Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 29 marca 2022

Madera - kraina wiecznej wiosny, cz. 9. Sylwester w Funchal i pożegnanie z wyspą

Planując wyjazd na Maderę chcieliśmy "zahaczyć" o sylwestra. Szczerze mówiąc nie mieliśmy sprecyzowanych planów, ale słyszałam, że powitanie nowego roku w Funchal jest bardzo huczne. Jednak to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Nawet jadąc na Maderę nie miałam pojęcia, że rekord Guinnessa za największy pokaz sztucznych ogni na świecie, przez kilka lat należał do Funchal. Rekord został ustanowiony na Sylwestra 2006/2007 i został pobity dopiero w roku 2012. Uważam to za coś niesamowitego, że w sumie nie duże miasto, na maleńkiej wsypie zagubionej gdzieś na oceanie przez tyle lat utrzymało taki tytuł !
Plan na Sylwestra był - dotrzeć do Funchal, a to przecież niedaleko. Nasz hotel też stanął na wysokości zadania, dwa dni wcześniej dostaliśmy zaproszenie na uroczystą kolację, była przystrojona sala, muzyka, występy tancerzy. Na 21.30 podstawione były autobusy, które zawiozły wszystkich chętnych gości hotelowych do Funchal. Trochę się dziwiłam, że tak wcześnie, bo przecież to tylko 13-14 km, ale okazało się, że wszyscy z okolicy jadą do Funchal. Oczywiście przy wejściu do autobusu, każda para dostawała szampana i kieliszki ;)
Nie jechaliśmy jednak do centrum, tylko zatrzymaliśmy się na wzgórzach i mieliśmy trochę czasu, żeby zobaczyć jak ludzie na Maderze witają Nowy Rok. Szczerze mówiąc, to gdybyśmy wyjechali jakieś 15 minut później to nie mielibyśmy tak dobrych miejscówek - wszystko zajęte. Drogi po dwóch stronach zastawione samochodami, a w samochodach całe rodziny, znajomi i imprezy, pootwierane bagażniki, pozastawiane stoły, muzyka i każdy bawił się w towarzystwie swoich kompanów, jak i nieznajomych z sąsiednich aut. Spacerowaliśmy wzdłuż ulicy w tłumie bawiących się na poboczach ludzi, czegoś takiego nigdy nie widziałam.
O północy zaczął się pokaz. To było coś niesamowitego. Jednocześnie z ponad 35 miejsc w Funchal wypuszczane są sztuczne ognie, z każdego miejsca takie same. Całość jest cudnownie zsynchronizowana, zapiera dech w piersiach. Ognie wypuszczane są z różnych punktów miasta, z portu, a także z łodzi pływających u wybrzeża. Pokaz trwał ok 8-10 minut.
Uważam, że warto było to zobaczyć (choć zdjęcia nie oddają całego pokazu). Podobno zupełnie inaczej pokaz wygląda z portu, a jeszcze inaczej z łodzi, ale przecież jeszcze wszystko przed nami ;)
Po pokazie mieliśmy 10 minut na powrót do autobusu, bo odjeżdżał szybko, żeby uniknąć korków.
Nowy Rok powitaliśmy przy śniadaniu lampką szampana i niestety trzeba było się pakować. Samolot co prawda był dopiero wieczorem, ale pokój trzeba było oddać.
Wylatywaliśmy z Madery ok.22. i tak skończyła się nasza chwilowa przygoda z tą wyspą.
Chwilowa, bo nie mamy wątpliwości TRZEBA TAM WRÓCIĆ !!!
Madera zrobiłam na mnie takie wrażenie, że na pewno będę chciała udać się tam znowu i ... znowu. Tyle szlaków do odkrycia, tyle dróg do przejścia, tyle przygód do przeżycie,tyle pyszności do zjedzenia, tyle ponchy do wpicia ;)
A tak zupełnie serio Madera jest magiczna, cudowna i powinna znaleźć się na liście "must have" każdego, kto lubi spokój, zieleń i trekking :)

czwartek, 17 marca 2022

Madera - kraina wiecznej wiosny, cz. 8. Północno - zachodnia część wyspy i naturalne baseny

Na koniec pobytu na Maderze wybraliśmy się na północno - zachodnie wybrzeże. 
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo w tym dniu mieliśmy zaplanowaną jeszcze lewadę 25 Fontes, o której już pisałam.
Pierwszą miejscowością, do której dotarliśmy było Sao Vincente, miasteczko uroczo usytuowane u ujścia otwierającej się na morze doliny. Przy wjeździe do miasteczka można zostawić samochód na rozległym darmowym parkingu i spokojnie udać się na spacer. Starówka to kilka wąskich, klimatycznych uliczek z domkami pomalowanymi na biało, kościołem św. Wincentego i sądem.
Ze starówki można parkiem miejskim przejść ok. 500 metrów na kamienistą plażę. Park jest nietypowy, bo nie ma w nim drzew, tylko krzewy, kwiaty, wypielęgnowany trawniki i boisko wielofunkcyjne. 
Park przecina rzeka, a u jej ujścia nad nowoczesnym mostem wznosi się bazaltowa skała. Jest w niej wykuta kapliczka Capela Sao Vincente i podobno dokładnie w tym miejscu w 1694 r. ukazał się święty Wincenty.
Kolejną atrakcją, z której nie skorzystaliśmy, bo w końcu coś trzeba zostawić na następny raz, jest Centrum Wulkanologi Grustas e Centro do Vulcanismo de Sao Vincente - centrum multimedialne i kompleks jaskiń wulkanicznych.
Z Sao Vincente kierowaliśmy się dalej na zachód, mijając po drodze malownicze wodospady. 
Jeszcze jakiś czas temu możliwa była tu podróż trasą ER101 Antigua, niestety od lat jest zamknięta dla turystów, a było to ponoć wyzwanie dla kierowców. Szczególną atrakcją był 19 km odcinek z Sao Vincente do Porto Moniz - droga wykuta w skale nad oceanem, którego fale często ją zalewały. Dodatkową atrakcją były spadające na drogę wodospady. Zanim została otwarta szeroka droga z tunelami to właśnie tędy odbywał się cały ruch w tych okolicach. Patrząc dziś na fragmenty tej drogi można się zastanawiać jak to możliwe, że kiedyś mijały się tam dwa pojazdy ;) Gdy nową drogę oddano do użytku w 2006 r. stara stała się jednokierunkowa i traktowana była jako atrakcja turystyczna. Te 19 km kierowcy pokonywali w ok. 45 min ! Niestety często spadające kamienie, wysokie fale i postępujące zniszczenia doprowadziły do zamknięcia drogi.
W drodze z Sao Vincente do kolejnej miejscowości Seixal za wyjazdem z tunelu warto zjechać na parking i podejść do punktu widokowego, oprócz fragmentów starej drogi główną atrakcją jest widok na ponoć najpiękniejszy wodospad w tej okolicy zwany Veu da noiva, czyli "welon panny młodej".
Wodospad wpada ze skały wprost do oceanu i robi niesamowite wrażenie.
Seixal słynie głównie z tego, że w tak niewielkiej miejscowości są aż trzy plaże i dodatkowo baseny naturalne. Nie dotarliśmy jednak ani do plaży ani do basenów, pokręciliśmy się chwile po miasteczku i ruszyliśmy dalej. 
Ale nie na zachód, tylko na chwilę odbiliśmy w głąb wyspy, w stronę gór. Tu bardzo krętymi i wąskimi drogami przejechaliśmy przez piękny wąwóz Reserva Chao da Ribeira. Charakterystyczne dla tego miejsca są niewielkie domy z ciosanego kamienia, które tworzą ciekawy klimat. 
Tu też w Chao da Ribeira mieści się ponoć jedna z najlepszych restauracji na wyspie Casa de Pasto Justiniano. Miejsce przypomina nieco schronisko górskie i istnieje od 1987 r. Nie byliśmy zbyt głodni dlatego zdecydowaliśmy się tylko na kawę, sernik i mus z marakui. Tak pysznego musu nigdy nie jadłam :)

Posileni wróciliśmy do Seixal i kontynuowaliśmy drogę na zachód, co chwilę zatrzymując się w punktach widokowych, nie mogąc przestać podziwiać tych cudów natury.
Ostatnim miasteczkiem do którego dotarliśmy było Porto Moniz. Jest to miejscowość typowo turystyczna i chyba najczęściej odwiedzana przez turystów. Nazywana jest też krainą naturalnych basenów. 
Do głównych atrakcji Porto Moniz należy Aquario da Madeira, niewielkie, ale urządzone w ciekawym miejscu - w replice twierdzy oraz muzeum żywej nauki. 
Jednak naszym celem, jak chyba większości przyjeżdżających tu turystów, była kąpiel w naturalnych basenach z morską wodą. W miasteczku są dwa takie miejsca. Pierwszy kompleks, na zachodzie miasteczka, jest przygotowany pod turystów, jest bardziej bezpieczny i przyjazny, ale i bardziej skomercjalizowany. Są tu szatnie, przebieralnie, leżaki, wypożyczalnia ręczników. Wstęp jest płatny, ale nie kosztuje dużo 1,5 - 2 Euro. Niestety nie mogliśmy z niego skorzystać, bo zwyczajnie był zamknięty ! 
Na szczęście 500 metrów na wschód można skorzystać z drugiego kąpieliska - bardziej naturalnych basenów. Krajobraz jest naturalny, wszystko otaczają skały, można też spotkać mieszkańców oceanu. Jest mniej bezpieczny, zwłaszcza dla dzieci, ale do popływania idealny. Wejście jest bezpłatne, nie ma przebieralni ani zaplecza szatniowego, ale można opłukać się ze słonej wody pod prysznicami na zewnątrz. Na obu kąpieliskach nad bezpieczeństwem czuwają ratownicy, którzy nawet byli czujni. Podczas naszego pobytu fale były naprawdę wysokie i za każdym razem gdy ktoś podpływał zbyt blisko krawędzi basenów ratownicy byli czujni. Woda na początku wydaje się zimna - miała jakieś 19 stopni, ale jak chwilę się popływa to można się przyzwyczaić ;)
Na pewno w sezonie jest tam dużo ludzi, podczas naszego pobytu było całkiem nieźle :)
cdn...