Planując wyjazd na Maderę chcieliśmy "zahaczyć" o sylwestra. Szczerze mówiąc nie mieliśmy sprecyzowanych planów, ale słyszałam, że powitanie nowego roku w Funchal jest bardzo huczne. Jednak to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Nawet jadąc na Maderę nie miałam pojęcia, że rekord Guinnessa za największy pokaz
sztucznych ogni na świecie, przez kilka lat należał do Funchal. Rekord został ustanowiony na Sylwestra 2006/2007 i został pobity dopiero w roku 2012. Uważam to za coś niesamowitego, że w sumie nie duże miasto, na maleńkiej wsypie zagubionej gdzieś na oceanie przez tyle lat utrzymało taki tytuł !
Plan na Sylwestra był - dotrzeć do Funchal, a to przecież niedaleko. Nasz hotel też stanął na wysokości zadania, dwa dni wcześniej dostaliśmy zaproszenie na uroczystą kolację, była przystrojona sala, muzyka, występy tancerzy. Na 21.30 podstawione były autobusy, które zawiozły wszystkich chętnych gości hotelowych do Funchal. Trochę się dziwiłam, że tak wcześnie, bo przecież to tylko 13-14 km, ale okazało się, że wszyscy z okolicy jadą do Funchal. Oczywiście przy wejściu do autobusu, każda para dostawała szampana i kieliszki ;)
Nie jechaliśmy jednak do centrum, tylko zatrzymaliśmy się na wzgórzach i mieliśmy trochę czasu, żeby zobaczyć jak ludzie na Maderze witają Nowy Rok. Szczerze mówiąc, to gdybyśmy wyjechali jakieś 15 minut później to nie mielibyśmy tak dobrych miejscówek - wszystko zajęte. Drogi po dwóch stronach zastawione samochodami, a w samochodach całe rodziny, znajomi i imprezy, pootwierane bagażniki, pozastawiane stoły, muzyka i każdy bawił się w towarzystwie swoich kompanów, jak i nieznajomych z sąsiednich aut. Spacerowaliśmy wzdłuż ulicy w tłumie bawiących się na poboczach ludzi, czegoś takiego nigdy nie widziałam.
O północy zaczął się pokaz. To było coś niesamowitego. Jednocześnie z
ponad 35 miejsc w Funchal wypuszczane są sztuczne ognie, z każdego
miejsca takie same. Całość jest cudnownie zsynchronizowana, zapiera dech w
piersiach. Ognie wypuszczane są z różnych punktów miasta, z portu, a
także z łodzi pływających u wybrzeża. Pokaz trwał ok 8-10 minut. Uważam, że warto było to zobaczyć (choć zdjęcia nie oddają całego pokazu). Podobno zupełnie inaczej pokaz wygląda z portu, a jeszcze inaczej z łodzi, ale przecież jeszcze wszystko przed nami ;)
Po pokazie mieliśmy 10 minut na powrót do autobusu, bo odjeżdżał szybko, żeby uniknąć korków.
Nowy Rok powitaliśmy przy śniadaniu lampką szampana i niestety trzeba było się pakować. Samolot co prawda był dopiero wieczorem, ale pokój trzeba było oddać.
Chwilowa, bo nie mamy wątpliwości TRZEBA TAM WRÓCIĆ !!!
Madera zrobiłam na mnie takie wrażenie, że na pewno będę chciała udać się tam znowu i ... znowu. Tyle szlaków do odkrycia, tyle dróg do przejścia, tyle przygód do przeżycie,tyle pyszności do zjedzenia, tyle ponchy do wpicia ;)
A tak zupełnie serio Madera jest magiczna, cudowna i powinna znaleźć się na liście "must have" każdego, kto lubi spokój, zieleń i trekking :)