.

A czekoladziarnia jest odwiedzana przez wiele sławnych zarówno w Hiszpanii, jaki i na świecie osób, na ścianach wisi cała kolekcja słynnych osób jedzących tutejsze churros :)

I tak nam mijało popołudnie i wieczór w Madrycie. Chciałam jeszcze słów kilka napisać o jednej z największych i najbardziej reprezentatywnych ulic Madrytu - Gran Via. Mieszkaliśmy jakieś dwie minuty od tej arterii i była dla mnie tak oczywista, że opowiedzenie o niej jakoś mi umknęło.
Gran Via to bardzo elegancka ulica, jest przy niej wiele budynków o dużym znaczeniu dla miasta, m. in. Metropolis z 1910 r,

Gran Pena z 1916, Hotel de Las Letras z 1917, Casa Portugueses z 1922,
czy 14 piętrowy gmach Telefoniki wzniesiony w 1929 lub pierwszy klimatyzowany budynek z 1933 Edificio Capitol z podświetlaną reklamą.





Ostatni wieczór w Madrycie upłynął nam chodzeniu po barach na wino i tapasy (takie tradycyjne spędzanie wieczoru przez Hiszpanów), a przy okazji upajaniu się niezapomnianą atmosferą tego miasta.
Kolejnego dnia - w sobotę samolot mieliśmy późnym popołudniem, więc pozostało nam trochę czasu na ostatnie spacery. Plecaki zostawiliśmy w hotelu i znów ruszyliśmy w kierunku pałacu królewskiego. Z drugiej strony placu znajduje się gmach opery



Przy pałacu dopadło nas małe zaskoczenie - parda w mundurach:




Niestety do dziś nie wiemy z jakiej to było okazji, ale ciekawie wyglądało - ładnie nas pożegnali :)
Po obejrzeniu parady postanowiliśmy coś przekąsić przed wylotem i tym razem również postawiliśmy na tapasy i wino - ja tym razem piłam białą sangrię z limonką.
A gdy już zdecydowaliśmy się na powrót do hotelu, to okazało się, że możemy mieć problem z powrotem, bo musieliśmy przejść Gran Via, gdzie przetaczał się marsz protestujących pracowników służb administracyjnych

Jak się okazało nasze obawy były bezpodstawne - przeszliśmy przez ulicę sprawnie, wzięliśmy bagaże, ruszyliśmy do metra i po jednej przesiadce po ok. 30 minutach byliśmy na lotnisku.
I tak się zakończyła nasza hiszpańska majówka.
Było super,wróciłam bardzo zadowolona, ale też z dużym niedosytem, bo nie wszystko się dało zobaczyć. Sam Madryt to minimum tydzień, my jedynie "liznęliśmy" tego lukru, a apetyt rośnie. Madryt dalej pozostaje na mojej liście, żeby tam jeszcze powrócić. Bo warto.
A na zakończenie jeszcze jedna ciekawostka. Otóż w całym Madrycie pełno było takich lalek:

Pomalowane na różne kolory, z różnymi dodatkami, z różnymi minami. Bardzo, bardzo dużo, ale jeszcze się nie doszukałam po co. Jak się dowiem dam znać :)